Historia Lucyny Malec i jej niepełnosprawnej córki Zosi to historia pełna łez, miłości i poświęcenia. Kiedy 21 sierpnia 1998 roku aktorka zaczęła rodzić dziecko, nawet nie przypuszczała, jak zmieni się jej życie. Jedna z najbardziej lubianych aktorek serialowych w Polsce, znana między innymi z "Na Wspólnej", "Bulionerzy", czy "O mnie się nie martw", wychowuje córkę, która która cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Mąż opuścił ją krótko po porodzie. Jak Lucyna Malec znalazła w sobie siłę, by znieść życiowe tragedie? Bezsprzecznie było ciężko, jednak dzisiaj nie wyobraża sobie życia bez Zosi a jej historia jest wzorem matczynej miłości.

Reklama

Dramatyczna historia Lucyny Malec i jej córki

Lucyna Malec zdecydowała się opowiedzieć o swojej tragedii dopiero 20 lat po porodzie. Aktorka długo ukrywała to, że sama wychowuje niepełnosprawną córkę, Zosię. Wyjawiła to na łamach "Vivy!" w rozmowie z Krystyną Pytlakowską, by wesprzeć protestujących wówczas rodziców dzieci niepełnosprawnych.

Aktorka zdecydowała się na dzieci w wieku 32 lat. Ciąża przebiegała bez problemów, dziecko było zdrowe. Dramat rozpoczął się w dniu porodu.

Nie mogłam Zosi urodzić, użyto vacuum i włożono moje dziecko do inkubatora, a ja zasnęłam, bo byłam bardzo zmęczona. Kiedy spałam, córka umierała, ale nie umarła. Wszystko się wydarzyło w trakcie porodu i zaraz po. Choć to było 20 lat temu, nadal tkwię na tej sali porodowej. Następnego dnia zobaczyłam ją zaintubowaną, taką małą biduleczkę - opowiadała Malec Vivie!

TRICOLORS/East News

Zobacz także: Córka gwiazdy "Na Wspólnej" zmaga się z ciężką chorobą

Zosia dostała cztery punkty na dziesięć w skali Apgar. Jednak cztery punkty nie są jeszcze dramatem, skala od czterech do siedmiu to wciąż stan średni. Co więc się stało?

Zobacz także

Zdążyłam ją przytulić i od razu ją ode mnie zabrano. Niedotlenienie nastąpiło później w nocy. Dramat wydarzył się podczas pierwszej nocy życia mojej Zosi. Dostała drgawek, przestała oddychać, dlatego ją zaintubowano. Podobno zdarzył się też wylew krwi do mózgu, dostała leki przeciwpadaczkowe - wspomina aktorka.

Jak dziś czuje się córka Lucyny Malec?

Lucyna Malec przyznała w wywiadzie, że bardzo długo wypierała fakt niepełnosprawności córki:

Powiedzenie o tym publicznie było dla mnie bardzo, bardzo trudne. Bo przecież dokładnie wiem, jak życie z takim dzieckiem wygląda i że to nie jest wesołe - wyznała.

Zosia jest dziś dorosłą, piękną kobietą. Gdy patrzy się na jej zdjęcia, trudno dostrzec, że dręczy ją jakaś choroba. Jednak rzeczywistość jest brutalna. Lucyna Malec o wychowaniu córki z porażeniem mózgowym mówi: "to nowe doświadczenia każdego dnia". Córka Lucyny Malec nie chodzi samodzielnie i nie potrafi się sobą zająć. Aktorka tłumaczyła w rozmowie z Krystyną Pytlakowską, że córka nie wykazuje żadnej inicjatywy:

Cały czas trzeba ją stymulować, pobudzać do życia. Wiem, że moja córka jest piękna, a ja widzę, że jest i mądra, i dowcipna, i bystra, ale jestem matką, więc mogę nie być obiektywna"- mówiła Lucyna Malec.

Aby się porozumieć z Zosią, trzeba się domyślać, czego pragnie i potrzebuje lub poprosić ją o napisanie tego na komputerze. Komputer jest też sprzętem, który pozwala jej komunikować się w szkole.

Co z mężem Lucyny Malec?

Równie dramatyczne w tej historii jest to, że mąż zostawił aktorkę tuż po urodzeniu córki. Co czuła aktorka pozostawiona sama z chorym dzieckiem?

Nie chcę o nim mówić, bo potem ma do mnie o to żal. W każdym razie nasze życie dramatycznie się zmieniło po urodzeniu Zosi, ja byłam tak na niej skupiona, że nie było już we mnie miejsca dla nikogo innego. I do dzisiaj tak jest - zaznaczyła aktorka.

Nie ukrywa tego, że jest bardzo samotną osobą, ale się nie poddaje. Czy myśli, że jeszcze kiedyś z kimś się zwiąże? W rozmowie z tygodnikiem "Na Żywo" aktorka podkreśliła, że znalezienie partnera jest dla niej sporym wyzwaniem.

Walka o zdrowie Zosi wypełniła całe moje życie. Nie miałam już czasu dla nikogo innego (...) Drugi człowiek wymaga uwagi, nie wiem, czy znalazłabym na to czas. Poza tym nas trzeba by pokochać obie. Czasem czuję się samotna, i dziś, gdy wszystko z Zosią mamy poukładane, może przemknie mi przez głowę taka myśl, że pięknie byłoby się jeszcze zakochać?

East News

Zobacz także: Paweł Wawrzecki kończy 72 lata. Całe swoje życie poświęcił niepełnosprawnej córce

Jak Lucyna Malec radziła sobie z wychowywaniem chorej córki?

Aktorce pomagała rodzina. Zawsze może liczyć na pomoc dwóch sióstr:

Mam dwie siostry - starszą i młodszą, chyba dlatego nigdy nie potrzebowałam tak bardzo przyjaciółek. Byłyśmy i jesteśmy z siostrami bardzo zżyte. Nasza relacja zawsze była dla mnie opoką i centrum odniesienia - mówiła w rozmowie z serwisem "Styl.pl".

Kiedy Lucyna Malec musiała wyjść do teatru, zostawiała Zosię pod opieką opiekunki lub brała ją do teatru. Córka rozumiała, że mama jest aktorką, w teatrze zawsze siedziała cicho i spokojnie.

Kiedyś przed moim wyjściem na scenę powiedziała: „Teraz, mamo!”. Pamiętała. Bardzo mnie tym rozbawiła, ale i wzruszyła - wspominała aktorka.

Zobacz także: Aleksandra Szwed przeżyła dramat i nie chodzi o poród! "Najgorsze 9 godzin w moim życiu…"

VIPHOTO/East News

Zobacz także: Joanna Koroniewska przeżyła dramat w łódzkiej filmówce! Nie mogła być przy umierającej mamie

Praca w teatrze była dla Lucyny Malec terapią w ciężkiej sytuacji. Na początku aktorka nie mogła się pogodzić z chorobą córki. Miała myśli samobójcze i musiała przyjmować leki. W rozmowie z serwisem Styl.pl zdradziła, że pomógł jej teatr. Od 1989 roku jest związana z Teatrem Kwadrat w Warszawie:

Lubię przyjść wcześniej do teatru. To jest pokłosie sytuacji sprzed lat, kiedy moja córka Zosia była jeszcze malutka, a ja nieoswojona z diagnozą, jaką jej postawili lekarze. Przychodziłam wtedy do teatru, żeby odpocząć. Tak mi zostało. Zazwyczaj po przyjściu najpierw idę na papierosa. Nie palę nałogowo, ale ten papieros w teatrze jest chwilą wyciszenia, momentem sam na sam ze sobą - tłumaczyła Malec.

ADAM JANKOWSKI/REPORTER

Zobacz także: Wojciech Bojanowski relacjonuje dramaty na całym świecie, a sam przeżył ogromną rodzinną tragedię

Lucyna Malec: nie ma życia bez Zosi

Po dramatycznym porodzie życie nie szczędziło jej cierpień. Aktorka wielokrotnie podkreślała w wywiadach, że ma bliskie relacje z ojcem, który zawsze powtarzał, że nawet najgorsza prawda jest lepsza niż najpiękniejsze kłamstwo. Tylko raz ją okłamał. Kiedy grała w serialu "Bulionerzy" ukrył przed córką, że jej mama jest śmiertelnie chora. Chciał, żeby Malec mogła spokojnie pracować. Kiedy skończyła grę na planie, jej mama zmarła.

Skąd Lucyna Malec czerpię siłę, by mierzyć się z wszystkim dramatami w jej życiu? Pytana o poród, powiedziała w Vivie:

Ona po prostu nie chciała się urodzić, a ja biorę winę na siebie, że nie umiałam jej do życia zachęcić. Zresztą nie chcę już myśleć o niczyjej winie, nie chcę nikogo oskarżać.

Dziś Lucyna Malec jest pewna jednego:

Nie wyobrażam sobie, jak by to było, gdybym jej nie miała. Nawet nie chcę o tym myśleć - wyznała.

Reklama

Lucyna Malec mimo tylu dramatycznych doświadczeń nadal jest optymistką. Od porodu minęły 23 lata i nie wyobraża sobie życia bez Zosi. To dla niej poświęciła całe prywatne życie. Dzisiaj przyznaje, że po prostu nie miała czasu na miłość. Najważniejsza zawsze była miłość do córki.

Jakub Kaminski/East News
Reklama
Reklama
Reklama