Nam Ewa Szabatin opowiada o tej trudnej miłości, kulisach rozstania i o tym, że i w życiu, i w tańcu zawsze idzie na całość.

– Chcesz przetańczyć życie?

Po raz pierwszy od niemal 20 lat, właśnie dziś się nad tym zastanawiam. Czy idę dobrą drogą? Nigdy wcześniej nie miałam wątpliwości. Ale w moim życiu ostatnio zbyt wiele się zmieniło.

Reklama

– To był dla Ciebie czas rozstań. Z partnerem z parkietu Stefano Terrazzino, ale i z partnerem życiowym, choreografem Colinem Jamesem. Boisz się?
Przyznaję, przez chwilę czułam się zagubiona. Naprawdę zostałam sama. Ale przecież od lat wiem, że i w życiu, i w tańcu nie ma sentymentów. Dajesz wszystko, co masz, i czasem zderzasz się ze ścianą.

– Co czujesz dziś, kiedy oglądasz swoje zdjęcia w plotkarskich portalach internetowych i czytasz, z kim wyszłaś z imprezy?
I śmieję się, i złoszczę. Czy ci ludzie myślą, co robią? Z rozmysłem chcą innych niszczyć? Czytam o sobie wiele. Uwierz, to hartuje.

– Życie Cię zahartowało. Wystarczyły dwa lata, byś z zauroczonej tańcem dziewczynki, jakich wiele, została mistrzynią Polski.
Bez pamięci zakochałam się w tańcu po filmie „Dirty Dancing”. Miałam 10 lat i chciałam być jak Frances. Chciałam tańczyć mambo. Jestem uparta. Znalazłam kurs, a kiedy po roku rozwiązano grupę, namówiłam przyjaciela ze szkoły, by zapisał się ze mną na taniec towarzyski. Z Romkiem po raz pierwszy wystąpiłam na turnieju. Ciężko pracowaliśmy. Po wakacyjnym obozie tanecznym trenerzy uznali, że mam talent i zaproponowali zmianę partnera. Miał nim zostać o trzy lata starszy ode mnie mistrz Polski. Strasznie się bałam. On miał wtedy wysoką klasę taneczną C, ja – żadnej. Zdecydowałam się skoczyć na głęboką wodę, miałam wtedy 12 lat.

– I jak w „Dirty Dancing”, zakochałaś się w swoim partnerze bez pamięci?
Nie, byłam jeszcze dzieckiem. I kiedy po roku razem zdobyliśmy mistrzostwo Polski, płakałam jak dziecko. A potem jeszcze raz płakałam, gdy znów po roku mój partner mnie zostawił. Tańczył w starszej kategorii wiekowej. Zupełnie do niej nie pasowałam. Nie było we mnie seksualności, zabrakło między nami chemii. W tańcu nie ma skrupułów. Zostałam na lodzie, ale nie byłam załamana. Przez dwa lata osiągnęłam to, na co inne dziewczyny pracują przez dziesięć. Zdobyłam najwyższą klasę taneczną S.

Zobacz także

[CMS_PAGE_BREAK]
– Kiedy w Twoim tańcu pojawiła się chemia?
Mój pierwszy chłopak, pierwsza miłość, Krzyś. Byliśmy ze sobą osiem lat, tańczyliśmy dziesięć. Długo myślałam, że jest mi przeznaczony. Z nim odnosiłam największe sukcesy. Razem wyjeżdżaliśmy na treningi do Londynu do naszego nauczyciela – Colina Jamesa.

– Powiedziałaś: „nauczyciela”? To przecież dla niego zostawiłaś Krzysia?
Colin przez lata był trenerem naszej pary. Bardzo się zbliżyliśmy, ale ani przez chwilę nie pomyślałam, że mogłabym poczuć coś do tego sporo ode mnie starszego mężczyzny. Traktowałam go bardziej jak ojca. Zawsze byliśmy blisko. Robiłam gesty, które wydawały mi się naturalne. Raz przyniosłam mu truskawki, bo od rana do nocy pracował, porozmawiałam w chwili przerwy. Nasz związek? Przegraliśmy z Krzysiem mistrzostwa. Colin na nich sędziował. Wieczorem spotkaliśmy się we troje w jego pokoju. Rozpłakałam się, a Colin mnie przytulił. Pół godziny później, już w swoim pokoju, dostałam SMS: „Do you miss me”? (tęsknisz za mną). To był szok. Krzyś siedział obok, a moje serce biło jak oszalałe. Ale odpowiedziałam i zaczęliśmy do siebie pisać. Myślałam w panice: „Pewnie mnie towarzystwo taneczne rozerwie na strzępy, jak się dowie?”. A za sekundę: „ I trudno”.

– Wystarczył jeden SMS, byś miała pewność, że chcesz być z tym mężczyzną?
Nie jeden, a setki SMS-ów. Ale prawdą jest, że w życiu zawsze kierowałam się emocjami. Jak już idę, to na całość, i w tańcu, i w uczuciach. Colin stał się katalizatorem mojego i tak już nieuchronnego rozstania z Krzysiem. Nawet to, że wyjechał na miesiąc do Hongkongu, niczego nie zmieniło. Poza tym, że jeszcze długo po jego powrocie zwracałam rodzicom pieniądze za rachunek telefoniczny. Na szczęście zaczęliśmy wysyłać do siebie maile. Zdążyłam się bez reszty zakochać, kiedy napisał, że nie chce mi zniszczyć kariery. W Warszawie będzie niedługo na turnieju i wtedy porozmawiamy. Bałam się podjechać do jego hotelu, wysiąść z taksówki, nie chciałam, by ktoś mnie zobaczył. Ale kiedy już weszłam do pokoju, zostałam. I nie na jedną noc, a na całe długich pięć lat. A my wiedzieliśmy, że to, co czujemy do siebie, to więcej niż zauroczenie.

– I w jednej chwili wszystkie problemy zniknęły?
Colin przewrócił swoje dotychczasowe życie do góry nogami, odszedł od żony, przeprowadził się do Polski. Pół roku trzymaliśmy nasze uczucie w tajemnicy. Mama się domyślała. Po czterech miesiącach zapytała tylko: „Ewa, co się z tobą dzieje?”. Rozpłakałam się i opowiedziałam jej wszystko. A potem zaprosiliśmy z Colinem moich rodziców do Fukiera na warszawskim Starym Mieście, by wreszcie powiedzieć, że chcemy być ze sobą, razem wynająć mieszkanie. Nie zapomnę słów taty: „Colin nie jesteś księciem z bajki, nie przyjechałeś do mojej córki na białym rumaku, ale akceptuję wasz wybór, widzę waszą miłość”. Rodzice zachowali się cudownie. Poza tym było ciężko. Zakończyłam związek z Krzysiem. Ale nadal tworzyliśmy parę na parkiecie. Sam podjął taką decyzję.

[CMS_PAGE_BREAK]
– Tango z pewnością wychodziło Wam świetnie.
Problem w tym, że tańczyliśmy „latyno”. Nie umieliśmy opanować negatywnych emocji. Robiliśmy sobie nawzajem na złość. Na parkiecie dotykamy się, prawie uprawiamy seks, musimy być blisko. Nie potrafiliśmy. Przepadliśmy na turnieju. Krzyś nie chciał też dłużej brać lekcji z Colinem. Płakałam trzy dni, zanim zrozumiałam – to koniec. Ważniejsza od kariery okazała się miłość. Patrzyłam na ukochanego mężczyznę, który nagle dostał skrzydeł, schudł 20 kilogramów. Przestał myśleć tylko o pracy, znalazł czas
na kino, spacery, kolacje przy świecach. Ale też przyznam rozmawiałam z psychologiem; trudno było mi pogodzić się z myślą, że Colin zostawił rodzinę, zwłaszcza dzieci. Nie zapomnę widoku łez w jego oczach po rozmowie telefonicznej z córką. Czułam, że nie mam prawa być aż tak szczęśliwa. Bałam się usłyszeć: „Patrzcie, to ta, co odbiła innej męża”.

– A Ty? Chciałaś być żoną?
Rozmawialiśmy o tym, byłam przeciwna. Dla mnie miłość nie potrzebuje papierka. Nie chciałam wtedy mieć dzieci, tworzyć domu. Chciałam kochać i tańczyć.

– Coś się w Was jednak wypaliło.
Ostatni wspólny rok był trudny. Coraz mniej się widywaliśmy. W Anglii Colin jeździł jaguarem, miał dom z basenem. A tu przez cztery lata wynajmowaliśmy niewielkie mieszkanie. Mnie to wystarczało, dopiero co wyprowadziłam się od rodziców. Jemu nie. Chciał już mieć własne cztery ściany, otworzyć szkołę tańca. Przestraszyłam się. Wykreślałam mu z kalendarza wyjazdy. Ale Colin jest pracoholikiem. Wpadał do domu na dzień, dwa. A ja dostawałam furii na myśl o tym, że znów go zabraknie. Nie potrafiłam cieszyć się jego obecnością. Bywałam ostra. „Zrezygnować z treningu, bo właśnie przyjechałeś? Sorry, mam swoje sprawy”, mówiłam. A kiedy wyjeżdżał, wszystko we mnie krzyczało: „Wracaj!”. Szarpaliśmy się. Colin otworzył szkołę tańca. Znaleźliśmy mieszkanie. Ale zbyt wiele nas to kosztowało, oddalaliśmy się od siebie. Wyjechałam na tydzień do Egiptu przemyśleć nasz związek, znaleźć rozwiązanie. Po powrocie nasza rozmowa była tak przeraźliwie smutna i krótka: On: „Wiesz już, co zrobić”? Ja: „Nadal nie wiem”. On: „To ja ci powiem, to jest koniec”. Tak po prostu. Za oknami zaczynała się wiosna, którą nie potrafiłam się cieszyć. Od przyjaciół usłyszałam: „Kochasz, to walcz”. Jestem dumna i uparta, nie spodziewałam się, że będę w stanie. Próbowałam przez dwa miesiące. Colin o swoich emocjach nie mówi. Musiałam odgadywać, co go drażni, cieszy, złości. Tyle usłyszał ode mnie słów, jak bardzo jest ważny. Trwał niezmienny w swojej decyzji jak skała. Usłyszałam tylko, ile chcę dostać pieniędzy, gdybym zdecydowała się zostać sama w mieszkaniu, które miało być naszym wspólnym. Właśnie skończyłam je urządzać. Spłacać będę przez lata.

[CMS_PAGE_BREAK]
– Niedługo po rozstaniu spotkaliście się w „Tańcu z gwiazdami”. Partnerowałaś Mateuszowi Damięckiemu. Colin czuwał nad choreografią programu. Miałaś nadzieję, że wspólna praca Was jeszcze do siebie zbliży?
Już nie. Mateuszowi wytłumaczyłam, w jakiej jestem sytuacji. Kiedy Colin wpadał na treningi, starałam się odsuwać na bok i o niczym nie myśleć. Ale wystarczało, że siadałam odpocząć, zaraz płakałam. Bywały też dni, kiedy kipiała we mnie wściekłość. Przez trzy miesiące nieraz puszczały nam obojgu nerwy. Do tego jeszcze Stefano Terrazzino, z którym od dwóch lat tworzyliśmy parę turniejową, powiedział: „Potrzebujesz czasu, by poukładać swoje życie, a ja nie chcę na ciebie czekać”. Nie podjęłam walki, nie miałam już siły. A Mateusz to genialny tancerz, rzadko zdarza się tak utalentowana osoba. Łączono nas w parę. To nigdy nie było prawdą.

Reklama

– Twój zakończony związek wciąż budzi emocje. Masz potrzebę, by tłumaczyć się ze swojej miłości?
To dziennikarze wywołują mnie do tablicy. A ja nie zgadzam się na rolę „tej złej”. Powiedz mi, jak zmierzyć, jak ocenić miłość? Nie przekreślam ostatnich pięciu lat. Prawdą jest, że wyrzekłam się kariery dla uczucia. I być może już nigdy nie odbuduję swojej pozycji. Ale wiem dziś na pewno, co znaczy nie widzieć poza kimś świata. Co znaczy prawdziwa miłość. Niedawno obchodziłam 29. urodziny, zastanawiałam się, czy wciąż chcę tańczyć, czy mam siłę. Turnieje dają tylko prestiż. Nie mam stałej pracy. Żyję z dnia na dzień. A jednak znów mam nowego partnera. Za nami pierwsze treningi. Jeszcze zatańczę. Jeszcze ułożę swoje życie na nowo. Już to wiem. Nie szukałam uczucia, a mimo to ostatniego dnia starego roku poznałam kogoś. Czy jestem zakochana? Powiem to cicho: „Chyba tak”. Czas na zmiany.

Rozmawiała Monika Kotowska
Zdjęcia Mateusz Stankiewicz/AF Photo
Stylizacja Michał Kuś
Makijaż Paweł Bik/ArtDeco
Fryzury Łukasz Pycior/D’Vision Art
Produkcja Magda Rzeszot

Reklama
Reklama
Reklama