Dotąd zajmowała się głównie kulturą. Teraz pochodząca z Ukrainy Weronika Marczuk pomaga w ewakuacji rodaków w kraju ogarniętym wojną. Ale nie wszyscy chcą wyjechać… Czy jej rodzina jest bezpieczna? Przeczytajcie rozmowę z gwiazdą!

Reklama

Zobacz także: Weronika Marczuk pokazała wstrząsające zdjęcia z atakowanej Ukrainy. "Bombardowania są wszędzie"

Wywiad z Weroniką Marczuk o sytuacji na Ukrainie

Spodziewała się pani tego, co się stało?

Nie, nawet w najgorszych snach… Nikt się nie spodziewał aż tak perfidnie i dawno zaplanowanej wojny, takiej skali zniszczeń, a najważniejsze – tylu ofiar! Spodziewaliśmy się walk i oderwania się od Ukrainy donieckich wielbicieli „cara”, może południa kraju.

Czy pani rodzina jest bezpieczna?

Moja mama mieszka ze mną w Polsce. Ale rodzina, rozsiana po całej Ukrainie, w większości tam została. Znajomi również. Mówią, że będzie, co będzie. Nie chcą uciekać, pomimo że nie mają gdzie się schronić. We wsiach nie ma schronów, a ukraińskie wiejskie domy nie mają piwnic.

Samych kuzynek i kuzynów ma pani w Ukrainie dwadzieścioro dwoje. Naprawdę nikt nie chce uciekać?

Być może jedna z moich kuzynek wyjedzie, bo ma maleńkie dziecko. Usiłuję ją wyciągnąć spod bombardowań, ale ona zwleka, nie chce rozstawać się z mężem, który walczy. Takich dramatów rodzinnych jest dużo. Poza tym ludzie boją się jechać do obcego kraju, którego nie znają. Niektórzy za nic nie opuszczą swoich domów. Zwłaszcza starsi na wsiach, przywiązani do swojej ziemi. Wielu ma nadzieję, że ataki się skończą.

Zobacz także

Do niedawna jako prezeska Towarzystwa Przyjaciół Ukrainy zajmowała się pani współpracą kulturalną. Teraz musieliście szybko zmienić priorytety i zacząć pomagać w ewakuacji ludzi.

Tak, koordynuję teraz mnóstwo rzeczy. Działamy w sposób zorganizowany, ale kiedy dzwonią do mnie zwykli ludzie i proszą o pomoc, nie potrafię odmówić i zajmuję się też pojedynczymi sprawami. No i pocieszam, że wszystko będzie dobrze. Z Ukrainy uciekają głównie matki z małymi dziećmi. Nie wszystkich jednak można ewakuować, nie wszyscy tego chcą. Teraz będziemy ściągać z Kijowa do Polski pierwszą osobę w zaawansowanym wieku. To 85-letni wybitny malarz Iwan Marczuk (zbieżność nazwisk przypadkowa). Długo go przekonywaliśmy, by zgodził się na ewakuację.

Czy młodzi mężczyźni powinni zostać bronić kraju, czy ewakuować się ze swoimi żonami i małymi dziećmi?

Nie wyobrażam sobie, żeby młodzi mężczyźni nie bronili Ukrainy. To byłoby niemoralne. Myślę, że nasi mężczyźni rozumieją to bardzo dobrze. Nie znam żadnego, który by teraz opuszczał kraj. Co więcej, znam wielu wracających tam, by walczyć. Polacy i inni obcokrajowcy też się zgłaszają do wojska. Musi tak być, nie ma innego wyjścia, kiedy jeden wariat chce zniszczyć całą Ukrainę. Rosjanie też werbują przedstawicieli innych narodowości. Co innego jednak, kiedy ktoś jedzie mordować za pieniądze, a co innego, kiedy jedzie bronić niepodległości. Nazywam ich patriotami naszego świata.

W Rosji aresztowano dzieci, które chciały zaprotestować przeciw wojnie na Ukrainie. Ile to jeszcze potrwa?

Trzeba zrobić wszystko, by powstrzymać Putina! Każdy na swój sposób. Mam poważne wyzwanie. Łączę rolę polskiej koordynatorki Międzynarodowego Sztabu Pomocy Ukraińcom (działającego w 75 krajach) z prowadzeniem akcji Towarzystwa Przyjaciół Ukrainy – już z 250 wolontariuszami. Organizujemy transporty z pomocą na front: wysyłamy kuloodporne kamizelki, hełmy, auta, karetki, ratujemy tam ludzi. Taki sprzęt słono kosztuje, bo na wojnach się zarabia. Ale to jest nic w porównaniu z tym, jak mógłby pomóc Ukrainie choćby jeden multimiliarder. Świat powinien już zasypać Ukrainę kamizelkami, które uratują życie.

Rozmawiała: Anna Kilian.

Reklama

Zobacz także: Weronika Marczuk o bliskich z Ukrainy: "Zadzwonili, że słychać bombardowania, że trzęsą się budynki"

Instagram @weronika.olena
Reklama
Reklama
Reklama