Edyta Górniak nie ma ostatnio dobrej passy, jeśli chodzi o relację z innymi ludźmi. Co raz to wdaje się w nowe konflikty. Ostatnio zapewniła na Facebooku, że spotka się w sądzie z Mają Sablewską z powody wpisu stylistki w internecie na temat współpracy z "inną artystką niż Doda". Zobacz: Nowy skandal z Edytą Górniak! Zabolało ją, że Majka... podziękowała Dodzie?

Reklama

Najgłośniejszym jednak aktualnie skandalem z udziałem diwy jest wymiana uszczypliwości z Joanną Horodyńską, która skomentowała nietrafioną sylwestrową stylizację Górniak. Gwiazda nie potrafiła znieść krytyki i odpowiedziała stylistce na Facebooku, nie szczędząc drobnych złośliwości, twierdząc nawet, że "brakuje jej seksu". Horodyńska odpowiadając artystce także nie pozostała dłużna i po raz kolejny wypomniała jej nadprogramowe kilogramy.

Teraz w najnowszym numerze "Party", kiedy Górniak ochłonęła, wyznała, co tak naprawdę myśli o całej aferze. Wokalistka uważa, że to była... przemyślana zagrywka ze strony prowadzącej "Gwiazdy na dywaniku", ponieważ akurat zbiegało się to z terminem wydania jej publikacji, "Modowy sąd":

Joanna Horodyńska uderzyła w moje nazwisko dokładnie w momencie, kiedy chciała zwrócić uwagę na swoją książkę. Rozumiem więc, że potrzebowała medialnej uwagi. W relacji do ilości ataków innych osób publicznych wobec mnie postawę obronną podejmuję bardzo rzadko. Jeśli jednak zabieram głos, robię to mocno. Dlaczego? Dla zasady. Aby ludzie nie przyzwyczaili się do tego, że mogą mówić cokolwiek i jest to normalne. Nie chodzi o krytykę, ale formę wypowiedzi. Porównanie mojego wystąpienia do "szybkiego numerka" było dla mnie niesmaczne, zwłaszcza w ustach kobiety. Moje mocne słowa były odpowiedzią na jej bezmyślne porównanie.

Czy Horodyńska odpowie po raz kolejny?

Zobacz także

Zobacz: Malinowska o skandalu z Górniak i Horodyńską. Obie przywołuje do porządku ostrymi słowami


Reklama

Horodyńska z rodzicami na premierze książki:

Reklama
Reklama
Reklama