W piątek, 27 sierpnia, Polska obchodziła prawdziwe święto na igrzyskach paraolimpijskich w Tokio, a wszystko dzięki naszym sportowcom, którzy zdobyli aż trzy medale. Lech Stoltman - brąz w pchnięciu kulą, Michał Derus - srebro w finale biegu na 100 m, oraz Róża Kozakowska, która nie tylko wywalczyła złoto w rzucie maczugą, ale jednocześnie pobiła rekord świata! Sukces polskiej lekkoatletki w obliczu tego, co przeszła w życiu, znaczy jednak o wiele więcej. Róża Kozakowska przez lata była maltretowana przez własnego ojczyma, a kiedy pewnego dnia wróciła do domu z pucharem z zawodów, otrzymała od niego cios siekierą.

Reklama

Koniecznie chciał, żebym nie chodziła - mówiła w programie "Alarm!"

Patologia, ubóstwo i ciężkie doświadczenia z przeszłości jednak nie załamały Róży Kozakowskiej, która o swoim trudnym dzieciństwie opowiedziała w wywiadzie z Onet Sport.

Zobacz także: Ta piękna dziewczyna, Natalia Partyka, urodziła się bez ręki. O czym marzy mistrzyni paraolimpijska?

Polska złota medalistka paraolimpijska - Róża Kozakowska - była katowana przez ojczyma

Dziś o Róży Kozakowskiej mówi cały świat. 32-latka zdobyła złoto w igrzyskach paraolimpijskich w Tokio i pobiła rekord świata w rzucie maczugą. Zanim jednak spotkała w swoim życiu osoby, dzięki którym na nowo doświadczyła miłości i szczęścia, musiała przejść przez prawdziwe piekło na ziemi. Jak sama wspomina, z niektórych sytuacji ledwo uszła z życiem, a jej ojczym groził jej śmiercią.

Jako małe dziecko nie mogłam nigdzie usiąść w domu, bo ojczym, który nie jest moim biologiczny tatą, zawsze groził, że mnie zabije. Nieraz, jako mała dziewczynka, uciekałam z domu na potwornym mrozie w samych rajstopach. Dlatego teraz jestem taka wysportowana, bo musiałam przed nim uciekać i przeskakiwać przez wszystko, co napotkałam na drodze i to w niezłym tempie, żeby mnie nie dopadł. Czasami jednak nie zdążyłam przeskoczyć przez bramę i potem leżałam w kałuży krwi. Straszliwie się nade mną znęcał. Potrafił łapać mnie za włosy i bić moją głową z całych sił o ścianę. Tłukł mnie do nieprzytomności. Przy tym wszystkim wydzierał się, że mnie zabije, że nie mam prawa żyć. Takich sytuacji w domu przez całe moje życie były tysiące - mówiła na łamach Onet Sport.

YASUYOSHI CHIBA/AFP/East News

Róża Kozakowska opowiedziała o jednej z groźniejszych sytuacji. Pewnego dnia ojczym chciał wbić jej nóż w plecy. To tego dnia ledwo uszła z życiem, a jako zaledwie kilkuletnia dziewczynka, modliła się, by jej męki na zawsze dobiegły końca.

Zobacz także

Już kiedy zaczęłam chorować, kolega zabrał mnie na festyn. Tam, znienacka, złapał za nóż i próbował wbić mi w plecy. Przy wszystkich ludziach, którzy byli w szoku. Pewnie, gdyby nie ten kolega, już bym nie żyła. Nie ukrywam, że miałam chwilę załamań. Jako ośmiolatka byłam już w takim stanie, że prosiłam Boga, by mnie zabrał z tego świata. Nie miałam już siły.

Dramat paraolimpijki - Róży Kozakowskiej

Od ciężkiej sytuacji w domu Róża Kozakowska uciekała w książki i naukę, choć jak sama przyznaje, nie miała do tego warunków. Odrabiając lekcje zawsze musiała czuwać, czy przypadkiem znowu nie czai się na nią niebezpieczeństwo. Mężczyzna najbardziej znęcał się nad nią i jej mamą, prawdopodobnie dlatego, że dziewczynka nie była jego córką. Róża Kozakowska zawsze chciała wyrwać się od otaczającej jej rzeczywistości. Tą ucieczką miał być właśnie sport.

Od dziecka marzyłam o sporcie i jemu chciałam się poświęcić. Teraz w jakimś stopniu to się spełnia. Dlatego czuję się bardzo szczęśliwa. Dla kogoś to, co posiadam, to może nie jest wiele, ale dla mnie to wielkie bogactwo. Przede wszystkim mam nową rodzinę. Poznałam też wielu wspaniałych ludzi na swojej drodze. To największy dar. Gdyby nie choroba, to pewnie nigdy bym ich nie spotkała.

Choć od kilku lat Róża Kozakowska mieszka w kontenerze, osiągnęła szczęście, którego inni mogliby nie docenić. W 2014 roku wykryto u niej neuroboreliozę stawowo-mózgową i od tego momentu momentu ma porażenie czterokończynowe. Lekkoatletka jednak nie ma zamiaru się poddawać i walczyć o siebie. To sportowego klubu trafiła przypadkiem, ale już po dwóch tygodniach wyjechała na mistrzostwa Polski, gdzie pojawiły się pierwsze medale. W 2019 roku zdobyła złoto na 100 metrów i drugie miejsce w skoku w dal. Jej stan zdrowia utrudniał jej wzięcie udziału w wielu ważnych imprezach, jednak ta nie odpuszczała. Choć dziś nie może ani biegać, ani skakać, okazało się, że zwycięstwo ma swój początek wcale nie w sile mięśni. Róża Kozakowska - choć waży zaledwie 49 kilogramów - właśnie zdobyła złoto w pchnięciu kulą na paraolimpijskich mistrzostwach w Tokio.

YASUYOSHI CHIBA/AFP/East News

Czy sportowe sukcesy zmieniły jej nastawienie? Czy dzięki nim czuje się silniejsza i bezpieczna? Czy ojczym, który przez lata był jej największym oprawcą, nadal jest jej najgorszym lękiem? Choć mężczyzna przebywa w więzieniu, niebawem ma z niego wyjść. Róża Kozakowska nie wierzy jednak w to, by kiedykolwiek mógł się zmienić i nie ukrywa, że boi się, że jej koszmar powróci. Dziś jednak ma nad nim znaczącą przewagę.

Jestem teraz bardziej odważna niż wtedy, kiedy byłam małym dzieckiem. Mógł ze mną wówczas zrobić, co tylko chciał. Rzucał mną, jak workiem treningowym. Teraz mam 31 lat i potrafię się postawić, choć jestem słaba. Pewnie wewnętrznie się boję, ale nie mogę tego okazywać. To byłoby najgorsze, bo on by wtedy triumfował. To chory człowiek z odchyłami, który ma zawsze nóż przy sobie - wyznała w rozmowie z Onet Sport.

YASUYOSHI CHIBA/AFP/East News
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama