Nocnik – zasługuje na swoje miano. Ocieka jadem i wyzwiskami. Najbardziej dostaje się Esterce – młodej aktorce, której postać wzorowana jest na Weronice Rosati. Dziewczyna ma ojca europolityka, matkę projektantkę, szuka szczęścia w Ameryce. Zakochuje się w niej stary reżyser, który zapisuje dzień po dniu swoje przeżycia. Jak Żuławski. Młoda, namiętna kochanka opuszcza go, więc wylewa na nią wiadra pomyj. Koi zranioną dumę mężczyzny ciosami poniżej pasa. Równie dosadnym językiem opisuje jej rodziców. Ma pretensje, że wysłali ją do Stanów, „pakując ją w ramiona producentów”, „z którymi kotłowała się w Hollywoodzie”. Weronika idzie do sądu. Czuje się obrażona. Za siebie i rodzinę. Żąda przeprosin. I kary finansowej dla krzywdziciela. „Teraz będzie musiała udowodnić, że te wszystkie bezeceństwa nie są o niej!”, uśmiechają się złośliwi. Niekoniecznie. Sąd apelacyjny uznał jej racje. „To wyjątkowo rażący przykład naruszania dóbr osobistych”, ocenia dla „GW” mecenas Maciej Lach, pełnomocnik aktorki.

Reklama

Robiąc Rosatkę
Weronika nie chce komentować sprawy. Wyjechała do Los Angeles, ma wakacje, chce zapomnieć o polskim piekle. „Żyjemy w czasach, gdy złośliwa plotka lub obrzucanie błotem to najokrutniejsza broń”, powiedziała w ostatnim wywiadzie dla VIVY! Teraz jest zajęta karierą. Skończyła grę u boku Sharon Stone w „Largo Winch”. Teraz film u braci Skolimowskich i francuski serial „Dama pikowa”. Nie sprawdza się przepowiednia z „Nocnika”, że jest beztalenciem i nie zagra w żadnym filmie. Przed kamerami od 16. roku życia. Sama zarobiła na swoje wielkie marzenie – szkołę Strasberga w Nowym Jorku, gdzie scenicznego fachu uczyły się Julia Roberts i Uma Thurman. Żyje skromnie, wynajmując kawalerkę w Nowym Jorku, jeździ metrem. Chce być znana i ceniona. Marzy o dobrym mężczyźnie, ale ma pecha. Raper Tede, z którym widywano ją razem, na pożegnanie pisze piosenkę: „Gdybym zaliczył wpadkę, robiąc wtedy Rosatkę, to przemyśl, jaką moje dziecko miałoby matkę”. Żuławski okazuje się jeszcze bardziej bezwzględny. Przez kilka lat są blisko, Weronika zaprzyjaźnia się z rodziną pisarza. Vincenty, jego 15-letni obecnie syn, bardzo ją lubi. I nagle krach. Żale, pretensje, rozstania.

W „Fakcie” ukazują się ich zdjęcia z centrum handlowego, jak spierają się i całują. Weronika pisze do prasy: „Oświadczam, że zakończyłam znajomość z Andrzejem Żuławskim, który zdecydowanie nadużył mojego zaufania. Sfotografowane i opisane w prasie spotkanie w centrum handlowym było przypadkowym i ostatnim”. Niestety, to nie koniec. Na głowę Weroniki były partner wylewa zawartość nocnego naczynia...

Spóźniony sąd
Sąd apelacyjny zakazuje rozpowszechniania powieści. To pierwszy taki przypadek w wolnej Polsce. Zaaresztowana została powieść – fikcja literacka. Do tej pory burze wywoływały dokumenty. Tak jak film Henryka Dederki „Witajcie w życiu” o korporacji Amway. Firma zaskarżyła go i od 13 lat toczą się procesy, a zatrzymanego obrazu publiczność nie może obejrzeć.

Niedawno wdowa po Ryszardzie Kapuścińskim chciała zablokować wydanie książki o mężu „Kapuściński non-fiction” autorstwa dziennikarza „Gazety Wyborczej” Artura Domosławskiego. Ale mimo że jest to reportaż, a więc „prawda”, sąd zezwolił na sprzedaż książki. Alicja Kapuścińska nie odpuszcza. Przeciwko autorowi i wydawcy toczy się proces. Córka Lecha Wałęsy, Anna, również wystąpiła na drogę sądową, chcąc przeprosin za „inwektywy i kłamstwa” Pawła Zyzaka w jego książce „Lech Wałęsa. Idea i historia”. Sąd nakazał wykreślić pewne fragmenty z następnych wydań. I zapłacić pięć tysięcy na rzeczy Fundacji „Sprawni inaczej”. W wypadku Weroniki Rosati sąd zabronił rozpowszechniania książki. Ale nie na zawsze. W grudniu wyznaczona jest pierwsza rozprawa. Rosati broni swoich „dóbr osobistych”. Domaga się przeprosin i zadośćuczynienia finansowego. Dopóki nie zapadnie wyrok, książka jest zaaresztowana. Co nie znaczy, że nie można jej kupić. Na Allegro – za 150 złotych. „Zakazy niewiele dają”, ocenia Wojciech Jabłoński z Uniwersytetu Warszawskiego, specjalista od public relations. „Popularność książki podkręca skandalizujący rozgłos. W necie szybko pojawią się odpowiednie »smakowite« fragmenty. W epoce Internetu sąd, wydając taki zakaz, skazuje się na ośmieszenie”. Paradoksalnie – sąd zakazał rozpowszechniania powieści w czasie, gdy cały nakład już się rozszedł. „Nie mamy ani jednego egzemplarza »Nocnika«”, zapewnia Julian Kutyła z „Krytyki Politycznej”. „I nie planujemy dodruku, choć nie dostaliśmy jeszcze
z sądu żadnego oficjalnego pisma”.

Pójdę do więzienia
„Od początku mówię i powtarzam – Esterka to nie jest Weronika Rosati”, zapewnia Żuławski. Wspomina, że „za komuny” cenzura też próbowała go złamać. Ale wtedy przynajmniej wiedział, kto jest wrogiem. Dziwi się, że sąd bawi się w instytut literacki. Przecież on – Żuławski – jest pisarzem. Miesza zmyślenie z prawdą. „Jeżeli ktoś ze sceny wywrzeszczy, że pani Doda jest blacharą, są to słowa do konkretnej osoby po imieniu i nazwisku. W literaturze jest inaczej. To fikcja, choć oparta na rzeczywistości. Dlatego ten, kto chce, może dopatrzyć się w postaciach cech konkretnych ludzi”. A czy brał pod uwagę, że pisząc, może urazić bliską kiedyś osobę? Ależ to on czuje się atakowany przez nią i jej rodzinę. „Młoda, inteligentna aktorka chce udowodnić, że ona jest bohaterką mojej powieści”, tłumaczy. „Bardzo ją prosiłem, żeby nie robiła tego głupstwa”. Całe życie żywi się skomplikowanymi związkami.

Zobacz także

I skandalami. To jego żywioł. Dziś dobiega siedemdziesiątki, ale wcale nie ma zamiaru się zmienić. Ani płacić. „Nie mam pieniędzy”, mówi. „Zgłoszę się do więzienia. Iść siedzieć za wolność słowa w wolnej Polsce to niezły numer”. „Granicą wolności słowa jest godność człowieka”, komentuje przyjaciel rodziny Rosatich. „Obawiam się, że to nie pierwszy raz, kiedy mężczyzna za pomocą oszczerstw i kłamstw próbuje zwrócić na siebie uwagę i korzystając z mojej popularności, wypromować swój projekt”, powiedziała Weronika „Faktowi”, składając pozew.

Reklama

Roman Praszyński

Reklama
Reklama
Reklama