– Jak to jest być matką słynnego fotografa? (Śmiech).
Maryla Rodowicz:
Duma mnie rozpiera.

Reklama

– Talent odziedziczyłem więc po Tobie. Zawsze robiłaś na wakacjach fantastyczne zdjęcia.
Maryla Rodowicz:
Moja krew (śmiech).

– Mamo, czy w moim wieku byłaś taka, jak ja teraz?
Maryla Rodowicz:
Były inne czasy. Moja mama samotnie wychowywała mnie i brata. Studiowałam na AWF, ale już śpiewałam w klubach studenckich, żeby zarobić. Za granie dostawałam 75 złotych. Myłam okna w biurowcach. Ty nie musiałeś tego robić.

– I żadnego buntu?
Maryla Rodowicz:
Eeee, bunt był wcześniej, w liceum. A potem studia, nauka, śpiewanie po klubach i zabawa.

– Byłaś już gwiazdą. Od razu zaczęłaś wygrywać festiwale – Piosenki Studenckiej w 1967 roku, potem Opole w 1969. Dlaczego nigdy nie chciałaś, żebym poszedł Twoją drogą?
Maryla Rodowicz:
Pytasz, czemu nie chodziłeś do szkoły muzycznej? W mieszkaniu przejściowym pianino zjadły myszy, a odkąd pamiętam, miałeś korepetycje z matematyki. Poza tym nie byłeś za bardzo socjalny, nie miałeś kontaktu z rówieśnikami, nie było podwórka, nie chodziłeś do przedszkola, bo płakałeś i po dwóch tygodniach musiałam cię zabrać. Najlepszy kontakt miałeś ze starszym rodzeństwem.

Zobacz także

– A może chciałaś dla mnie innego życia, bardziej normalnego?
Maryla Rodowicz:
Dla mnie mógłbyś pracować w show-biznesie, często jesteś moim doradcą w sprawach marketingu, repertuaru. Lubię z tobą konsultować pomysły. Masz wiedzę, intuicję, słuchasz dobrej muzyki. Studiujesz w Londynie nowe media. Mnie się to podoba. Tam jest i film, i dziennikarstwo, i fotografia. Chciałbyś być lekarzem czy prawnikiem? I rano wstawać z teczką do pracy?

– Ranne wstawanie to nie dla mnie. Ale nigdy nie obcinałem włosów na irokeza jak Jasiek (starszy brat – przyp. red.) i nie farbowałem na czerwono jak Kasia (siostra). Nie uciekałem jak ona z domu. Czy to Cię nie irytowało? Że się nie buntowałem?
Maryla Rodowicz:
Byłeś zawsze grzecznym chłopcem. Jeździłeś z nami na wakacje. W tym roku też cię namawiamy, starsze dzieci, niestety, odmówiły wyjazdu na egzotyczne plaże. Bez nich czujemy się osamotnieni.

– Opieram się, bo uważam, że kiedyś trzeba w końcu odciąć pępowinę.
Maryla Rodowicz:
No dobrze, ale dwa tygodnie możesz nam poświęcić. A potem się możesz włóczyć po tych swoich Włoszech z Kasią.

– Jaka byłaś, kiedy poznałaś Andrzeja? Prowadziłaś wtedy hulaszcze życie. Czytałem o tym.
Maryla Rodowicz:
No co ty, miałam dwoje małych dzieci, ciężkie czasy, stan wojenny, pozrywane kontrakty. Byłam opiekuńczą kwoką, poza tym zaczęłam jeździć w trasy do Rosji na długie tygodnie albo do klubów polonijnych do Stanów. Rozłąka z dziećmi była ceną. To, co zarobiłam, wydawałam na telefony i zabawki.

– Ale dałaś radę.
Maryla Rodowicz:
Z niemałym trudem, ale ja zawsze sobie daję radę, w najgorszych sytuacjach.

– My nie funkcjonujemy w typowej rodzinie. Przez lata nasz dom był dzielony właśnie z Jaśkiem i z Kaśką, których ojciec mieszka w Krakowie. Kto rządził wtedy u nas, kto był głową? Ty? Tata?
Maryla Rodowicz:
Oczywiście Andrzej. Ale też pamiętaj, że ja byłam szyją (śmiech).Zawsze wykłócałam się o dzieci. Andrzej starał się wprowadzać jakiś reżim, ja uważałam na przykład, że krzywdzi starsze dzieci, i dawałam im dużo luzu. Oj, działo się.

– To było trochę na zasadzie dobry i zły policjant? Ty byłaś tym dobrym policjantem, Andrzej tym złym.
Maryla Rodowicz:
I to rodziło ogromne konflikty.

– A ja byłem rozpieszczany, zresztą do dzisiaj jestem. Może to dowód, że z rozbisurmanionego bachora można wyjść na ludzi?
Maryla Rodowicz:
Nie byłeś rozpuszczonym bachorem. Owszem, byłeś otoczony miłością, ale nie byłeś jakiś wierzgający. Problemy się zaczęły w pierwszej klasie podstawówki, pamiętasz? Musiałam stać na korytarzu, a ty wybiegałeś co 10 minut sprawdzić, czy tam jestem. Podpierałam ścianę, nogi mi wchodziły w tyłek, ale dzielnie stałam.

– Myślisz, że to jest rodzinne? Kasia woli być z końmi, w stajni, Jasiek plumka na gitarze, zawsze był samotnikiem.
Maryla Rodowicz:
Jasiek prowadzi już życie towarzyskie. Kiedy do niego nie zadzwonię, to jest na Kazimierzu w Krakowie z kolegami. Parę dni temu zadzwoniłam i pytam: „Co robisz na Kazimierzu?”. On mówi: „Świętuję”. „A co świętujesz?”. „Trzeci dzień Dzień Matki”. A Kasia ma z kolei pasję, te swoje konie, i jednak ma kontakt z ludźmi, udziela lekcji ujeżdżenia naturalnego.

– Ze mną też nie będzie tak źle, w końcu studiuję media i komunikację. A czy Ty wiesz, że się zmieniłaś? Na przykład nie przejmujesz się tak pretensjami, że ryba za stara, że rosół za tłusty...
Maryla Rodowicz:
Nauczyłam się nie przejmować drobiazgami, bo chociaż Andrzej nie jest łatwy, to ktoś w związku musi odpuścić.

– Pamiętam, jakie były między Wami napięcia przy pracy nad płytą „Złota Maryla”.
Maryla Rodowicz:
To Andrzej produkował płytę. A ja miałam cały czas pretensje, że to niezrobione, a że promocja nie taka i wierciłam mu dziurę w brzuchu. On już nie mógł tego znieść, bo ile można? Jestem jednak „hitlerek” i lubię mieć wszystko pod kontrolą. Współpraca ze mną nie jest łatwa.

– A dlaczego właściwie tata zajął się wydawaniem Twojej płyty?
Maryla Rodowicz:
W połowie lat 90. żadna wytwórnia nie była zainteresowana moją osobą ani moją muzyką. Kiedy duże światowe firmy weszły do Polski – Universal, EMI, Warner – zajęły się głównie młodymi talentami. Wtedy był wysyp młodych artystów: Bartosiewicz, Górniak, Lipnicka, Hey, Nosowska.

– A Ciebie uznali za relikt PRL-u?
Maryla Rodowicz:
To był dla mnie bardzo trudny czas. Bardzo to przeżywałam. Andrzej wtedy powiedział: „To ja wydam twoją płytę”.

– Odkąd pamiętam, stroniłaś od polityki. Zawsze starałaś się publicznie nie opowiadać za żadną partią i też odrzucać propozycje grania na wiecach wyborczych, ale Internet jest pełen komentarzy zarzucających Ci bratanie się z władzami komunistycznymi. Pisz: „Czerwona Maryla”. Skąd to się bierze?
Maryla Rodowicz:
Moja kariera się rozwinęła w latach 70., kiedy rządziła „jedyna słuszna partia” PZPR. W 80. do ataku przeszły zespoły punkowe i rockowe. To były lata buntu społecznego i ludzie chcieli słuchać zbuntowanej muzyki, agresywnej – Perfect, Maanam, TSA, Kult. Oni rządzili, a ja ze swoimi piosenkami, z poetyckimi tekstami Osieckiej, to była druga linia frontu.

– A przecież niektóre Twoje teksty były przeciwko władzy, na przykład „Polska Madonna”.
Maryla Rodowicz:
To gorzki tekst o doli polskiej kobiety, zresztą zawsze dbałam o dobre teksty i myślę, że to był jeden z powodów, dla którego publiczność do mnie wróciła. Cały czas mam wierną i oddaną publiczność. To jest moim sukcesem, bo również młode pokolenie słucha mojej muzyki.

– Bardzo lubię chodzić na Twoje koncerty, bo jest tam właśnie power, energia, masz supermuzyków, natomiast kiedy puszczam płytę, brakuje mi tego ognia. Czemu są dwie Maryle Rodowicz?
Maryla Rodowicz:
Jakoś tak, producenci płyt uważają, że Maryla Rodowicz powinna być łagodna, refleksyjna. Na płycie nie zatańczysz.

– Na Twoje koncerty na stadiony przychodzi nawet 30 tysięcy ludzi. Dlaczego nie przekłada się to na sprzedaż płyt?
Maryla Rodowicz:
Sprzedaż płyt w Polsce strasznie spadła, w latach 90. topowi artyści sprzedawali po 500, 700 tysięcy, a w tej chwili złota płyta to 15 tysięcy.

– Konkurowanie w Twojej branży przeniosło się ze sceny do mediów? Talent dzisiaj nie ma takiego znaczenia jak przebojowość czy seksapil?
Maryla Rodowicz:
Są artyści, którzy niczego nie nagrali, żadnego hiciora, a są cały czas na tak zwanych łamach, czyli na przykład na promocji perfum czy nowego modelu samochodu. Ja nie mam zwyczajnie czasu, po drugie, nie cierpię takich spędów, a jednak publiczność przychodzi na moje koncerty, ludzie mają do mnie zaufanie, wiedzą, że robię dobry show, że mam power, dobre piosenki. Ludzi nie da się oszukać. A ja mam problem z mediami. Rozgłośnie radiowe są bardzo kapryśne. Moje piosenki też ostatnio nie są za bardzo grane. Radio RMF FM trochę gra, ale Zetka nie zagrała mojej piosenki od siedmiu lat.

– Może trzeba się właśnie lansować? Chodzić na promocje perfum, żeby być w ogólnej świadomości ludzi?
Maryla Rodowicz:
Uważam, że artysta powinien się bronić swoją muzyką. Zbliża się festiwal Top Trendy, za chwilę Opole. Moja ostatnia płyta dobrze się sprzedała, pretenduje do płyty roku w Superjedynkach w Opolu. Kalendarz mam zapełniony koncertami do końca roku, jesienią nagrywam kolejną płytę z tekstami Agnieszki Osieckiej znalezionymi w moich archiwach.

– Nie umiem wymienić nikogo, kto prócz Ciebie pozostał liczącym się artystą Twojego pokolenia. Może odziedziczyłaś po kimś upór w dążeniu do celu i niepoddawaniu się?
Maryla Rodowicz:
Na pewno odziedziczyłam je po linii żeńskiej. Pamiętam moją babcię, która była bardzo dzielną kobietą, spędziła życie w Wilnie. Podobnie moja mama, chociaż harowała na paru etatach, robiła wystawy sklepowe, nocami malowała kartki świąteczne, a jednocześnie była zadbana, piękna, starannie ubrana, zawsze manikiur, pedikiur, fryzjer. Ja przy niej to kopciuszek.

– Babcię znam od dziecka. Natomiast nigdy nie poznałem Twojego ojca. Rzadko o nim opowiadasz.
Maryla Rodowicz:
Kiedy byłam małym dzieckiem, on siedział w więzieniu z powodów politycznych, potem, jak umarł Stalin i objęła go amnestia, rodzice już do siebie nie wrócili. Pamiętam, jak mama i babcia zapakowały nasz skromny dobytek i po wojnie samotnie przedzieraliśmy się w głąb Polski. Zamieszkaliśmy we Włocławku. A ojciec potem w Bydgoszczy, ze swoimi rodzicami. Kiedy do niego czasem przyjeżdżałam, pamiętam, jak siedział przy biurku i… preparował motyle, żuki. Widziałam ogromne gąsienice, które chodziły po suficie, często wyłaziły ze słoików. Brr. Do tej pory nie cierpię owadów. Ojciec nie był rozmowny. Można powiedzieć, że właściwie go nie poznałam. Nie lubiłam do niego jeździć.

– Ale gabloty z owadami po nim zostały. Wiesz, Mamo, ja też nie cierpię pająków. I nie rozumiem, jak można obojętnie traktować własne dziecko. Kiedy wyjechałem na studia, wracałem do domu co dwa tygodnie. Zresztą dzwoniłaś i dalej dzwonisz do mnie na zmianę z tatą po pięć razy dziennie. Sprawdzacie, czy wieczorami nie bełkoczę i nie leżę nieprzytomny pod stołem?
Maryla Rodowicz:
No co ty, żartujesz?! Ufam ci. Bardzo lubię z tobą rozmawiać. Dzwonię też do starszych dzieci, ale one albo milczą, albo oddzwaniają po jakimś czasie, a ty zawsze odbierasz.

– Tak mnie wyszkoliłaś, że jak jesteś poza zasięgiem, wchodzę na Facebooka i już mam z Tobą kontakt. Kasię też tak namierzam. Cieszę się, że mam takie bliskie relacje z nią. Z Jaśkiem zawsze się kumplowaliśmy, dzwoniliśmy do siebie bez przerwy, graliśmy w piłkę na piętrze domu na Bemowie – bramki to były drzwi do Twojej sypialni. Nie byłaś tym uszczęśliwiona.
Maryla Rodowicz:
Ja już nawet tego nie pamiętam. Potem przenieśliśmy się do domu w Konstancinie, a właściwie już tylko ty, bo twoje rodzeństwo zamieszkało w Krakowie, blisko ich ojca. Tam studiowali. A ty zostałeś z nami, na osłodę. Byłeś naprawdę kochanym chłopcem, co nie znaczy, że kochliwym.

– To Ty byłaś kochliwa. Ja zawsze się czułem trochę outsiderem. Patrzyłem, jak koledzy cierpią przez dziewczyny, i cieszyłem się, że mnie to nie dotyczy.
Maryla Rodowicz:
Pamiętam, że wolałeś od rana do wieczora oglądać filmy i grać w gry. Ale czemu się dotąd nie zakochałeś? Mój syn? Niewiarygodne!!!

– Mamo, ja żyję trochę w innym świecie. Nie wiem, czy dałbym się ujarzmić miłości. Uwielbiam jeść sam, włóczyć się sam po mieście, chodzić do kina w pojedynkę. Poza tym boję się zakochać tu, w Londynie, bo za trzy miesiące już mnie tu nie będzie. Uważasz, że ten mój wyjazd za granicę po skończeniu liceum to był dobry pomysł?
Maryla Rodowicz:
Myślę, że nie byłeś gotowy na takie oddalenie. W dodatku po roku nauki pojechałeś do Stanów. I miałeś depresję, byłeś samotny.

– Miałem nawet myśli samobójcze, bo bałem się, czy kiedykolwiek wrócę do Polski. Budynek bujał się od wiatru, a ja byłem tam kompletnie obcy. Na 50. piętrze nawet telefon nie działał. Całymi dniami odurzałem się, by uciec od rzeczywistości. I wtedy rezerwową siłą woli postanowiłem przenieść się do Londynu na uniwersytet. Powiedzieliście, że to cofanie się. Ale Londyn o wiele lepiej mi służy.
Maryla Rodowicz:
Ale z drugiej strony studia w Stanach dużo ci dały. Teraz taki jesteś światowiec. A jesienią zaczynasz studia podyplomowe w Holandii. Londyn, Chicago, teraz będzie Utrecht. Znasz perfekt angielski i mieszkasz w tak pięknym mieście, jak Londyn. Tylko żałuję, że jak będę jeździła na zakupy do Londynu, to cię nie będzie. Kto się będzie tam ze mną włóczył?

– Utrecht jest przecież dwie godziny pociągiem od Londynu.
Maryla Rodowicz:
Na to liczę, synku.

– To jeszcze powiedz mi, czemu w naszym domu, w Warszawie, nigdy nie panowała polityka otwartych drzwi? A dzisiaj nie macie z kim pojechać na wakacje, tylko męczycie mnie, żebym Wam towarzyszył.
Maryla Rodowicz:
Z wami jest luz, nie musimy stać na baczność, stroić się. Jestem zmęczona po całym sezonie, zresztą nie miałam wakacji dwa lata i bardzo bym chciała pojechać gdzieś, położyć się na plaży, wejść do ciepłego morza i po prostu nic nie robić i nie musieć się odzywać.

– Ty zmęczona? Masz w sobie tyle energii. Moim zdaniem za 15, 20 lat dalej będziesz śpiewać, tańczyć i mieć włosy do pasa. Nie mam zwyczajnej matki (śmiech).
Maryla Rodowicz:
Synku, nawet nie myślę, co będę robić za pół roku, moje myślenie co do przyszłości kończy się na Bożym Narodzeniu. Nie zaprzątam sobie głowy tym, co ma być. Musiałabym się strasznie zamartwiać, że mija czas... i że to nie jest miłe.

– A masz marzenia? Nigdy nie wiem, czego tak naprawdę byś chciała?
Maryla Rodowicz:
Nie miewam nierealnych zachcianek – na przykład polecieć w kosmos. Parę dni temu miałam koncert w Mikołajkach i po raz kolejny zachwyciłam się urodą Mazur. Może to jest moje marzenie, żeby tam pojechać i połowić ryby, popatrzeć na przyrodę.

– Strasznie tęsknię za latami, kiedy co roku tam jeździliśmy, łowiliśmy ryby tygodniami.
Maryla Rodowicz:
Chodziło się w wojskowych spodniach, trampkach. Stroję się na co dzień, pozuję do sesji zdjęciowych, śpiewam na koncertach, wiecznie muszę „bosko” wyglądać. Po mieszkaniu chodzę więc boso, patrzę na koty, piję herbatę w ogrodzie, popatrzę na drzewa, a wieczorami posurfuję po Internecie. Sprawdzę, czy mój synek jest na Facebooku. I o to chodzi.

– Ale Ty nawet w domu wyglądasz „artystycznie”. Zdawałaś przecież na ASP.
Maryla Rodowicz:
Ale się nie dostałam. Od zawsze projektuję swoje kostiumy. Nie jestem w stanie osiągnąć poziomu technicznego zachodnich gwiazd, ale robię, co mogę. Efekty specjalne i tak dalej. Było takie lato, kiedy wymyśliłam, że będę grać w plenerach z pirotechnikiem. Pod koniec trasy, jak mnie podliczył, to okazało się, że finansowo ledwo wyszłam na zero. Bo koszty ponoszę ja. Za to mam satysfakcję.

– Czy uważasz, że nagrałaś już swój największy przebój? Można powtórzyć piosenkę na miarę „Małgośki”?
Maryla Rodowicz:
Wtedy Polskie Radio grało polską muzykę. Teraz polska muzyka jest grana w mniejszości. Wydaję płyty co jakieś dwa, trzy lata i na każdej było parę hitów. Niestety, świat o tym nie wie.

– Dostajesz regularnie wycinki prasowe na swój temat, które czytasz i puszczasz wokół kanapy do przeczytania rodzinie. A czemu, na przykład, nie przepadasz za słuchaniem swoich płyt?
Maryla Rodowicz:
Bo w ogóle nie lubię się oglądać. Nagrałam ponad 30 płyt, ale w tej chwili zajmuje mnie ostatnia płyta z tekstami Osieckiej.

– I znowu będą jej słuchać nastolatki? Na Twoich koncertach jest przekrój społeczeństwa od 12-latków do starszych ludzi. Jesteś fenomenem, wiesz?
Maryla Rodowicz:
Przychodzą ludzie, dla których moje piosenki to ich młodość. Przychodzą też ich dzieci, znają teksty, śpiewają ze mną, bawią się. Dwa dni temu po koncercie przyszedł ojciec z synem, chłopcem, który miał 12–13 lat, i powiedział: „Mój syn jest dziwny, zamiast słuchać Biebera, słucha Maryli”.

– Żałujesz czegoś, czego nie zrobiłaś?
Maryla Rodowicz:
Nie ma sensu rozdzieranie szat nad tym, co było. Miałam parę szans zrobienia kariery na Zachodzie, na własną prośbę jednak je zlekceważyłam, ale wtedy nie miałabym tych dzieci, które mam, pewnie mieszkałabym gdzieś w świecie, nie byłabym tą osobą, nie byłabym tą Marylą Rodowicz.

– Ty nie planujesz, a ja mam cały plan. W tym roku skończę studia i zrewolucjonizuję media światowe.
Maryla Rodowicz:
Cieszę się, że masz takie ambicje.

– Nie mówiłem Ci, ale prosto z tej sesji poleciałem do Londynu na prezentację i dostałem owacje na koniec.
Maryla Rodowicz:
Genialna rodzinka po prostu... I skromna.

Reklama

Rozmawiał Jędrek Dużyński
Zdjęcia Piotr Porębski/Metaluna
Stylizacja Jola Czaja
Asystentka stylistki Magdalena Smus
Makijaż Kamila Wiedeńska-Strzelczyk
Fryzury Sylwia Habdaś
Scenografia Ewa Iwańczuk
Współpraca Piotr Czaja
Produkcja Elżbieta Czaja

Reklama
Reklama
Reklama