Drugie wcielenie Anny Kalaty
Ta historia to gotowy scenariusz na film. Była Pani Minister jedzie służbowo do Indii. Tam dostaje rolę w Bollywood. I już nic nie jest tak jak kiedyś. Z szarej myszki przeistacza się w piękność.
– Pani Minister, co Pani z sobą zrobiła?
Anna Kalata: (Śmiech). Po pierwsze, już nie pani minister. Po drugie, po prostu schudłam 38 kilogramów. Postanowiłam dojść do mojej wagi z klasy maturalnej – 60 kilogramów.
– To był impuls?
Anna Kalata: Nie do końca. Do takiej decyzji trzeba dojrzeć. Przywyknąć do myśli, że należy ograniczyć kalorie. To nie jest łatwe, bo trzeba zmienić styl życia. Dieta to rodzaj filozofii.
– Gdy była Pani w rządzie i oglądała siebie na ekranie, wyłączała Pani telewizor?
Anna Kalata: Szczerze mówiąc – nie. Nie przeszkadzało mi, że miałam nadwagę, że włosy naprędce spinałam w kitkę. Ważna dla mnie była praca, a nie to, jak wyglądam. Dopiero teraz, z perspektywy czasu, dokonuję porównań i widzę, że rzeczywiście jest różnica.
– Co więc się stało, że zdecydowała się Pani na taką metamorfozę?
Anna Kalata: Na pewno bezpośredni wpływ na potrzebę zmian miały Indie. Pierwsza wizyta. Jeszcze byłam ministrem pracy, kiedy w czerwcu 2007 roku pojechaliśmy z oficjalną wizytą do Delhi. Boże, jaki to piękny kraj, pomyślałam. Jacy cudowni ludzie. Ile serdecznych uczuć. Wszystko notowałam w pamięci. I nieznajomych, którzy się do siebie uśmiechali. I syna prowadzącego pod rękę matkę staruszkę. I słońce, które nas oślepiało. I kolory, jakimi mieniła się ulica. I…
– ...i zdawało się Pani, że nie pasuje do tego krajobrazu?
Anna Kalata: Może tak, może dotarło do mnie, że idąc w tym upale, się męczę, że mam za dużo ciała na sobie, że w tej radosnej atmosferze chciałabym znowu mieć 20 lat i wyglądać jak wtedy. Pokażę pani zdjęcie z tamtego okresu.
– Ale ładna! W zasadzie niewiele się Pani teraz różni od tamtej dziewczyny.
Anna Kalata: Chyba właśnie wtedy doszło do mnie, że jeśli nie wezmę spraw...