Na początku 2022 roku rodzina poinformowała o śmierci Witolda Paszta. Tragiczna wiadomość była ogromnym szokiem dla fanów muzyka, ponieważ artysta do końca swoich dni pozostał aktywny zawodowo. Widzów zaniepokoił jednak fakt, że Witold Paszt nie pojawił się w finale programu "The Voice Senior". Lider grupy VOX odszedł 18 lutego 2022 roku późnym wieczorem:

Reklama

Kiedy już wydawało się, że jest przemocny i niezniszczalny, bo pokonał swój trzeci COVID, nagle los się odwrócił i przyszły niespodziewane komplikacje, które znacznie przyspieszyły jego wytęsknione spotkanie z naszą Mamą. Bardzo się do Niej spieszył - napisały córki Natalia i Aleksandra na Instagramie gwiazdora.

Pogrzeb Witolda Paszta wywołał dużo emocji. Największe gwiazdy oraz rodzina pożegnały muzyka, który został pochowany w Zamościu. Ostatnie lata życia Witolda Paszta, które zostały nagle przerwane przez chorobę, były naznaczone żałobą. Artysta kilka lat wcześniej pochował żonę, która była dla niego całym światem. Gwiazdor nie ukrywał, że po tym dramatycznym wydarzeniu stracił chęć życia. Niezwykłym wsparciem okazała się rodzina piosenkarza. To dzięki niej stwierdził, że ma dla kogo żyć.

Witold Paszt z żoną Martą przeżyli razem ponad 50 lat

W 2018 roku trwające dekady pasmo prywatnych i zawodowych sukcesów Witolda Paszta zostało brutalnie przerwane. Niespodziewanie odeszła Marta, żona założyciela legendarnego zespołu VOX. Byli parą przez ponad 50 lat. „Mój świat legł w gruzach”, powiedział wtedy wokalista i dodał: „Nigdy się z tą sytuacją nie pogodzę. Do końca życia w pewnym stopniu będę się z tego podnosił”. Marta Paszt była miłością życia Witolda Paszta. W wywiadach muzyk zawsze podkreślał, jak ważną rolę żona odgrywa w jego życiu, i dziękował jej za to, że „cudownie wychowywała” ich córki: Natalię i Aleksandrę.

„Podtrzymywała mnie na duchu jak nikt”, mówił Paszt.

Po jej śmierci długo nie mógł się podnieść. Ratunek i silne wsparcie dała mu najbliższa rodzina.

"Mam fantastyczne córki, wnuki, mam dla kogo żyć. To właśnie dzięki nim przetrwałem ten trudny okres”, wyznał artysta w rozmowie z „Dobrym Tygodniem”.

Pomogła mu też praca: koncerty i kontakt z fanami oraz udział w show „The Voice Senior”, w którym został jurorem.

Zobacz także
ONS.pl

Choć na planie programu piosenkarz tryskał energią i zarażał uśmiechem, jego wygląd budził zaniepokojenie wśród widzów. Widać było, że muzyk wyraźnie schudł. „Co dolega Witoldowi Pasztowi?”, „Czy jest poważnie chory?”, pytali fani. Okazało się, że jego wygląd to skutek walki z koronawirusem, którym muzyk zakaził się w 2020 roku.

Witold Paszt walczył z chorobą

Witold Paszt przeszedł COVID-19 bardzo ciężko. Już po pierwszych objawach bardzo się przestraszył.

„Gdy przeszedłem dwa kroki, czarno mi się robiło przed oczami i nie mogłem złapać oddechu. To były dramatyczne chwile”, mówił.

Z powodu choroby stracił sporo na wadze. Na nagrania drugiej edycji „The Voice Senior” wrócił tuż po izolacji, ale przyznał, że powrót do pracy był dla niego bardzo trudny.

„Cała ekipa programu robiła wszystko, bym przed kamerą wyglądał i czuł się dobrze. Wirus odebrał mi siłę, oddech i parę kilogramów (!), czasem kilka kroków to wyzwanie. Cieszę się, że udało mi się pokonać to cholerstwo, ale wiem, że przede mną teraz dłuższa chwila na powrót do formy”, napisał muzyk na Instagramie.

Kilka miesięcy po chorobie nadal odczuwał jej skutki.

„Na szczęście mogę już swobodnie oddychać, ale organizm wciąż jest dość znacznie osłabiony”, mówił w jednym z wywiadów w zeszłym roku.

I gdy wydawało się, że jego stan jest już dobry, bo zimą na planie trzeciej edycji „The Voice...” wokalista znów miał w sobie sporo energii, w ostatniej chwili odwołał swój udział w finałowym odcinku show, który odbył się na początku lutego.

„Dochodzę do siebie w domku po chorobie”, poinformował na Instagramie, ale nie zdradził, co mu dolega.

Instagram/witoldpaszt.official/

Córki Witolda Paszta

Choroba okazała się ciężką próbą w jego życiu, kolejną – po śmierci ukochanej żony Marty. Byli bardzo udanym, zgodnym małżeństwem, przeżyli 50 lat w szacunku i miłości. Pokłócili się, „i to nie mocno”, dwa razy w życiu. Nie podnosili na siebie głosu. Konflikty – jeśli się pojawiały – łagodziła spokojna rozmowa. Poznali się w pierwszej klasie szkoły średniej, na obozie wędrownym w Kotlinie Kłodzkiej. Marta skręciła nogę. Witek wziął ją na ręce i gdy tak ją niósł, patrząc na nią, pomyślał: „Już cię nie puszczę”. „Myślę, że to było przeznaczenie”, wspominał. Po ślubie Marta postanowiła zająć się domem i dziećmi. Nie jeździła z mężem na koncerty, w ogóle nie brała udziału w jego życiu artystycznym. Dzięki temu piosenkarz mógł wyszaleć się na scenie, a dom stanowił oazę spokoju. Kiedy córki były małe, trudno im było zrozumieć, dlaczego ich koleżanki i koledzy mają na co dzień oboje rodziców, a one, zamiast ojca, prezenty przywiezione z zagranicznych tras koncertowych.

„Żona mówiła im, że tata robi coś bardzo dobrego, bo swoją pracą poprawia innym nastrój i że trzeba być z tego dumnym. (...) Ale to taki sam zawód jak każdy inny. Więc nie bądźcie zarozumiałe. Najważniejsza jest skromność”, zdradził Paszt.

Mimo napiętego grafiku starał się być przy córkach w ważnych chwilach ich życia. One odwdzięczyły się tym samym później – po śmierci mamy. Nie pozwoliły ojcu się załamać.

„Śmierć mojej żony to najgorsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała. Świat się dla mnie zatrzymał”, opowiadał muzyk.

Młodsza córka Natalia powiedziała mu wtedy:

„Tato, trzeba się brać do pracy. Tylko w ten sposób można sobie poradzić z jej odejściem”.

Wokalista przyznał, że gdyby zamknął się w czterech ścianach, na pewno skończyłoby się to depresją.

„Zagubiłem się po śmierci żony. Przez cały czas jestem zagubiony. Ale muzyka pozwala mi się odnaleźć”, mówił Paszt i dodał: „Ja byłem w tej komfortowej sytuacji, że mam pracę, którą kocham, i miałem do czego wracać”.

Muzyka zawsze dawała mu radość i szczęście, a po stracie żony okazała się najlepszym lekarstwem na smutek.

Artur Zawadzki/REPORTER

Witold Paszt kochał swoich wnuków nad życie

Śpiewał i grał od dziecka. Gdy miał sześć lat, zdał celująco egzamin do szkoły muzycznej, ale nie dane mu było jej skończyć przez gwałtowne usposobienie nauczyciela gry na skrzypcach.

„Grałem na nich fantastycznie, ale ten nauczyciel bił mnie po palcach smyczkiem, więc je rzuciłem i wziąłem się za gitarę”, wspominał Paszt w jednym z wywiadów.

Natomiast wydziału muzycznego w Lublinie nie ukończył z powodu konfliktu z nauczycielem gry na fortepianie. Skrzydła rozwinął dopiero w zespole VOX, który powstał w 1977 roku. Koncertował z nim w NRD, RFN, Holandii, Szwecji, ZSRR, Bułgarii, USA, Kanadzie i na Kubie. Stali się legendą polskiej sceny muzycznej, wypromowali piosenki, które pamiętamy do dziś: „Bananowy song”, „Zabiorę cię Magdaleno”, „Szczęśliwej drogi już czas”. Jaka była recepta Paszta na sukces?

„Trzeba mieć pomysł na siebie, skromność, szacunek do publiczności”, mówił.

Jego żona była wielką miłośniczką zwierząt, Witold także je uwielbiał i miał do nich ogromny szacunek. Ważnym członkiem rodziny jest berneńczyk Elwis, o którym piosenkarz mówił: „45 kilo czystej miłości”. Miał też kotkę Sambę rasy maine coon. Paszt nie wyobrażał sobie domu bez zwierząt.

„Dom bez kota to głupota”, powtarzał.

Mieszkał w Zamościu, w szklarni uprawiał ekologicznie warzywa i owoce. Był szczególnie dumny z cukinii i pomidorów. Zamiłowanie do ogrodnictwa zaszczepiła mu Marta.

„Uwielbiała kwiaty i przyrodę i spędzała tam dużo czasu. Kultywuję więc jej dzieło, by wszystko tam pięknie rosło i żyło. Poza tym spędzam czas z córkami, jedna mieszka niedaleko mnie w Zamościu, a druga w Warszawie. (...) Zajmuję się moimi ukochanymi sierściuchami”, opowiadał Paszt.

JERZY PASZKOWSKI/East New

Dla artysty najważniejsi byli ludzie... Bezcenny był dla niego zwłaszcza czas spędzany z wnukami. Będąc dziadkiem, Witold miał obowiązki, jak je nazywał, „dziadowskie”. Chętnie zajmował się 12-letnim Maćkiem, synem Aleksandry.

„Mamy nawet taki męski rytuał w piątki, tzw. kalesoniarstwo. (...) gadamy dużo o sporcie, oglądamy jakiś dobry mecz, film (...). Czasem coś pomajsterkujemy w garażu, porobimy przy motocyklach. (...) Gdy jest pogoda, to wykonujemy jakieś drobne prace w ogródku albo gramy w piłkę”, mówił.

Do rodziny Pasztów w 2020 roku dołączyła wnuczka, o której zawsze marzyła Marta. Przyjście Nadii na świat, córki Natalii, rozczuliło Witolda Paszta, który zabierał dziewczynkę na nagrania "The Voice Senior".

„Jak się Nadia urodziła, nie mogłem powstrzymać łez”, wspominał.

Witold Paszt odszedł w wieku 68 lat.

Instagram/@witoldpaszt.official
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama