
– Los odbiera, ale i daje?
Grażyna Szapołowska: Całe życie daje, odbiera, odbiera, daje. I dlatego warto żyć.
– Teraz odebrał Ci teatr. Możesz żyć bez teatru?
Grażyna Szapołowska: Odebrał, ale mam nadzieję, że nie na długo. Całe moje życie jest takim teatrem. Film zresztą też jest rodzajem teatru, tylko że w teatrze aktor czuje się spokojniej, ma poczucie stabilizacji i komfort spokojnego tworzenia roli. Film zaś to natychmiastowa, błyskawiczna improwizacja.
– Masz poczucie krzywdy, że zostałaś zwolniona z Narodowego?
Grażyna Szapołowska: Nie, mam tylko poczucie winy, obustronnej winy i niemożności porozumienia się. Szkoda. Ale jak pierwszy raz przyszłam do teatru, do Hanuszkiewicza, powiedział, że będzie mi ciężko. Byłam wtedy świeżo po szkole teatralnej, wszyscy już mieli etaty, tylko ja nie. Prawdę mówiąc niepokoiło mnie to. Pięknie ubrałam się na czarno, białe włosy do pasa, i zapukałam do jego drzwi. Hanuszkiewicz jadł obiad, przerwał, spojrzał na mnie: „Czy pani wie, że ładnym kobietom w teatrze jest bardzo ciężko? Czy wiesz jak dużo będziesz musiała pracować? Ale ja ciebie wielu rzeczy nauczę”. I mnie przyjął.
– Ładnie mu się odpłaciłaś. Zaangażował Cię, a Ty zagrałaś w dwóch sztukach i zaszłaś w ciążę.
Grażyna Szapołowska: Zaszłam, a wszyscy mówili, że to z mocy twórczej Adama, bo on każdego zapładniał. Ale na tej zasadzie można powiedzieć, że wiele z nas, aktorek, było z nim w ciąży, bo wszystkie zaszłyśmy w jednym czasie: Bożena Dykiel, Ewa Ziętek, Halina Rowicka i nawet Ewa Bem, która występowała gościnnie. W każdym razie moja Kasia ma bardzo ładne oczy, jak Adam. A był pięknym mężczyzną, zresztą nadal jest. Nigdy nie powiedział: jak pani mogła zajść w ciążę, przecież pani dopiero zaczyna. Zażartował tylko: „No to będzie nas więcej”.
– Ale i tak mówiono, że Twoja córka ma oczy Hanuszkiewicza.
Grażyna Szapołowska: Tak mówiono? To dobrze. To znaczy, że ma piękne oczy.
– Inni z kolei uważali, że ma oczy Roberta De Niro.
Grażyna Szapołowska: Mój mąż, ojciec Kasi, był bardzo podobny do De Niro, więc może dlatego. Ja Roberta De Niro zresztą poznałam osobiście. Przywiózł go Wojtek Fibak, odbyło się spotkanie u nieżyjącego już Filipa Zylbera, tam zostaliśmy sobie przedstawieni. Dla nas De Niro po filmie „Taksówkarz” był bogiem. Witaliśmy go z estymą. Na znak szacunku bardzo eleganccy – panie w długich sukniach i biżuterii. A on przyszedł w podkoszulku, dżinsach i tenisówkach. Polacy wypadli więc błazeńsko w tym zderzeniu, ale byliśmy krajem, który miał kompleksy wobec Zachodu, z naszą znajomością języków i całym tym dziedzictwem komunistycznego systemu.
– Ty też miałaś kompleks polskiej zgrzebności?
Grażyna Szapołowska: Chyba tak, bo starałam się, wyjeżdżając na Zachód, być szalenie elegancka. A tam cały świat był bardziej kolorowy, nonszalancki. Ja też chciałam się tego szybko nauczyć. Chociaż nie ubiór zdobi człowieka, jak mówią.
– Chyba jednak ubiór też. Opowiadałaś mi kiedyś, jak wiozłaś sobole z Rosji i włożyłaś je do oleju, żeby ich celnicy nie odkryli.
Grażyna Szapołowska: Włożyłam je do reklamówki, a na wierzch położyłam dwa kilogramy masła i czekoladki. Za radą wielkiej polskiej gwiazdy, która pewnie nieraz to robiła. Celniczka powiedziała: „No masła u was niet, ja znaju, prochadi”. I tak sobie przeszłam, a te sobole wylądowały potem we Włoszech w serialu „Plac Hiszpański”, gdzie grałam. Nikt nie miał tak pięknego futra jak ja to z Rosji. A co zabawne, że te sobole kupiłam nie dlatego, że chciałam je mieć, tylko dlatego, że pieniądze wtedy z dnia na dzień traciły wartość. Jedna skórka kosztowała tysiąc dolarów. Można z niej było zrobić cztery kołnierze do swetrów.
– Robiłaś swetry i sprzedawałaś je?
Grażyna Szapołowska: Nigdy nie sprzedawałam. Robiłam je dla Kasi, jak była mała, dla siebie w szkole teatralnej i dla koleżanek.
– A dla facetów?
Grażyna Szapołowska: Dla nich robiłam szaliki. Dla Erica zrobiłam szalik, który leży do dzisiaj w szufladzie. Powiedział, że nie będzie go nosił, bo złota nitka zaczepia mu się o zamek kurtki. Przędę tę nić Ariadny, a on mówi, że złotej nitki nie chce (śmiech).
– Zgroza. Chyba byłaś zawsze za dobra dla swoich mężczyzn. I może dlatego rozstawałaś się z nimi?
Grażyna Szapołowska: Dużo miałam rozstań, ale nie z powodu mojej dobroci, tylko dlatego, że wydawałam się im beznadziejna. I zostawiali mnie.
– Beznadziejna? Żartujesz?
Grażyna Szapołowska: Po prostu któregoś dnia okazywało się, że ktoś kogoś zdradził, a zdrady w młodości się nie wybacza.
– Teraz, kiedy jesteś już bardzo dorosłą dziewczynką, wybaczasz?
Grażyna Szapołowska: Od dawna wybaczam. Ale jak się ma 18, 19, 30 lat, to zdrada jest nie do wybaczenia. A wtedy się zdradza, bo w młodości fizyczność jest najważniejsza. Ludzie są ciekawi, próbują wszystkiego. A dzisiaj… Dzisiaj bym była zła, jakby mnie zdradził producent albo reżyser dla innej aktorki. Przegryzłabym tętnicę (śmiech).
– To jednak dla Ciebie Wajda zdradził Szczepkowską, Ty zagrałaś Telimenę.
Grażyna Szapołowska: To była uczciwa sprawa. Wzięłam udział w zdjęciach próbnych. A producent z reżyserem zadecydowali. Nie należy się obrażać, jeżeli po wstępnych rozmowach zmieniają zdanie. Nie obraziłam się na Krzysia Kieślowskiego, gdy w „Niebieskim” wyciął moją dziesięciominutową rolę. Uznał, że mu przeszkadza. Jego prawo.
– Twoja córka Kasia jeszcze tego nie wie, a właśnie zrobiła swój pierwszy film.
Grażyna Szapołowska: Kasia szuka. Mam nadzieję, że będzie szła w tym kierunku i że to da jej szczęście. Ma zadatki na dobrego reżysera. Czuje kino.
– Jej szczęście jest dla Ciebie najważniejsze?
Grażyna Szapołowska: Jak dla każdej matki. Przychodzi moment, gdy musimy wypuścić pisklę z gniazda. I teraz nadszedł i dla niej, i dla mnie.
– Chciałabyś być znowu młoda?
Grażyna Szapołowska: Wiesz co? Chyba nie. Gdy sobie teraz pomyślę o tym, jaka byłam, mając 20, 30 nawet 40 lat, jakie to były emocje, nieprzespane noce, wypalone paczki papierosów i nerwy. Jak nie miałam dystansu do niczego, zwłaszcza do siebie. Dzisiaj, patrząc na to z perspektywy tych moich prawie 58 lat, mam w sobie taką radość spokoju. Na Facebooku napisałam ostatnio coś o nieprzespanej nocy, że bezsenność nocna wpływa na nas niepokojąco, ale i magicznie. Wtedy rodzą się różne pomysły. Dostałam mnóstwo wpisów. Spodobało się.
– Teraz miewasz nieprzespane noce?
Grażyna Szapołowska: Ostatnio tak, bo weszłam w długi serial „Rezydencja”, a początek filmu jest zawsze nieprzespany. Dopiero teraz zaczynam doceniać kolegów, którzy biorą udział w tych tasiemcowych serialach, bo to ciężka praca.
– No widzisz, to właściwie Twój pierwszy serial w Polsce. Gdybyś grała w teatrze, nie mogłabyś przyjąć tej roli.
Grażyna Szapołowska: Nie byłoby szans. Dwanaście godzin bez przerwy muszę być na planie.
– W serialu się gra dla pieniędzy?
Grażyna Szapołowska: Jeżeli ktoś ci powie, że pracuje dla sztuki, to znaczy, że ma bardzo dużo pieniędzy. A ja tylko gram bizneswoman – kobietę z bardzo bogatej rodziny. Moim mężem filmowym jest Jurek Zelnik, z którym się znamy od lat i lubimy.
– A może w serialu gra się też dla popularności? Trzeba o nią stale zabiegać?
Grażyna Szapołowska: Ja myślę, że aktor powinien być do końca życia widoczny, do końca życia grać. Oczywiście można zamilknąć jak Greta Garbo i powiedzieć: „Niech mnie pamiętają z »Krótkiego filmu o miłości«, ja już nic więcej nie zrobię”. Dzisiaj są inne czasy. Dzisiaj film to połączenie biznesu ze sztuką.
– Musisz myśleć biznesowo?
Grażyna Szapołowska: Muszę mieć satysfakcję, że mogę polegać na sobie, finansowo także. Przemyślę ten temat. Mam czas.
– Tak sądzisz?
Grażyna Szapołowska: Tak, bo życie zaczyna się po sześćdziesiątce a nawet po sześćdziesiątce czwórce, jak mówiła moja babcia. Powiedziała mi: „Zobaczysz, jak skończysz 64 lata, to dopiero wszystko się zacznie”. Więc ja jeszcze czekam (śmiech).
– A ja zawsze myślałam, że czas dla aktorki liczy się inaczej i że trudno się z nim pogodzić.
Grażyna Szapołowska: Być może, ale nie teraz. Aktorki nie wstydzą się już swoich zmarszczek. Nie są w stanie stworzyć mitu wokół własnej osoby, ukryć prawdy, kiedy jest Internet i wirtualny świat. Nie można zmieniać swojej metryki. Odmładzać się. Nie ukrywam więc swojego wieku.
– Nie boisz się upływu czasu?
Grażyna Szapołowska: Nie, naprawdę. Spójrz zresztą na te zdjęcia. Nie są wyretuszowane ani poprawione w talii. Jeżeli się o coś boję, to nie o figurę ani swoje zmarszczki, tylko o zdrowie.
– I nie boisz się, że Cię Twój mężczyzna porzuci dla młodszej?
Grażyna Szapołowska: To ja znajdę sobie jeszcze młodszego. Albo nareszcie będę wolna.
– A jak przeczyta to Twój Eric?
Grażyna Szapołowska: On jest tolerancyjny, to Francuz z poczuciem humoru. I właśnie chodzi o tę umiejętność czerpania radości życia z poczucia humoru. Tylko dzięki niemu można się znosić.
– Budzisz się i zaczynasz dzień od dowcipu?
Grażyna Szapołowska: Tak, skąd wiesz. Budzę się i mówię: „Jesteś mi winien kupę kasy”. A on niemal z zawałem serca: „Ja? Dlaczego?”. „Bo śniłeś mi się” (śmiech).
– Chcąc nie chcąc znowu schodzimy na facetów. Jednak oni są najważniejsi w naszym życiu.
Grażyna Szapołowska: No pewnie. Nawet lesbijki gadają o facetach.
– Znasz środowisko lesbijskie? Zakochała się jakaś w Tobie?
Grażyna Szapołowska: Pracowałam z lesbijkami i miałam swój fan club lesbijski po filmie „Inne spojrzenie” Károly’a Makka. Otrzymywałam od lesbijek dużo listów. Pisały mi, że mnie szanują, bo odważyłam się zagrać taką rolę.
– Nie wstydziłaś się jej zagrać? Ty w ogóle zresztą miałaś ostre sceny erotyczne w wielu filmach.
Grażyna Szapołowska: Wstydzić się? Nie. Dwa tygodnie temu byłam z Erikiem w Berlinie na pokazie filmu „Bez końca” i „Pana Tadeusza”. Eric po raz pierwszy widział mnie na dużym ekranie. Zapomniałam, że w „Bez końca” jest scena mojego onanizmu. Przypomniałam sobie dopiero podczas filmu.
– Onanizowałaś się z tęsknoty za zmarłym mężem. Pamiętam tę scenę.
Grażyna Szapołowska: A ja wiedziałam tylko, że była tam scena z Danielem Webbem w hotelu Victoria. Oglądamy ten film, a ja myślę sobie: No, zaraz nastąpi scena onanizmu i Eric się wścieknie.
– Wściekł się?
Grażyna Szapołowska: Nie, był tylko zazdrosny o Webba. Mówi: „Ja chyba nie jestem taki owłosiony na dole”. O onanizmie nic nie powiedział, tylko w hotelu poszliśmy od razu do łóżka. Zakochał się jakby na nowo. Dla mnie ważne było, że niemiecki krytyk zapytał: „Czy pani sobie zdaje z tego sprawę, że jest pani prekursorką w kinie europejskim? To pani pierwsza pokazała kobietę, która się onanizuje”.
– U Kieślowskiego w „Krótkim filmie o miłości” też byłaś prekursorką, rozkochując w sobie bardzo młodego chłopca.
Grażyna Szapołowska: Dużo ludzi mnie potem zaczepiało na ulicy, pisało listy: „Pani Grażyno, ja też mam starszą od siebie kobietę o 10 lat”. Film jest jak gdyby pozwoleniem na rzeczy niedozwolone. Dla widzów ja byłam takim przyzwoleniem.
– Ale Ty mężczyzn miałaś na ogół starszych od siebie?
Grażyna Szapołowska: Paweł, mój ostatni mąż, był młodszy o osiem lat. Wiek nie ma znaczenia, ważne tylko, czy ta osoba ma do zaoferowania coś, co rozbudzi w tobie ciekawość na inne smaki.
– Na takie intymne tematy rozmawiasz ze swoją córką?
Grażyna Szapołowska: Chciałabym każdy dzień zaczynać od pytania: Jak się czuje moja cipeczka (śmiech), ale zaczynam od: Kochana, wszystko w porządku, posprzątałaś? Czasem jestem okropna, z wiekiem robię się coraz większą pedantką. Może dlatego, że bałagan powoduje we mnie zmęczenie. Mój mózg nie nadąża za chaosem. Dlatego serial, gdzie gram długo jedną postać, sprawia, że mogę sobie tę rolę uporządkować.
– Kasia jest odwrotnością Ciebie?
Grażyna Szapołowska: Nie. Nie jest bałaganiarą, ma swój świat, a ja swój. Może kiedyś chciałam podporządkować jej świat mojemu, ale dziś już wiem, że dzieciom trzeba dać wolność. Ona daje ją swojej córce.
– Co byś nie powiedziała o Twoim stoickim traktowaniu czasu, to jednak bardzo wcześnie zostałaś matką i babcią. Wiele kobiet płaci za to depresją.
Grażyna Szapołowska: A ja nie. Kasię urodziłam tak młodo, bo się po prostu zakochałam w jej ojcu. Prosta sprawa. A Karolinę, moją wnuczkę, uważam za największy dar od Boga. To już moja recenzentka. Po premierze „Księżniczki Czardasza” powiedziała krótko: „Babciu, byłaś najlepsza”.
– Słowo „babcia” kompletnie do Ciebie nie pasuje. Jak Ty to robisz, że masz figurę 20-latki?
Grażyna Szapołowska: Nic nie robię. Trochę wyszczuplałam, rzuciłam papierosy, chodzę na basen i spacery po lesie, jak mam czas. Po pięćdziesiątce jednak należy trochę dbać o siebie.
– A botoks, powiększanie ust?
Grażyna Szapołowska: Nie, nie. Może trzeba napisać, że coś robię, bo inaczej nie przeczytają wywiadu? (Śmiech).
– No i nie zatrudnią Cię w nowym serialu.
Grażyna Szapołowska: No, nie wiem, z serialem to było tak, że spotkaliśmy się z producentem na festiwalu w Gdyni, spojrzeliśmy na siebie. I zapytał, czy zechcę zagrać. Odpowiedziałam: „Świetnie, cieszę się, bo akurat jestem bez pracy”. Widzisz, Krysiu, życie ciągle niesie niespodzianki. I ciągle mam wrażenie, że zaczynam je od początku.
– No tak. Niedawno zostałaś producentem filmowym. Przedtem Twój Eric też wyprodukował film „Trik”. Bycie z kimś to wyścig, rywalizacja?
Grażyna Szapołowska: Myślę, że to mężczyzna rywalizuje, a kobieta się uczy, bo ja dużo nauczyłam się podczas produkcji filmu Erica – co to znaczy być producentem, na czym polega ekonomia.
– Trafiłaś wreszcie na taką miłość, jakiej zawsze chciałaś?
Grażyna Szapołowska: Kiedy spotkałam Erica, w moim życiu wszystko się poukładało. Wszystkie moje lęki przeszły.
– Bo masz poczucie bezpieczeństwa?
Grażyna Szapołowska: Dokładnie tak. Wtedy lęki mijają.
– Ale Ty zawsze będziesz rozkochiwać w sobie mężczyzn. Masz to we krwi. Jedna z Twoich koleżanek wspomina, jak za czasów socjalizmu siedzicie w SPATiF-ie i wchodzi pewien działacz komunistyczny. A Ty po prostu bierzesz go pod brodę i mówisz: „No i co, dziubdziusiu?”.
Grażyna Szapołowska: Albo mówię: „No i co, laleczko, jak tam w pracy?”. Nigdy przed funkcjami nie padałam na kolana.
– Pomaga Ci w tym Twój seksapil? Jak zagrałaś śmierć w „Dekameronie” u Hanuszkiewicza, w obcisłym kostiumie, jeden z krytyków napisał: „Jeżeli śmierć ma tak wyglądać, to proszę bardzo”. Mogłabyś napisać książkę o tych reżyserach, producentach, krytykach, którzy chcieli zaciągnąć Cię do łóżka.
Grażyna Szapołowska: Starałam się tego nie zauważać. Chociaż mężczyźni… Opowiem ci historię, która zdarzyła się wczoraj, Starszy, przystojny pan, którego spotkałam u mojej przyjaciółki Uli, opowiedział, jak kiedyś oddał samochód do warsztatu, gdzie stał też mój jaguar. „A czyje to piękne auto?”, zapytał. „Grażyny Szapołowskiej”. „Nie mogłem się powstrzymać, pani Grażyno, żeby go chociaż nie pogłaskać’. Czasami jednak seksapil mi przeszkadzał. Kiedyś pewna lekarka chciała mnie pokroić w szpitalu, wymyślając ciążę pozamaciczną, której nie miałam. Na szczęście w ostatniej minucie przyszedł inny lekarz, mężczyzna, zbadał mnie i powiedział: „Wykluczam objawy ciąży pozamacicznej”. A ja, już na głodzie, byłam wieziona na salę operacyjną.
– Grażyna, na jakim etapie życia się znajdujesz? Kobieta na zakręcie?
Grażyna Szapołowska: Nie, ja zakręty już miałam. Teraz nic mnie nie zaskoczy, choć ciągle wydaje mi się, że cały czas znajduję się na samym początku. Ale wiem, że już dużo jest w moim życiu z górki.
– Przyznaj się, to Cię przybija?
Grażyna Szapołowska: Nie że z górki. Przybija mnie tylko fakt, że nie zdążę zrobić jeszcze paru rzeczy. Ale ponieważ i tak się z niczym nigdy nie zdąży, to nie ma sensu się tym stresować.
Rozmawiała Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia Marlena Bielińska/Makata
Stylizacja Jola Czaja
Asystentka stylisty Magda Smus
Makijaż Iza Wójcik/Van Dorsen
Fryzury Maciek Bielecki/D’vision Art
Scenografia Marek Piotrowski
Układ sceniczny Norbert Kobyliński
Model Michał Słowikowski/Rebel Models
Produkcja Elżbieta Czaja