Nie udzielała w życiu zbyt wielu wywiadów. Wcześniej to raczej ona zadawała pytania. Jako prezenterka MTV jeździła na koncerty i rozmawiała z artystami, prowadziła imprezy muzyczne. Dzięki swojej żywiołowości, a także charakterystycznym piegom i dredom szybko stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych dziennikarek muzycznych. A potem słuch o niej zaginął. Wszystko wyjaśniło się 14 września. Tego dnia na rynku pojawiła się płyta „Tak zwyczajny dzień”. Karolina opracowała ją od początku do końca sama. Napisała teksty, w większości także muzykę. Spełniło się jej największe marzenie – zaczęła śpiewać.

Reklama

Siedzimy w przytulnym domu na Saskiej Kępie, tu mieści się wytwórnia Jazzyboy, która zdecydowała się wydać jej pierwszą płytę. Pijemy herbatę i jemy sernik w polewie czekoladowej. Po tarasie biegają wiewiórki, a Karolina mówi, że nigdy wcześniej nie czuła się tak spełnioną i szczęśliwą kobietą jak teraz. W lutym skończyła 30 lat. To były magiczne urodziny. Jakby rozpoczął się nowy etap jej życia. Zamknęła przeszłość.

„Nie ma tego złego”
Kiedy Karolina wspomina swoje 30 przeżytych lat, to najbardziej wdzięczna losowi jest za to, że dał jej zdecydowany charakter. Zawsze wiedziała, czego chce, i nigdy nie schodziła z raz obranej drogi. Od kiedy pamięta, marzyła o aktorstwie. Szkołę teatralną skończył jej tata, przyrodnia siostra, szwagier i wujek – Marian Kociniak. W teatrach spędzała całe dnie i z roku na rok nabierała przekonania, że tylko jako aktorka będzie szczęśliwa. A potem przyszedł wielki zawód – oblała egzaminy do szkoły teatralnej.
„Byłam zszokowana. Nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić. Wydawało mi się, że moje życie się skończyło, bo nie miałam żadnej alternatywy”, opowiada dziś. I wtedy ktoś jej podpowiedział, że na Bednarskiej jest świetna szkoła muzyczna. Postanowiła spróbować. Dostała się, ale miesiąc później przypadkowo trafiła na warsztaty muzyczne w Danii. I dopiero tam odkryła, że w muzyce jest w stanie zupełnie się zatracić.
Rzuciła szkołę i poszła do pracy. Przez półtora roku odkładała każdy zarobiony grosz, by móc uczyć się w duńskiej szkole. Zrozumiała, że to nie aktorstwo było jej pisane i że teraz musi w życiu zrobić wszystko, żeby w przyszłości żyć z muzyki. „W Danii inaczej o muzyce uczyli. Oszalałam tam. Odnalazłam swoją pasję i wiedziałam, że już nigdy z tego nie zrezygnuję”, opowiada. Po powrocie do Polski, żeby zarobić na życie, pracowała jako sekretarka w wielkich firmach. Doskwierała jej ta praca, aż w końcu usłyszała o castingu do MTV. Dostała się od razu. Poznała najlepszych polskich muzyków, zaczęła wyjeżdżać na koncerty. „Moje życie bardzo się zmieniło. Dojrzałam, wyrobiłam sobie własny gust. Po czterech latach poczułam jednak, że już z MTV wyrosłam, ale lata spędzone w tej stacji w pewnym stopniu mnie ukształtowały”.

[CMS_PAGE_BREAK]
„Z nikim nam nie było tak”
W trakcie pracy w MTV życie Karoliny zmieniło się nie tylko pod kątem zawodowym. Podczas jednej z imprez w sopockim Sfinksie Karolina poznała Bogdana Kondrackiego, muzyka i producenta: „Nigdy nie zapomnę tego momentu. Przedstawiła nas sobie Novika, która natychmiast gdzieś się ulotniła, a my zostaliśmy sami. Nie znaliśmy się zupełnie, a przegadaliśmy całą imprezę. Jakoś jednak nie przyszło nam do głowy, żeby się wtedy wymienić swoimi telefonami, i potem nie widzieliśmy się przez kilka miesięcy”.
Wreszcie spotkała go na koncercie Andrzeja Smolika, który grał razem z Bogdanem. „Nie mogliśmy oderwać od siebie wzroku. Usiedliśmy w jakimś kącie i opowiedzieliśmy sobie chyba całe życie. Nic się więcej nie liczyło. W którymś momencie podszedł do nas barman i powiedział, że tylko na nas czekają, bo już wszyscy wyszli z lokalu. Okazało się, że jest dziewiąta rano!” – na samo wspomnienie tamtego ranka Karolina zanosi się śmiechem. Bo kiedy Bogdan odprowadzał ją potem do domu, od razu postanowili, że razem wynajmą mieszkanie i już w ogóle nie będą się rozstawać.
„Kiedy przytulam się do Bogdana, mam poczucie, jakby nasze ciała zostały dla siebie stworzone, jakby każdy milimetr do siebie pasował. To niesamowite uczucie. A najbardziej mnie śmieszy, że tak samo jak ja Bogdanem zachwycona jest moja mama. Kiedy wcześniej przedstawiałam jej swoich partnerów, tylko przewracała oczami. Teraz dzwoni kilka dni przed Bogdana imieninami i przypomina mi, żebym tylko nie zapomniała kupić mu prezentu”.

„Zacznij w końcu słuchać mnie”
Jedna z piosenek na płycie Karoliny poświęcona jest jej mamie. „Jestem jedynaczką, więc nasza relacja zawsze była silna. Kiedy jednak mieszkałyśmy pod jednym dachem, raczej nie byłyśmy przyjaciółkami. To się zmieniło w momencie, gdy zamieszkałam z Bogdanem. Teraz mamy o wiele lepsze relacje”, opowiada Karolina.
„Kiedy miałam dziewięć lat, moi rodzice się rozwiedli. Do dzisiaj jestem mamie wdzięczna za to, że odeszła od taty. Bo nagle w domu skończyły się kłótnie, a ja dostałam swój pokój i spokojne dzieciństwo”. Karolina wspomina też, jak bardzo się denerwowała, kiedy mama krytykowała jej chłopaków. „Zawsze mi mówiła: »Daję wam pół roku, góra pół roku«. I, kurczę, zawsze się okazywało, że ma rację. Nie wiem, skąd ona to wiedziała. W końcu przeraziłam się, że nie potrafię stworzyć nic trwałego. Byłam załamana. Wyjechałam sama w Bieszczady, żeby sobie wszystko poukładać w głowie, zastanowić się, dlaczego trafiam na takich, a nie innych mężczyzn. Potem wróciłam i byłam sama przez półtora roku, a mama mówiła mi, że jak tak dalej będzie, to nigdy już sobie nikogo nie znajdę”, uśmiecha się Karolina. Teraz jej mama jest już spokojna.

Zobacz także

[CMS_PAGE_BREAK]
„Denerwowałam się, kiedy zaprosiłam mamę do siebie, żeby posłuchała piosenki, którą o niej napisałam. Trzęsły mi się ręce. Kiedy rozbrzmiały pierwsze wersy, popatrzyłam na mamę, a ona odwróciła głowę. Czułam, że płacze. Potem powiedziała, że jej się podobało i że nie wiedziała nawet, że potrafię napisać taką piosenkę. Też tego nie wiedziałam. Myślę, że to dzięki Bogdanowi uwierzyłam w siebie”.

„Razem zestarzejmy się”
„Nasze pierwsze mieszkanie miało 40 metrów. Jeden z pokoi był wyciszony i spełniał funkcję studia nagraniowego. Tam też mieściła się wytwórnia płytowa, którą Bogdan założył ze swoim przyjacielem. To były szalone czasy. Bywało, że szłam wieszać na balkon pranie, a Maryla Rodowicz za ścianą nagrywała wokal do swojej najnowszej płyty, którą Bogdan produkował”, opowiada Karolina. Jednak właśnie ta dostępność profesjonalnego sprzętu umożliwiła jej pracę nad własnym krążkiem. „Kiedy przestałam pracować w MTV, miałam więcej czasu i częściej zaglądałam do tego studia. A kiedy Bogdana nie było, mogłam sobie tam robić, co chciałam. I tak właśnie powstały pierwsze szkice melodyczne moich piosenek”, wspomina.
Na początku nawet nie prosiła Bogdana, aby ich wysłuchał. Zrobiła to dopiero, kiedy była pewna, że są dobre. „Bałam się mu to pokazać. Nie wiedziałam, jak zareaguje, czy mu się spodoba. W końcu jednak zdobyłam się na odwagę. I na szczęście nie było zbyt dużo krytyki”, mówi Karolina. Bogdan obiecał jej wówczas, że wyprodukuje tę płytę, ale za rok, bo na razie ma mnóstwo pracy. „Grzecznie ustawiłam się więc w kolejce i czekałam. Bogdan nie należy do osób, które dawałyby mi fory. Gdyby materiał mu się nie spodobał, powiedziałby mi to od razu. Dlatego nie boję się żadnych pomówień ani plotek, że nagrałam ten album po znajomości. Swoje wychodziłam i swoje wyczekałam”, mówi z uśmiechem.
Bogdan zagląda na taras. Pyta, czy chcemy dokładkę sernika. Uśmiecha się do Karoliny. „W marcu minęło pięć lat, odkąd jesteśmy razem, a mnie się ciągle wydaje, że poznałam go wczoraj. Mam nadzieję, że tak samo z nami będzie za następne pięć, dziesięć, dwadzieścia lat...”, rozmarza się Karolina i zaczyna cicho nucić słowa piosenki, która od niedawna grana w rozgłośniach radiowych już stała się przebojem: „Możesz zostać, ile chcesz / obmyśliłam dla nas dobry plan / razem zestarzejmy się / wciąż tak mało jest dobranych par…”.

Tekst Iza Bartosz
Zdjęcia Iza Grzybowska/MAKATA
Stylizacja Bartek Michalec/METALUNA
Makijaż Paweł Bik
Produkcja sesji Paweł Walicki

Reklama

Śródtytuły to cytaty z piosenek debiutanckiej płyty Karoliny Kozak „Tak zwyczajny dzień”

Reklama
Reklama
Reklama