Doda w swojej karierze miała już kilku menadżerów. Najgorzej jednak wspomina pracę z Jakubem Majochem. Asystent oskarżał ją o pobicie, a ona o kradzież 160 tysięcy złotych na poczet jej autobiografii, która nigdy nie wyszła. Sprawa wywołała niemałe zamieszanie w mediach. Przypomnijmy: Były menadżer Dody tłumaczy się na wizji

Reklama

Dziś artystka ma większy dystans do całej sytuacji, chociaż nie ukrywa, że ma przez Majocha kilka problemów. W rozmowie z Show zdradziła zaskakujące kulisy skandalu. Okazuje się, że wydawca chciał od niej pierwszego rozdziały jej autobiografii, o której w ogóle nie miała pojęcia. Majoch uniknął odpowiedzialności, a Doda jest w trakcie procesu. Uważa to za niezły absurd:

Jestem chyba najczęściej występującą współcześnie postacią literacką. Potrafię się z tego śmiać, ale jakby usiąść i się nad tym zastanowić, to jest to dosyć przykre. Jeśli natomiast chodzi o ludzi, z którymi nie mam żadnych emocjonalnych więzi, jest to nagminne. Na przykład mój były niedoszły menadżer podpisał umowę na moją autobiografię za moimi plecami. Wydawnictwo przelało mu 160 tysięcy złotych zaliczki i napisało do mnie za parę miesięcy, żebym oddała pierwszy rozdział. Stwierdziłam, że nic nie wiem o tej sprawie. Odpowiedzieli, że wobec tego mam im oddać zaliczkę. Jej też nigdy na oczy nie widziałam - przyznaje

Sprawa znalazła swój finał w sądzie:

Sytuacja jest dosyć patowa - albo oddam im zaliczkę, albo napiszę autobiografię taką, jaką oni chcą. Menedżera nie da się pociągnąć do odpowiedzialności - to osoba, która tego typu przekręty robi nagminnie. Umie zachachmęcić. Muszę się więc bronić w sądzie. Doszło do takiego absurdu, że osoba niewinna musi udowodnić swoją niewinność, zamiast udowodnić winę winnemu - przekonuje w "Show"

Doda ma również na głowie proces z Agnieszką Szulim. Wkrótce do sądu trafi jeszcze jedna, trzecia już sprawa. Zobacz: Doda pozywa za fotomontaż! Zrobili ją na Grycankę

Zobacz także
Reklama

Doda na spotkaniu z Britney Spears:

Reklama
Reklama
Reklama