Najlepsze nogi w branży”. Tak o Anji Rubik mówił Lorenzo Pedrini, były właściciel agencji Next w Paryżu. Amerykańskie „Elle” uważa ją za jedną z najlepiej ubranych kobiet świata. Na liście 50 top modelek zajmuje trzecie miejsce. Miejsce szóste – Anna Jagodzińska. Jedyna Polka na okładce amerykańskiego „Vogue’a”. Twarz, która zachwyciła legendarną naczelną magazynu Annę Wintour i Toma Forda, który, gdy w 2006 roku ogłosił swoje odrodzenie, na okładce „L’Officiela” pojawił się właśnie z Anią. Miejsce dziesiąte JAC, czyli Monika Jagaciak. Szesnastoletnia poznanianka, twarz Chanel, ogłoszona dziewczyną przyszłości. Kasia Struss, pierwsza Polka w reklamie domu mody Dior, muza fotografa Paolo Roversiego. Królowa wybiegów. W rankingu miejsce 14. I 17. – Magdalena Frąckowiak. Jedna z najpiękniejszych twarzy w branży, ulubienica fotografa Stevena Meisela. Po raz pierwszy w historii mody Polki zaszły tak wysoko. I wcale nie zamierzają się zatrzymać!

Reklama

Nie chcę być jedną z wielu
Nowy Jork. Wrzesień. Fashion Week. Każdego roku projektanci, modelki, fotografowie, styliści i każdy, kto jest kimś w branży, zjeżdżają tu na święto mody. Gorąco. Brak miejsc w hotelach. Tysiące redaktorek fashionistek z wszystkich magazynów i wszystkich kontynentów. Pokaz za pokazem. Przyjęcie za przyjęciem. Sesja za sesją. Ale to jedyny moment, by zebrać dziewczyny razem. To, że się nam udało, uważamy za cud. Pod mostem Brooklyńskim powstają historyczne zdjęcia. Inspirowane fotografiami Petera Lindbergha, na których w tym samym miejscu, 20 lat wcześniej, uśmiechały się ikony lat 90.: Cindy, Linda, Naomi, Christy i Tatiana. Fotografuje Cameron Krone, jeden z najmodniejszych nowojorskich fotografów, stylizuje Agnieszka Ścibior, szefowa „VIVY! Mody”, jedyna polska stylistka ze światowym portfolio. Jest świt. Mamy tylko kilka godzin. Lekki makijaż. Ubrania z kolekcji Versus. „Great”, krzyczy Cameron. „You are the best!”. Po drugiej stronie rzeki Hudson, nad New Jersey, wschodzi słońce.

Jeśli ktoś myśli, że w Nowym Jorku rządzą rodowite „niujorkerki”, jest w błędzie. Zdjęcia Anji Rubik wiszą na każdym słupie i billboardzie. To reklamy najpopularniejszych sieciówek: GAP, H&M i Mango. Wielka Anja uśmiecha się z plakatów na Piątej Alei i na Park, i Madison Avenue.

Anja miała cel. „Chcę być na topie. Nie chcę być jedną z wielu”. Przeciętność nie dla niej. Powtarzała: „Jak się nie uda za rok, odchodzę! Koniec z modą!”. Zajście na „top” zajęło jej trochę czasu, na szczycie jest już od sześciu lat. Anja (179 cm, 85/60/90) to „pakiet kompletny”. Tak ją określił James Scully, agent od castingów. Superskóra, fantastyczny krok i to, że jest jedyną modelką, która gwarantuje zero przeróbek podczas fittingów.

Ale pierwszy casting przegrywa. Ma 14 lat, na konkurs wysyła swoje zdjęcie. Nastolatka z kucykiem. Odpada. Wypatruje ją Lucyna Szymańska, właścicielka agencji modelek D’VISION. Mówi: „Karierę nie zawsze robi ten, kto wygrywa”. Zaczynają. Jest 1997 rok. Trzy lata później Anja pakuje walizki. Kierunek Paryż. Brytyjska szkoła w tygodniu, praca w weekendy. Katalogi, zdjęcia. Pierwsze kryzysy: Mam dość! Pytania: Co dalej? Czy warto?

Zobacz także

Modeling to przypadkowy scenariusz na życie. Ktoś cię zauważył, spotkał, zaczepił, pokazał, zatrudnił. W modzie trzeba być w odpowiednim miejscu we właściwym czasie.

Wiosna 2005. Anja wybiega z sesji w paryskim studio Pin-up. W drzwiach zderza się z fotografką Inez van Lamsweerde, która szuka modelek do kampanii Chloé. Chwilę później staje na zdjęciach próbnych. Dwa tygodnie później robi pierwszą reklamę prestiżowej światowej marki. Od Chloé idzie lawina. Tod’s, Armani, Dior, Dolce & Gabbana, Ungaro. Może odetchnąć: Udało się!

Jeśli nie urodziłaś się w rozmiarze zero...
Z Kasią Struss spotykamy się w East Village. Skończyła właśnie pokaz dla Rodarte. Kiedy w czerwcu 2008 roku pojawiła się na rozdaniu Fashion Awards, właśnie w kreacji Rodarte, redakcja amerykańskiego „Vogue’a” uznała ją za najlepiej ubraną osobę wieczoru. Anna Wintour nieraz podziwiała piękną Polkę. Kasia debiutowała w sesji dla „Vogue’a” wybrana przez żelazną naczelną. W tym roku to ona otworzyła sezon pokazem organizowanym przez „Vogue’a”. Kiedyś szatynka, teraz blondynka, bo tak jest bardziej sexy. Ultrakrótkie spodenki, sandały Marni, bawełniana bluzka, makijaż już zmyty po pokazie. Dziś koniec pracy. Ale jutro trzy pokazy z rzędu. W restauracji na rogu Szóstej i Jedenastej Kasia zamawia zupę i sałatkę i... zjada do końca. Nie wygląda na wychudzoną. Rozmawiając, nie wiemy, że za kilka dni dom mody Tommy Hilfiger nie zatrudni jej do pokazu, twierdząc, że jest zbyt chuda. Nie przeszkadza to Kasi podbić włoskiej stolicy mody. Defiluje w 16 pokazach: Dolce & Gabbana, Roberto Cavalli, Emilio Pucci, Bottega Veneta, Jil Sander, Salvatore Ferragamo. Nie pierwszy raz 22-letnia Struss (180 cm, 81/59/87) oskarżana jest o anoreksję. Może powinna się przyzwyczaić, ale nadal ją to złości. Emocje wylała po premierze filmu „Picture Me”, w którym reżyser Sara Ziff odsłania przerażające kulisy świata mody. Kasia pojawia się w nim podczas nowojorskiego pokazu Donny Karan, jej szczupłych nóg prawie nie widać. „Świat mody rządzi się swoimi prawami”, skomentowała sugestie reżysera. „Nie możesz się odchudzać i pracować po 20 godzin. Jeśli nie urodziłaś się w rozmiarze zero, ten biznes nie jest dla ciebie”.

Kasia urodziła się w rozmiarze zero. W 1987, w Ciechanowie. Pracę zaczęła jako 16-latka, choć początkowo nie traktowała jej poważnie.
W dniu podpisania kontraktu z agencją modelek Avant Management razem z agentką Małgosią Leitner wyjeżdża do Aten. Pierwsza sesja dla greckiego „Vogue’a”. Zamiast makijażu robią jej pedikiur. W magazynie ukazują się zdjęcia Kasi... bez głowy. Ale już kilka miesięcy później podpisuje kontrakty z czołowymi agencjami w Paryżu i Nowym Jorku. Na szczycie ląduje w 2008. Brytyjski „Vogue” przeprowadza z nią wywiad, Kasia otwiera rekordową liczbę pokazów, robi, jako pierwsza Polka, reklamę domu mody Dior. Zapytana o sukcesy, odpowiada: „Modelką zostaje się dlatego, że jest się wysoką i chudą. I ma się dużo szczęścia. Ja mam!”.

Za młoda na wybieg
Jest 1994. W Paryżu przygotowania do premiery „Pret-a-porter” Roberta Altmana – o kulisach świata mody. Po wybiegach maszeruje najsłynniejsza dziesiątka: Cindy Crawford, Claudia Schiffer, Naomi Campbell, Linda Evangelista, Christy Turlington, Helena Christensen, Karen Mulder, Nadja Auermann, Carla Bruni i Eva Herzigova. W świecie mody trwa dekada przepychu i szaleństwa. W Poznaniu przychodzi na świat Monika Jagaciak. 16 lat później to ona zastąpi top modelki w reklamach Chanel, Hermesa czy Calvina Kleina.

Monika (178 cm, 80/59/88), jasne, długie włosy, długie nogi i zadziwiająca dojrzałość. Dojście na szczyt zajęło jej... kilka dni. Trzy lata temu zgłosiła się na casting. Odkryta przez agentkę Katarzynę Rusin, tydzień później leci do Paryża zrobić reklamę Hermesa. Mówi: „Nie myślałam, że zajdę aż tak daleko. Z jednej strony super, z drugiej straszna presja”.

O Monice pierwszy raz zrobiło się głośno w 2008, gdy zbojkotowano jej udział w Australian Fashion Week. Wyjściu 14-letniej wówczas Moniki sprzeciwili się wydawcy magazynów „Vogue” i „Marie Claire”. Oficjalne stanowisko: Zbyt młoda, by prezentować ubranie dla dorosłych kobiet. W atmosferze skandalu organizatorzy wprowadzają zasady zabraniające zatrudniania dziewcząt poniżej 16. roku życia. Mimo to rok później 15-letnia Monika zalicza pierwszy sezon w Mediolanie i Nowym Jorku, chodząc w 30 pokazach. Wpada w oko Francisco Coście, dyrektorowi kreatywnemu Calvina Kleina. Zostaje twarzą marki i otwiera ich nowojorski pokaz. Przybiera pseudonim JAC, bo Monika, jak twierdzą agenci, jest zbyt banalnie. JAC to młodość, świeżość, nowość. W 2009 roku na pokazie Hérve Légera zalicza pierwszy upadek. Z uśmiechem podnosi się, idzie dalej.

Piękna? To za mało!
Wiedzą, że dziś nie wystarczy dobrze wyglądać, by być kimś. Jest wiele pięknych dziewcząt, wygrywają te zdyscyplinowane. W świecie mody łatwo znaleźć się na szczycie, trudniej na nim pozostać. Nowe dziewczyny pojawiają się co sezon. Coraz młodsze, coraz chudsze, bardziej zdeterminowane. „Już nie będę nową twarzą”, mówi 26-letnia Magda Frąckowiak (180 cm, 84/62/90). Ale w jej głosie nie ma żalu. Gdybym nie wiedziała, ile ma lat, pomyślałabym, że dopiero skończyła liceum. Albo i nie. Spotykamy się przy Lincoln Center, gdzie odbywa się większość tegorocznych nowojorskich pokazów. Zdecydowanym krokiem idzie ulicą, jakby szła po wybiegu, górując nad tłumem. Szara spódnica, obcisły sweterek, wielka torba i buty na obcasach. Zaraz w kawiarni zmieni je na czarne baletki. Latanie na obcasach cały dzień może śmiertelnie zmęczyć nawet supermodelkę. Teraz biega tak po mieście tylko w trakcie pokazów, ale kiedy zaczynała pracę w Nowym Jorku, zaliczała nawet po 20 castingów dziennie. Z mapą w ręku, butelką wody w torbie, szalikiem na szyi, żeby nie zaziębić się w metrze. Sama w wielkim mieście. To przeżywa każda modelka. Nie jest łatwo.

Na początku można liczyć na agencje modelek. Pomagają znaleźć mieszkanie, dają kieszonkowe. Podpowiadają, jak ubierać się na castingi: dżinsy albo getry, żeby wyeksponować sylwetkę, T-shirt, na twarzy tylko podkład. Potem trzeba sobie radzić samemu. Jak zdobędziesz zlecenia – zostajesz. Jeśli zleceń nie ma – trzeba wracać do domu. Konkurencja ogromna. Kiedy raz czy drugi nie udaje się, Magda tłumaczy sobie: W razie czego wracam do Gdańska, na studia. Zaczynała jako 15-latka w warszawskiej agencji Model Plus. Szef agencji Darek Kumosa ma dobre oko do supermodelek. Spod jego skrzydeł wyfrunęły w świat Małgosia Bela, Karolina Malinowska i Katarzyna Smutniak.

Dla Magdy pierwszy ważny pokaz to Arkadius w 2002, w Łazienkach. Potem Japonia (jak większość modelek, żeby zarobić), Paryż (mówi: „Tu mnie odrzucali. Dlaczego? Kurczę, nie wiem! W tej branży nie ma reguł. Jednemu się podobasz, drugiemu nie!”), matura, w końcu Nowy Jork. W wynajętym mieszkaniu, na rogu Dziesiątej i Szóstej, wiele miesięcy ma tylko materac. Przełom następuje nieoczekiwanie. Steven Meisel zaprasza ją na okładkę włoskiego „Vogue’a”, w tym samym czasie w Paryżu otwiera pokaz YSL. Do Nowego Jorku wraca już jako gwiazda. Kolejne trzy lata dają jej ponad 30 okładek w magazynach mody na całym świecie, a także status ulubionej modelki Givenchy, Galliano, Chanel, Balenciagi, Gaultiera i Stelli McCartney. Robi reklamy Kenzo, Givenchy, Gianfranco Ferré, Oscara de la Renty. Zdecydowanym krokiem maszeruje Piątą Aleją. Frank Sinatra śpiewał: „Jeśli ci się uda w Nowym Jorku, uda ci się wszędzie”.

Nie da się cały czas być na topie
Redakcja „Vogue’a” mieści się w biurowcu przy 42. Ulicy pomiędzy Broadwayem a Szóstą Aleją. Wygląda dokładnie jak w filmie „Diabeł ubiera się u Prady”. Ascetyczne wnętrza, zdjęcia na ścianach i garderoba pełna skarbów z kolekcji topowych projektantów. Tysiące modelek przewinęło się przez redakcję z nadzieją, że w biblii mody zaistnieją choć na jednym zdjęciu. Okładka? Marzenie. Udaje się nielicznym. Ale udało się właśnie jej. Maj 2010. Ania Jagodzińska, pierwsza Polka na okładce „Vogue’a”. Ania (177 cm, 82/60/88), długie blond włosy, zniewalający uśmiech, w czasie nowojorskiego Tygodnia Mody obchodziła 23. urodziny. Impreza była w China Brasserie, kultowej chińskiej knajpie w NoHo. Przyszło dużo przyjaciół ze świata mody i filmu. Był Wojciech Fibak, z Polski przyjechał brat Ani.

Miała 15 lat, gdy wysłała zdjęcia na konkurs do „Bravo Girl”. Wygrała. Ubłagała mamę, by pozwoliła jej zgłosić się do agencji modelek New Age Models. Po kilku miesiącach opuściła rodzinny Sierpc. Trzy lata później była na szczycie. W CV mogła wpisać: twarz Moschino, Pollini, BCBG, DKNY, H&M, Ferré. Skąd taki sukces? Agnieszka Ścibior, szefowa „VIVY! Mody”, która pracowała z Anią, mówi: „Ania to piękność. Blondynka, niebieskie oczy, idealna figura, klasyczne rysy. Takie, które się nie nudzą. Wygląda jak dziewczyna z Kalifornii. Charakterystyczne twarze sprawdzają się w jednym sezonie. Ania od kilku lat jest na szczycie”.

Nie lubi mówić o sobie. Pytana o Toma Forda, który to ją wybrał do reklamy perfum Black Orchid, mówi: „Geniusz, wielki kreator, wspaniały człowiek. Robiliśmy okładkę w 2006. Co ja wtedy wiedziałam o świecie mody?”. Jest jedną z niewielu top modelek, które nie chodzą w pokazach. „Za bardzo mnie to stresuje – mówi – to nie pasuje do mojej osobowości. Wypalam się. Paryskie pokazy kilka sezonów temu robiłam na końcówkach nerwów. Któregoś dnia, po północy, gdy marzyłam o łóżku, zadzwoniła bookerka i poprosiła, bym jeszcze pojechała na przymiarki. Rozpłakałam się z przemęczenia. Nie będę nic robić wbrew sobie, nawet kosztem kariery”. Pytana, jak długo można liczyć się w modzie, odpowiada: „Dziś już nie mam ciśnienia. Modeling to prezent od losu. Poza tym nie da się cały czas być na topie”.

W historii mody mnie nie zapiszą
Bookerzy. Fitting. Casting. Backstage. Słowa, bez których nie ruszysz w świecie mody. Nie mówiąc o językach. Dzisiejsze supermodelki to nie kapryśne gwiazdy, tylko grzeczne dziewczyny, które ciężko pracują i odkładają na jutro. Znają realia zawodu. Modne w latach 90. powiedzenie, że w świecie mody jedyną zasadą jest brak zasad, już się nie sprawdza. Czasy szalonej mody i supermodelek bardziej znanych od gwiazd sceny czy ekranu minęły bezpowrotnie. Dwadzieścia lat temu Cindy Crawford, Claudia Schiffer czy Naomi Campbell były bardziej znane od Julii Roberts i Sharon Stone. To one wyznaczały trendy, królowały na okładkach, otwierały przyjęcia, podróżowały po świecie, piły szampana i romansowały z Richardem Gere’em, Davidem Copperfieldem czy księciem Albertem z Monako.

Dziś, jak mówi JAC, Monika Jagaciak, dziewczyny wiedzą, że z imienia i nazwiska nie zapiszą się w historii mody. Ostatnie z wielkich to Kate Moss i Gisele Bündchen, wciąż najlepiej zarabiające, ale już poza listą najlepszych i najbardziej gorących.

Co więc trzeba robić? Wykorzystać swój czas. Supermodelką można być góra 15 lat. Przez ten czas trzeba zarobić na całe życie. I jest to możliwe. Choć kryzys dotknął też świat mody, nadal za pokaz można wziąć kilkanaście tysięcy dolarów. Gdy firma wynajmuje modelkę na wyłączność, sumy sięgają już kilkudziesięciu tysięcy. Reklama dla światowej marki to nawet kilkaset tysięcy, bywa, że pada i milion. To, oprócz prestiżu i kolorowego życia, najlepsza strona zawodu. Są i gorsze.

Modelki rzadko planują wakacje. Nieustannie pod telefonem, e-mailem. W ręku ściskają blackberry, kalendarze zapchane do granic możliwości. Kasia Struss zapomniała się podczas świąt u rodziców. Telefon leżał w walizce. Kilka godzin później okazało się, że ma 50 nieodebranych połączeń. Dzwoniła agentka, na zmianę z bookerką. Jutro sesja w Paryżu. Ważny klient. Złapała nocny pociąg do Warszawy. Pędem na lotnisko, ostatni samolot. Na sesję dotarła rano, prosto z podróży.

Drugi minus. Modelki nieustannie podlegają ocenie. W branży nikt nie liczy się ze słowami. „Za gruba, za niska, zła cera. Nie chcę jej. Nie podoba mi się”. Takie słowa to norma. Jak się nie przyzwyczaisz, poczucie wartości spada do zera. Anja Rubik: „To stresujące. Kiedy przyjechałam do Nowego Jorku, był grunge. Słyszałam, że za ładna, że mam biodra. Dziś rzadko chodzę na castingi. Znają mnie i zapraszają od razu na sesje czy fittingi”. W tym sezonie zaliczyła: pokaz Fendi i Gucci Exclusive w Mediolanie, Michaela Corsę, Oscara de la Rentę, Proenza Schouler w Nowym Jorku. Jako ulubienica Karla Lagerfelda, fotografowana przez niego, wystąpiła w kolejnej edycji Kalendarza Pirelli.

Trzeci minus – stres. Niech sobie nikt nie myśli, że tak łatwo wyjść na wybieg! Anja pamięta swój pierwszy pokaz w Londynie. McQueen. Wybieg zamknięty weneckimi lustrami – modelki nie widzą publiczności. Anja zaczyna z lewej strony, z prawej Kate Moss. Nie ma muzyki, tylko bicie serca. „Byłam przerażona”, mówi. „Ale nie, nie przewróciłam się”.

Minus czwarty – czekanie. Na casting, pokaz, makijaż. Na lotniskach, w samolotach. W hotelach. Magda Frąckowiak: „Modelka to samotny zawód. Zdarzały mi się noce w nieznanych hotelach, gdzie mogłam tylko zadzwonić do bliskich, albo i nie, bo różnica czasu. Po kilku latach nauczyłam się wykorzystywać ten czas dla siebie”. Ania Jagodzińska na początku często dzwoniła do domu. Że ma dość, że wraca do Sierpca. Rodzice cierpliwie: „Zawsze możesz wrócić. Ale może warto wytrzymać! Taka szansa nie zdarzy się drugi raz!”. Dziś rodzinne miasto traktuje jak azyl. Jak wali się świat, jedzie do domu. Ale wytrzymuje dwa, trzy dni. I znów pakuje walizki. Wraca. Ale do Nowego Jorku.

Moda nie może być zawsze na pierwszym miejscu
Tylko jedna Polka w historii zatrzymała ruch na nowojorskiej Piątej Alei. Był kwiecień. Anja z narzeczonym Sashą Knezevicem występują w reklamie kultowych perfum Donny Karan DKNY.
Cała Piąta wyłączona z ruchu. Wzdłuż jezdni setki żółtych taksówek. Anja wysiada z jednej z nich, ucieka, Sasha goni ją między taksówkami. Reklama wyemitowana zostanie w okolicach świąt Bożego Narodzenia. I Anja nie może się już doczekać. To jakby uhonorowanie jej nowojorskiej kariery. Anja kocha Nowy Jork. Mówi o nim: „Moje miejsce na ziemi”. Niedawno kupiła pierwsze mieszkanie. Na West Village. W kamienicy z 1910 roku. Pierwsze piętro, okna wychodzą na park. Mówi: „Już tu zostanę. Co dalej? Jeszcze się nie wycofuję. Już wiem, że nie zniknę ot tak”. Agentka Anji Lucyna Szymańska podziwia jej konsekwencję. Wie, czego chce. Kiedy kilka lat temu ścięła włosy, pokazała, że ma styl. W świecie mody modelka nie ma prawa „aż tak” ingerować w wygląd. Ona zaryzykowała. I wygrała. Teraz zaczyna się rozglądać. Zaczęła projektować. Buty i torby dla Quasi. Biżuterię dla Apartu. Jest dyrektorem kreatywnym pisma o modzie, które stworzyła razem z Sashą. Jako gość specjalny wzięła udział w polskiej edycji programu „Zostań modelką”.

Kasia Struss też kupiła mieszkanie w Nowym Jorku. Tyle że na Brooklynie. Jej sąsiadem jest Josh Hartnett. Tłumaczy: „Manhattan kojarzy mi się z pracą, Brooklyn z wypoczynkiem”. Wraca do domu, otwiera okna, patrzy na drzewa. Nie myśli o powrocie do Polski. Ostatecznie, jak ma się 22 lata i tyle sukcesów na koncie, przyszłość można zaplanować wszędzie. Małgosia Leitner, agentka Kasi, a także innej polskiej modelki – Joanny Krupy, mówi o Kasi „Królowa Nowego Jorku”. Jeszcze wszystkich zaskoczy. Jeszcze pójdzie wyżej. Teraz zaczyna nowy sezon. Jako twarz Jil Sander (od dwóch sezonów) i nowa H&M. W tym roku zasiądzie w jury konkursu dla młodych projektantów Lexus Fashion Awards 2011. Nie ukrywa, że dla niej najważniejsza jest kariera. Studia? „Zdążę”, mówi. „Modelką mogę być tylko teraz”.

Magda Frąckowiak od niedawna wynajmuje mieszkanie na Brooklynie razem z narzeczonym, kanadyjskim malarzem Carlitem. Carlito to największa miłość Magdy. Kiedy kończymy nasze spotkanie, wylicza: „Jeszcze jeden pokaz, potem drink z przyjaciółką i już jadę na Brooklyn, do Carlita”. Ich loft wygląda jak studio sztuki. Poduszki, świeczki w pustych butelkach po winie. Rysunki i szkice Carlita. Płótna, kartony, farby. Czy zostaną w Nowym Jorku? Magda: „Już mnie niesie dalej. Może Paryż? Może Hiszpania? Jeszcze popracuję, ale potem pora szukać czegoś nowego. Może wrócę na architekturę? Może otworzymy galerię? Może dziecko? Moda nie może być zawsze na pierwszym miejscu!”.

Ania Jagodzińska w Nowym Jorku jest od sześciu lat. Wynajmuje mieszkanie na Upper West Side. Po przerwie wróciła w pięknym stylu. Perfumy Dolce & Gabbana, biżuteria Davida Yurmana, kolekcja Donny Karan. I dwie polskie kampanie: Reserved i Simple. Jej zasada: Nie łączyć pracy z prywatnością. Ciągle w podróży. Wakacje w Nepalu. Pakuje się w pięć minut. Wszystkie modelki to potrafią. W walizce książki o Gandhim, siddharcie. Kilka lat temu chciała zostać psychologiem policyjnym, dziś interesuje ją historia sztuki, religie, joga. To jej odskocznia od świata mody. Pomost między szaleństwem a rzeczywistością. Mówi: „Najważniejsze znaleźć balans”.

Reklama

Tylko Monika Jagaciak w Nowym Jorku jest gościem. Właśnie zaczęła liceum w rodzinnym Poznaniu. Nie opowiada o fascynacji Peterem Lindberghiem, z którym robiła pierwszą reklamę, ani o Marcu Jacobsie, który to ją wybrał do reklamy nowej kolekcji. Od kilku tygodni Monika reklamuje kosmetyki Chanel, jest w kampanii Valentino. Nie ma pisma, w którym kilkakrotnie nie pojawia się jej twarz. Tymczasem twarz Chanel wkuwa matematykę. Czasem zatęskni za modą. Jedzie wtedy na kolejne zlecenie. Dostanie „dawkę mody” i wraca do Poznania. Spina włosy w kucyk, trampki, podręczniki w torbie. Mało kto wie, że tak codziennie do szkoły, zwykłą ulicą, tak zwyczajnie, chodzi najmłodsza legenda targowiska próżności.

Tekst Katarzyna Przybyszewska

Zdjęcia Cameron Krone/At 1+1 Management
Stylizacja Agnieszka Ścibior
Makijaż John McKay At Defacto
Fryzury Jason Murillo At Defacto
Asystenci fotografa Shaun Hartas (1st), Christopher Arzt (2nd), Anthony Sneed (3rd)
Asystentka stylistki Zofia Komasa, Ashley Shaw
Asystentka makijażysty Mari Watase
Asystentka fryzjera Bethany Brill
Produkcja Szymon Machnikowski, Sara Marcysiak

Reklama
Reklama
Reklama