W niedziele popołudnie tygodnik "Newsweek" opublikował w sieci okładkę swojego najnowszego numeru, który dziś trafił do kiosków. Znalazł się na niej Kuba Wojewódzki, który wraz z Mikołajem Lizutem przeprowadził dla tygodnika rozmowę o chamstwie w polskich mediach. Kilka godzin później Wojewódzki zamieścił list otwarty skierowany do Tomasza Lisa, naczelnego "Newsweeka", pod którego adresem padło wiele mocnych słów. Przypomnijmy: "Okłamałeś mnie! Jesteś handlarzem"

Reklama

Oczywiście protesty Wojewódzkiego i jego oświadczenie nie były w stanie już zakłócić cyklu wydawniczego i "Newsweek" jest dziś w kioskach z pełnym artykułem i zapisem rozmowy Wojewódzkiego i Lizuta. Panowie dyskutują o tzw. "dyktaturze przemocy", języku chamstwa w mediach i tabloidyzacji rzeczywistości medialnej w Polsce. Kuba przyznaje, że sam w dużej części jest za to odpowiedzialny, a początki tego precedensu sięgają jeszcze czasów pierwszej edycji "Idola", gdzie Wojewódzki był jurorem.

"Idol" pokazał, że bezczelność, skrajna ironia, cynizm czy nawet kontrolowane okrucieństwo szybko stają się dotychczas niedocenianym towarem, na który jest spory popyt. Tak, tak... To ja przyłożyłem do tego rękę i dziś czuję, jak ona powoli ląduje w przepełnionym nocniku. Moja wina. Moja wina. Moja bardzo komercyjna wina. Wtedy czuliśmy jednak, że bierzemy udział w jakiejś konwencji, że inaczej opisujemy rzeczywistość, znudzeni polityczną poprawnością mediów i drobnomieszczańskim blichtrem rozrywki - wyjaśnia Kuba.

Oczywiście Wojewódzki nie mógł pominąć tematu celebrytów, nad którymi tak chętnie pastwi się w swoich kolumnach czy Facebooku. Tym razem zjawisko popularności porównuje do... choroby wenerycznej.

Z popularnością jest dziś jak z chorobą weneryczną. Człowiek nawet może nie wiedzieć, że ją ma. Poza wszystkim to proste. Wystarczy chęć. Dobrze, jak wraz z chęcią mamy sporo determinacji i mało skrupułów. Specjalne umiejętności są przereklamowane i od tego się odchodzi (...) Nie towarzyszy ci takie odczucie, że dziś popularność zaczyna być żenująca? Słowo "celebryta" zaczyna być kłopotliwe. To owocuje dość powszechnym sądem, że bycie w mediach to prostackie zajęcie, niegodne najmniejszego szacunku - podsumowuje mocno.

Dalej Wojewódzki pokusił się o ocenę polskiego społeczeństwa, które w jego mniemaniu zjednoczyło się we wzajemnym obrażaniu i językowej agresji. Sugeruje też, że spowodowało to, iż wszyscy zostali zrównani do poziomu ulicy, który zdominował media.

Polaków wreszcie znowu coś połączyło. Retoryka wykluczenia i nietolerancji. Estetyka werbalnego gwałtu i językowej przemocy. Bo tylko wtedy jestem zauważony, przez co skuteczny. A może tak ma wyglądać publiczny standard mediów? W końcu są adresowane do widzów i siły życiowe czerpią z nich. Może tak ma wyglądać język wyzwolonej Polski. Poziom ulicy staje się naszym poziomem, bo tak jest zabawnie - puentuje.

Podczas całej rozmowy pada jeszcze wiele innych barwnych porównań i analiz retoryki współczesnych polskich mediów. Wydaje się, że rozmowa była autoryzowana, więc wściekłość Wojewódzkiego wynikała tylko z powodu użycia niezaakceptowanych przez niego zdjęć? Wypada czekać tylko na kontrę Tomasza Lisa.

Zobacz także

Zobacz: Wojewódzki poniża Herbuś i innych: "Pasożyty, niszczą polską kulturę!"

Rozumiecie podłoże konfliktu na linii Wojewódzki-Lis? W opinii wielu internautów trafił "swój na swego". Będzie ciąg dalszy?

Reklama

Kuba Wojewódzki na randce z dziewczyną w kinie:

Reklama
Reklama
Reklama