W tegorocznym plebiscycie: VIVA! Najpiękniejsi, zwyciężyła siła młodości. Czytelnicy wybrali: NATASZA URBAŃSKA i MATEUSZ DAMIĘCKI.

Reklama

– Jak to jest być najpiękniejszym?
Natasza Urbańska:
Tytuł zobowiązuje. Dziś rano na przykład złamał mi się paznokieć i, patrząc na swoją dłoń, pomyślałam: „Natasza, jesteś najpiękniejsza, nie możesz tak wyglądać” (śmiech).
Mateusz Damięcki: To wyróżnienie sprawiło mi naprawdę wielką przyjemność. Miłe, że się podobam, i nie zamierzam teraz udawać, że nie ma to dla mnie znaczenia.
Natasza Urbańska: A najważniejsze jest to, że tę nagrodę przyznali czytelnicy VIVY!. Dla mnie to nie bez znaczenia, bo w ostatnim roku gazety nie pozostawiały na mnie suchej nitki. Nigdy wcześniej nie naczytałam się o sobie tylu złych rzeczy, co w momencie, gdy zaczęłam prowadzić „Przebojową noc”. I nagle dowiaduję się, że gazety piszą jedno, a ludzie i tak wiedzą swoje. To niezwykle miłe.

– Uroda pomaga w życiu czy przeszkadza?
Mateusz:
Z tym pięknem fizycznym bywa różnie. Bo jeśli chodzi o rodzinę i przyjaciół, nie ma ono znaczenia. Wiadomo, że kochają nas za to, jacy jesteśmy, a nie za to, jak wyglądamy. Jednak w przypadku zawodu, który wykonujemy, wygląd ma ogromne znaczenie. Mam urodę amanta i wiem to. Bez sensu, gdybym się tym przejmował, choć doskonale rozumiem, że są role, których ze swoją powierzchownością nie będę mógł zagrać. Ale kiedy byłem młodszy i wiadomo już było, że zostanę aktorem, moja babcia lubiła mi powtarzać, żebym się cieszył, że tak wyglądam, bo przynajmniej będę musiał więcej pracować niż inni, udowodnić, że wygląd to nie wszystko. „Bądź dobrym aktorem”, mówiła mi. Sama była wielką aktorką i niedoścignionym dla mnie wzorem.
Natasza: Od najmłodszych lat trenowałam gimnastykę artystyczną i kiedy moje koleżanki stroiły się na dyskoteki, ja biegałam na treningi i uroda nie miała dla mnie zbyt dużego znaczenia. Wszystko się zmieniło, kiedy trafiłam do teatru Buffo. Zobaczyłam tam wtedy tyle pięknych dziewczyn. Od niektórych nie mogłam oderwać wzroku. Pamiętam na przykład Anię Mamczur. Była tak piękna, prawie jak nieziemskie zjawisko. Sama sobie nie wydawałam się wtedy zbyt ładna.

– Miałaś kompleksy?
Natasza:
Może trochę. Najtrudniej mi było jednak wtedy, gdy byłam nastolatką. Na treningach nagle okazało się, że wszystkie dziewczynki przerosłam o głowę i podczas kiedy ja z miesiąca na miesiąc zdawałam się coraz wyższa, one wcale nie rosły. Przez dwa lata byłam dwa razy większa niż one i trenerka krzyczała na mnie: „Natasza, jesteś gruba!”. Bardzo cierpiałam z tego powodu. Ale wystarczyły jedne wakacje i nagle moje koleżanki zrobiły się jeszcze większe niż ja. Natomiast gdy dostałam się do Buffo, nosiłam dziwną fryzurę, taki odrastający śmieszny kucyk. Czułam się trochę jak wariatka, ale to właśnie mnie dostrzegł Janusz Józefowicz i już zostałam.

– Często słyszycie komplementy?
Mateusz:
Teraz chyba już nie. Ale kiedy byłem mały, nie znosiłem, kiedy ciocie albo jakieś koleżanki rodziców mówiły: „Ale z ciebie śliczny chłopiec”.
Natasza: Lubię komplementy, ale nie przeceniam ich wartości. Choć kiedy kobieta kobiecie prawi komplement, to jest to naprawdę coś!

Zobacz także

– W ostatnim roku wiele się u was działo. Natasza zaczęła prowadzić swój własny program, Mateusz zrobił furorę w „Tańcu z gwiazdami”. To był dobry rok?
Natasza:
Takiego roku życzę każdemu artyście. Dzięki roli Silene w „Fali zbrodni” zaproszono mnie do udziału w „Jak oni śpiewają”. Szczerze mówiąc, myślałam, że na tym moja telewizyjna przygoda się skończy i wrócę do Buffo. A tak naprawdę właśnie wtedy wszystko się zaczęło. Po propozycji z telewizyjnej Jedynki moje życie zmieniło się o 180 stopni. W ciągu trzech miesięcy nauczyłam się 75 piosenek śpiewanych w sześciu wersjach. Pracowałam czasem nawet ponad siły, ale jaka to satysfakcja!
Mateusz: A dla mnie ten rok był przełomowy. Przede wszystkim pokonałem swoje słabości. Długo nie mogłem się zdecydować na udział w „Tańcu z gwiazdami”. Wymyślałem tysiące powodów, dla których nie powinienem tego robić, aż w końcu zrozumiałem, że nie chcę tam wystąpić, bo najzwyczajniej na świecie się boję. I wtedy mnie olśniło. Doszedłem do wniosku, że muszę się z tym lękiem zmierzyć, bo tylko wtedy będę w stanie go pokonać.

– Czego się bałeś?
Mateusz:
Tego, że wyjdę na scenę i nie będę w stanie nic zatańczyć. I że to będzie moja największa porażka. Paraliżowała mnie świadomość, że tylu ludzi będzie na mnie patrzeć, a potem sam sobie tłumaczyłem, że przecież, do cholery, jestem aktorem i na tym także polega moja praca. I w końcu odważyłem się to zrobić i myślę, że to była dobra decyzja. Dzięki temu programowi dostałem też wspaniały komplement od mojego taty, który po jednym z odcinków powiedział mi: „Synu, obserwuję twoje zmagania z zawodem już od dawna. Jestem twoim ojcem, więc trudno tu o obiektywizm, ale jestem pod wrażeniem tego, co robisz na parkiecie. Wierzę w te postacie, które odtwarzasz. Uważam, że robisz to bardzo dobrze, i niestety obawiam się, że masz szansę zostać dobrym aktorem” (śmiech).

– A Ciebie, Natasza, czego nauczył własny program?
Natasza:
Stałam się może trochę bardziej odporna na krytykę i zwykłe dziennikarskie chamstwo. Zrobiłam się pewniejsza siebie. Przed rozpoczęciem tej pracy bałam się, że będę zmęczona, że szybko się wypalę. A okazało się, że jest zupełnie odwrotnie, że jeszcze bardziej mi się chce, że czuję, że jeszcze wszystkiego, co umiem, nie pokazałam.

– Pamiętacie jakieś wydarzenie, które raz na zawsze zmieniło Wasze życie?
Natasza:
Dla mnie to był moment, kiedy zostałam przyjęta do teatru Buffo. Zaczęłam wtedy pracować z Januszem i zmieniło się i moje życie prywatne, i zawodowe.
Mateusz: A dla mnie najważniejszy był wyjazd do Rosji. Miałem wtedy 17 lat i dostałem rolę w wielkiej rosyjskiej produkcji. Zagrałem tam trochę przez przypadek. Któregoś dnia bardzo długo dzwonił telefon służbowy mamy. Byłem sam w domu i mimo że wiedziałem, że nie można mi było go odbierać, zrobiłem to. I usłyszałem, że następnego dnia mam przyjść na casting, bo do Polski przyjechał rosyjski reżyser, i że to dla mnie szansa. Powiedziałem mamie, że chcę pójść, i w efekcie kilka miesięcy później wyjechałem do Moskwy. I kiedy myślę o tamtej przygodzie, to przed oczami mam ogromny step. Stałem na nim ubrany w szubę szytą specjalnie dla mnie, w ręku trzymałem smycze 20 ujadających psów. Wyglądałem tak, jak przystało na carskiego żołnierza. I kiedy stałem tak na tym stepie, to w czterdziestostopniowym mrozie wysiadły wszystkie kamery. Po trzech miesiącach wróciłem do Polski zupełnie inny. Dorosłem, zmieniły mi się priorytety, inaczej zacząłem patrzeć na życie. Ta Rosja to była przygoda mego życia.

– Jak sobie radziłeś w życiu z przestrogą mamy: „Mateusz, uważaj na te baby”?
Mateusz:
W ogóle nie wziąłem tego sobie serca, bo i co to za przestroga! Jak mężczyzna w ogóle może uważać na baby! Zresztą to pytanie już teraz jest kompletnie nie do mnie, bo właśnie jestem po uszy zakochany. Wpadłem na dobre, a to oznacza, że wcale nie uważałem.
Natasza: O tak! Widziałam Mateusza siedzącego przy swojej dziewczynie. Patrzył na nią zamglonym wzrokiem, właściwie to nawet nie mógł oderwać od niej oczu. To było piękne. Pomyślałam sobie wtedy: „Koniec. Chłopak przepadł” (śmiech).

– Ale Ty też, Natasza, przepadłaś. I to już dawno temu.
Natasza:
Przepadłam z kretesem. Jesteśmy już z Januszem dziesięć lat i przez ten czas nie spotkałam ani jednego mężczyzny, który mógłby się z nim równać. Żaden mnie nie zafascynował tak mocno jak on. Mało tego, czuję, że przez te lata coraz mocniej się w tę znajomość angażuję. Janusz mnie ciągle czymś zaskakuje. Imponuje mi bardzo. A najszczęśliwsza jestem, kiedy jest dumny z moich sukcesów.

– Mateusz, gdzie poznałeś swoją dziewczynę?
Mateusz:
Razem z przyjaciółmi ze szkoły teatralnej postanowiliśmy zrobić swój własny film. Długo się z tym zbieraliśmy, ale w końcu się udało. I przy tej produkcji właśnie poznałem Patrycję. Ona jest tłumaczem. I koniec. Nic więcej o niej nie powiem.

– To powiedz chociaż, jakie kobiety podobają się najpiękniejszemu mężczyźnie w Polsce.
Mateusz:
I to jest bardzo trudne pytanie. Bo za moimi fascynacjami nie nadążają nawet najbliżsi przyjaciele. Nie mogę określić, jakie kobiety mi się podobają. Czasem są to małe czarne, a innym razem wysokie blondyny. Wygląd nie jest najważniejszy. Na pewno lubię kobiety pewne siebie. To mi imponuje. I kobieta musi być urokliwa. To bardzo ważne, mimo że szalenie trudne do sprecyzowania. Po prostu bywa tak, że kobieta jest ładna, ale wcale nie mam ochoty za nią pójść, i taka, która jest może nawet trochę mniej ładna, ale za to ma taki czar, że nie potrafię oderwać od niej wzroku. I teraz przypomniała mi się zabawna historia. Kiedy byłem w podstawówce, sprzątaliśmy w klasie naszej pani wychowawczyni. W biurku nauczycielki znalazłem kolorowe pismo modowe. Zacząłem je przeglądać i nagle zobaczyłem czarno-białe zdjęcie kobiety. Byłem porażony. Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. Mało tego, czułem się tak, jakbym patrząc na nią, dokonywał jakiegoś świętokradztwa. Rozglądnąłem się na boki i kiedy zobaczyłem, że nikt na mnie nie patrzy, wyrwałem to zdjęcie i włożyłem do kieszeni spodni. Byłem tak szczęśliwy, że je mam. Potem wyjąłem je dopiero w swoim własnym pokoju. To zdjęcie mam do dziś. I nie potrafię wytłumaczyć, co mi się w tej kobiecie tak bardzo podoba. Nawet nie umiałbym opisać, jak ona wygląda. Ale jej spojrzenie było tak sugestywne, że jako młody chłopak miałem wrażenie, że zakochaliśmy się w sobie z wzajemnością (śmiech).

– Ale teraz Twoja Patrycja jest dla Ciebie najpiękniejsza na świecie?
Mateusz:
Oczywiście, że tak. Ale nie tylko. Mam w swoim życiu więcej najpiękniejszych kobiet. Zalicza się do nich moja mama i wiem, że znowu będą o mnie mówić „maminsynek”, ale nic na to nie poradzę. Ona jest przepiękną kobietą. Pamiętam też, jak bardzo fascynowała mnie babcia. Też była dla mnie najpiękniejsza, mimo że sama o sobie mówiła, że ma nos wielki jak kacza pięta. Dla mnie była cudowna. A ostatnio byłem na dyplomie mojej siostry Matyldy. To był „Wiśniowy sad”. Patrząc na nią, nie mogłem oderwać od niej wzroku. Ona jest zjawiskowa. Kiedy pojawia się na scenie, nie sposób się nią nie zachwycić. I widzisz, okazuje się, że jestem otoczony przez same najpiękniejsze kobiety.

– Natasza, a jakiej Ty kobiecie powiedziałabyś największy komplement?
Natasza:
Jestem zafascynowana Stefanią Grodzieńską. Udowodniła, że kobieta może być piękna bez względu na wiek. Jej poczucie humoru wielokrotnie mnie samą stawiało na nogi.

– Macie poczucie, że właśnie teraz przeżywacie najważniejszy moment w swoim życiu?
Natasza:
Mam nadzieję, że teraz jest taki czas, od którego wszystko się zaczyna. Najlepszy, jaki miałam do tej pory. I teraz po raz pierwszy mam w sobie poczucie harmonii. Wiem, że wszystko dzieje się w odpowiednim czasie i miejscu. Przez lata chodziłam na castingi i wracałam z niczym. Chciałam nagrać własną płytę, ale ciągle coś mi w tym przeszkadzało. A teraz wiem, że warto było poczekać i że widocznie wtedy nie byłam jeszcze na to gotowa. Zrozumiałam, że w życiu wszystko dzieje się w swoim czasie i już.
Mateusz: Mój agent powtarza zawsze, że co ma być, to będzie, i tyle. I sam nauczyłem się w życiu tym kierować. To jednak wcale nie znaczy, że nie należy nad sobą pracować, bo to jest chyba najważniejsze. I tak naprawdę to nauczyłem się tego, że w życiu nie mam złych i dobrych momentów, bo wszystko przeżywamy po coś i od nas zależy więcej, niż się sami spodziewamy. I teraz wszystkich bardzo przepraszam, ale muszę zacytować Mickiewicza i fragment „Dziadów”, który sobie często powtarzam: „Człowieku gdybyś wiedział jaka twoja władza, kiedy myśl w twojej głowie jako iskra w chmurze rozbłyśnie niewidzialna obłoki zgromadzą i tworzy deszcz rodzajny i gromy, i burze. Ludzie, każdy z Was mógłby samotny, więziony, myślą i wiarą zwalać i podźwigać tony”. Czy to nie jest piękne? Kiedy mam zły dzień i zaczynam narzekać na wszystko, co wokół, powtarzam sobie te słowa, które nasz wieszcz napisał w litewskim więzieniu i myślę sobie: „Przestań bluźnić”.

– Jesteście bardzo młodzi, jeszcze najważniejsze przed Wami. O czym marzycie?
Mateusz:
Ja marzę o spokojnym niespokoju. Chciałbym, żeby los nigdy nie przestał mnie zaskakiwać. Bo tylko wtedy ma się poczucie życia pełną piersią, kiedy dzieją się rzeczy, które nas ciągle doskonalą. Nie chciałbym, żeby zawsze było dobrze, bo wiem, że to utopijne. Wolałbym raczej taką sinusoidę i życie w przeświadczeniu, że żeby było dobrze, musi też być źle.
Natasza: A ja odpowiem może trochę banalnie. Z jednej strony marzę o wielkiej światowej karierze, a z drugiej strony pragnę mieć dom i szczęśliwą rodzinę. Wiem, że te marzenia wzajemnie się wykluczają, ale mimo to będę walczyć o ich spełnienie.

Reklama

Rozmawiała Iza Bartosz
Zdjęcia Marek Straszewski
Stylizacja Jola Czaja
Asystentka stylistki Karolina gruszecka
Makijaż Tomek kocewiak/D’VISION ART dla LANCÔME
Fryzury Jaga Hupało & Thomas Wolff HAIR DESIGN STUDIO
Produkcja sesji Elżbieta Czaja
Asystentka Anna Wierzbicka

Reklama
Reklama
Reklama