Jarosław Botor, jeden z ochotników, którzy polecieli na Nanga Parbat opowiedział o dramatycznej akcji ratunkowej. W miniony weekend na ośmiotysięczniku doszło do tragicznych wydarzeń z udziałem Tomasza Mackiewicza, który przez poważne problemy ze zdrowiem nie mógł zejść ze szczytu góry. Na pomoc Polakowi i Elisabeth Revol ruszyli ochotnicy, którzy przygotowywali się do zdobycia K2. Ratownikom udało się dotrzeć do Revol, niestety ze względu na fatalne warunki pogodowe i stan himalaistki musieli podjąć decyzję o zakończeniu dalszej akcji. Tomasz Mackiewicz pozostał na ok. 7200 m n.p.m.

Reklama

Dlaczego ratownicy nie zdecydowali się na dalszą wspinaczkę?

Jarosław Botor, który ze względu na ważne sprawy osobiste musiał wrócić do Polski, w rozmowie z TVN24 opowiedział o dramatycznej akcji na Nanga Parbat.

Odebrano nas z bazy, na dwa śmigłowce, cztery osoby plus sprzęt. Ten sprzęt to głównie butle z tlenem. Liczyliśmy się z tym, że jeśli pogoda się załamie, będziemy zmuszeni założyć tam obóz. Liczyliśmy się i z tym, że Tomek nie będzie w stanie sam schodzić, a Elisabeth też była w takim stanie, że nie byliśmy pewni, czy da sobie radę. Mieliśmy przygotowany tlen, żeby Tomka na przykład przez trzy dni pod tym tlenem trzymać. Mieliśmy przygotowany sprzęt biwakowy, jedzenie, wszystko dla sześciu osób- przyznał Jarosław Botor.

Botor w rozmowie z TVN24 przyznał, że cała akcja ratunkowała miała wyglądać zupełnie inaczej. Ratownik zdradził, że po konsultacji z pilotami pod helikopterem został zamontowany spacjalny hak, aby z pomocą liny podebrać Elisabeth.

Posiadam takie uprawnienia, że mógłbym to zrobić. Wiedzieliśmy, że jest na wysokości 6200, 6300 m n.p.m. Dogadaliśmy się z pilotami, pod śmigłowiec zamontowano specjalny hak, certyfikowany. Wyrzucono nas o 16.30, może 17, zrobiło się już szaro i piloci nie podjęli się tego zadania. Zdesantowali nas i odlecieli.

Jak wyglądała chwila, w której ratownicy po dotarciu do Elisabeth Revol musieli podjąć dramatyczną decyzję o wycofaniu się z góry Nanga Parbat? Dlaczego nie udało im się uratować Tomasza Mackiewicza?

Gdyby Elisabeth dała radę sama schodzić, być może udałoby się zmierzać w stronę Tomka, choć było to obarczone dużym ryzykiem. Cały czas mieliśmy kontakt radiowy z Adamem i Denisem. Adama prosiłem, by nagrał dokładnie to, co Elisabeth powie o stanie Tomka. Powiedziała, że miał odmrożone ręce, odmrożone nogi, odmrożoną twarz. Nie współpracował z nią. Prawdopodobnie doszło do obrzęku mózgu, a może nawet płuc, bo leciała mu z ust krwawa wydzielina. Byliśmy przekonani, że musimy się skupić na tym, kto w tym momencie ma szanse na przeżycie. I była to Elisabeth.Wiedzieliśmy, że jeśli zostawimy Elisabeth, to ona może tej nocy nie przeżyć.

Zobacz także: Żona Tomasza Mackiewicza walczy z hejterami! "Jeżeli nadal będziecie Państwo opluwać Jego i naszą rodzinę..."

Zobacz także

Tomasz Mackiewicz pozostał na Nanga Parbat.

Niestety, ekipie ratunkowej nie udało się dotrzeć do Polaka.

Facebook
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama