Kamilla Baar: "Jeszcze powiem: kocham"
Czuła, że przełom w jej życiu nastąpi, gdy skończy 30 lat. I tak się stało. Rozstała się z mężem, zamieszkała sama. Kamilla Baar mówi, że dopiero teraz czuje się silna.
Kamilla Baar uwielbia nowe miejsca i chciałaby podróżować jak najwięcej. To jeden z jej wymarzonych sposobów spędzania czasu i wydawania pieniędzy. Najwspanialej jest wyjeżdżać w zakątki tajemnicze, takie, które trudno scharakteryzować w jednym słowie. Godzinami można się wtedy włóczyć bez pośpiechu, poznając przyrodę, obserwując ludzi, odkrywając kuchnię. Spotykam się z Kamillą w takim właśnie zakątku świata. Gibraltar to miejsce na samym końcu Europy, w którym mieszają się kultury, języki i obyczaje. Kamilla często jest tu zamyślona, refleksyjna.
Filigranowa, delikatna, nie wygląda na swoje 30 lat. I w niczym nie przypomina przedsiębiorczej, dynamicznej i pewnej siebie bohaterki filmu Juliusza Machulskiego „Vinci”. To właśnie ta rola przyniosła jej największą popularność. To było w 2005 roku. Wtedy jako jedyna debiutantka została nominowana do Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego dla aktorki młodego pokolenia. Krytycy pisali, że oto narodziła się gwiazda w hollywoodzkim stylu i że teraz będzie już tylko przebierać w propozycjach. Ale Kamilla Baar propozycje raczej odrzucała, bo nie chciała grać w serialach, tylko robić prawdziwe kino. Swoje miejsce znalazła w warszawskim Teatrze Narodowym. Tutaj zagrała w „Mroku”, „Ślubach panieńskich”, „Kosmosie”, głośnej „Fedrze”.
Do Gibraltaru Kamila Baar przyjechała, aby zagrać w filmie „Generał. Zamach na Gibraltarze”, o ostatnich dniach życia Władysława Sikorskiego. Wcieliła się w Zosię, ukochaną córkę polskiego generała, dla ojca gotową poświęcić życie. Teraz, spacerując uliczkami Gibraltaru, rozmyśla o granej przez siebie postaci. Co tak naprawdę wydarzyło się tu 65 lat temu, kiedy Zosia razem z ojcem, premierem rządu Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie, mieszkała w Pałacu Gubernatora? Czy razem z nim...