Choć 10 maja Radosław Majdan kończy 50 lat, w ogóle nie czuje, że wkracza w szóstą dekadę życia. Jak sam podkreśla, codzienny zastrzyk energii gwarantują mu bliscy i regularne treningi na siłowni.

Reklama

– Dzisiaj to nie ja jestem najważniejszy, tylko moja rodzina i mój syn Henio, który urodził się prawie dwa lata temu. Ciągle mam sporo marzeń i fajne życie – mówi Radosław.

Nie ukrywa, że nabrało ono zupełnie innych barw, odkąd poznał swoją obecną żonę Małgorzatę Rozenek-Majdan.

– Jako para przeszliśmy wiele. Nie wyobrażam sobie, że drugą połowę życia mógłbym spędzić z kimś innym – dodaje piłkarz.

Wywiad z Radosławem Majdanem z okazji 50 urodzin!

  • Radosław Majdan o planach na 50. urodziny
  • Jak wspomina poprzednie małżeństwa, m.in. z Dodą?
  • Majdan o rodzinie. Jakim jest ojcem dla Henia?

Zbliżają się twoje 50. urodziny. Szykujesz z tej okazji huczną imprezę?

Zawsze myślałem, że dokładnie tak to będzie wyglądać. Wyobrażałem sobie, że zaproszę tłum gości do klubu, w którym zagrają prawdziwi rock’n’rollowcy – moi przyjaciele z zespołów IRA i Lady Pank, a potem w ich towarzystwie zdmuchnę 50 świeczek na torcie. Ale ta wizja prawdopodobnie się nie ziści.

Dlaczego?

Ostatnie wydarzenia, wojna w Ukrainie, odebrały mi energię do prawdziwej zabawy. Wiem, że musimy żyć dalej, ale wciąż nie mogę przejść obok tego, co dzieje się za wschodnią granicą, obojętnie. Mimo to mamy już z Małgosią swoje plany.

Możesz zdradzić jakie?

Moja żona już dwukrotnie zrobiła mi fantastyczną niespodziankę, organizując potajemnie imprezy urodzinowe. Tak szczerze, to nie mam pojęcia, czy i teraz przypadkiem niczego nie knuje za moimi plecami (śmiech). Wiem natomiast, że z okazji 50. urodzin zabiera mnie do Miami na wyścig Formuły 1, której jesteśmy jeszcze większymi fanami po serialu „Formuła 1: Jazda o życie”. W dodatku będzie to wyjazd tylko we dwoje, więc zapowiada się nam fantastyczna, trochę przedłużona randka.

Zobacz także

Te urodziny są dla ciebie jakimś momentem przełomowym?

To czas, gdy mężczyzna dokonuje podsumowań, snuje refleksje. Jedni przechodzą go łagodnie, inni przeżywają szok.

A jak jest w twoim przypadku? Boisz się, że dopadnie cię kryzys wieku średniego?

Zawsze starałem się uciekać od robienia bilansów, żeby nie zamykać tego, co jeszcze przede mną. Myślę, że kryzys wieku średniego też mi nie grozi. Jestem teraz nie tylko mężem, ale także ojcem, i to pozwala mi spojrzeć na moje życie z zupełnie innej perspektywy.

Jak podsumujesz te minione 50 lat?

Zawsze byłem kowalem swojego losu, może dlatego moje życie było ciekawe. Jako piłkarz i sportowiec spełniłem swoje marzenia – grałem w reprezentacji Polski i na mistrzostwach świata. Mieszkałem w Turcji, Grecji, Izraelu. Mogłem też zaistnieć w kapeli rockowej (Radosław grał na gitarze w zespole The Trash – przyp. red.). Przez chwilę byłem nawet politykiem w Sejmiku Województwa Zachodniopomorskiego. Robiłem w życiu wiele rzeczy, ale fundamentem zawsze była piłka nożna, którą kocham do dziś. Czy jest mi przykro, dlatego że kończę 50 lat? Absolutnie nie! Bardziej martwiłem się, gdy kończyłem karierę piłkarską.

Bałeś się sportowej emerytury?

I to jak! (śmiech) Nie wiedziałem, jak dalej potoczy się moja przyszłość. Obawiałem się, że nie znajdę sobie zajęcia, które będzie mnie tak nakręcać, stymulować i motywować. Nie spodziewałem się, że jako emerytowany sportowiec, a tym bardziej 50-latek, będę czuł się tak dobrze i z takim optymizmem podchodził do życia.

Co więcej, udało ci się utrzymać świetną sylwetkę. Dużo wyrzeczeń cię to kosztuje?

PESEL robi swoje, dlatego żeby mieć dobrą kondycję, cztery razy w tygodniu chodzę na siłownię. Nigdy nie pozwolę sobie mieć wystający brzuch czy fałdy tłuszczu. Dla mnie, jako dla byłego sportowca, byłoby to porażką. Poza tym uważam, że wysiłek fizyczny ma świetny wpływ na zdrowie psychiczne i opóźnia proces starzenia. Dbam też o dietę i od trzech lat nie jem mięsa.

Nie czujesz więc żadnych dolegliwości związanych z wiekiem?

Niestety zostałem nadgryziony przez ząb czasu i od niedawna noszę okulary do czytania. To są zmiany, które widzę (śmiech). Jedyną troską, jaką dzisiaj mam, jest troska o zdrowie mojej rodziny. Moja mama powiedziała mi kiedyś, że jak sam zostanę tatą, nie zaznam już spokoju i całe życie będę się denerwował. I niestety miała rację.

Jesteś typem nadgorliwego ojca?

Na to wygląda. Małgosia śmieje się ze mnie, że biegam za Heniem jak jego ochroniarz, a ja chcę go tylko uchronić przed upadkiem. Czasem nawet dostaję „reprymendę” od naszej niani, gdy próbuję wyręczyć synka np. w ubieraniu. Pani Bożenka zawsze mi powtarza, że Henio już sam to potrafi, a ja ciągle w to nie wierzę. Wzrusza mnie jego bezbronność.

Zanim poznałeś Małgosię, byłeś dwukrotnie żonaty. Nie chciałeś mieć wcześniej dzieci czy celowo odkładałeś ojcostwo na później?

Tak się po prostu ułożyło. Fundamentem tego, że jestem szczęśliwym i spełnionym tatą, mężem, jest suma moich przeżyć.

Zawsze brałem z życia garściami.

Miałem czas rock’n’rolla, imprez i zagranicznych wojaży. W moim przypadku ojcostwo przyszło może i późno, ale za to bardzo świadomie.

Narodziny Henia bardzo cię zmieniły?

Na pewno ustawiły priorytety i uruchomiły dodatkowe pokłady miłości, czułości i wrażliwości. Chwile z moim synem, obserwowanie każdego jego kroku, uśmiechu – to wszystko sprawia mi ogromną radość. Gdy zostaję z Heniem w domu, a moi koledzy gdzieś wychodzą, nie mam poczucia, że coś tracę. Przeciwnie! Może gdybym został ojcem w wieku 23–25 lat, myślałbym, że coś mi ucieka? Dziś mam spokój w głowie i w sercu. Czuję, że niczego i nikomu, nawet sobie, już nie muszę udowadniać.

A był czas, że chciałeś?

Bardziej czułem się w obowiązku. Wbrew temu, co się o mnie mówiło, wartościami, którymi kierowałem się w życiu, zawsze były szczerość i prawda. Nawet jeśli popełniłem jakieś błędy, nie zrobiłem tego z premedytacją. Nie wynikały one z mojej złej woli ani z chęci zrobienia komuś przykrości. Wierzę, że energia świata lub – jak kto woli – karma zawsze do nas wraca.

Gdybyś mógł cofnąć czas, co byś w swoim życiu zmienił? Jest coś, czego żałujesz?

Przed naszym spotkaniem zastanawiałem się, czy mnie o to zapytasz. Kiedyś powiedziałem, że staram się w życiu niczego nie żałować.

A poprzednich małżeństw? Przed ślubem z Małgorzatą dwa razy się żeniłeś. Gdy ukazał się pierwszy numer „Party”, cała Polska mówiła o twoim rozwodzie z Dodą.

Każde z tych małżeństw czegoś mnie nauczyło. I każde z nich jest zamkniętym rozdziałem. Już dawno jestem w innym świecie. Moja rodzina wypełnia mi całe życie, nie mam potrzeby rozpamiętywania przeszłości, zastanawiania się, czy jej żałuję, czy nie. Przecież mówienie o tym nie sprawi, że będę mógł coś zmienić. Kiedy mój syn się do mnie uśmiecha, wiem, że wszystkie zdarzenia z mojego życia prowadziły właśnie do tej chwili. Warto było czekać. Mam nadzieję, że obie moje byłe żony są lub będą równie szczęśliwe jak ja jestem teraz w moim małżeństwie.

Był czas, że nie miałeś dobrego PR-u. To się zmieniło, kiedy poznałeś swoją obecną żonę. Przy Małgorzacie bardzo wygrzeczniałeś?

Na pewno zdałem sobie sprawę z priorytetów. Jeśli jesteś sam, możesz sobie na więcej pozwolić. Gdy masz żonę i rodzinę, pewne rzeczy odpuszczasz. To, co dla innych było megaprzemianą, szokiem, do mnie przyszło naturalnie. Kiedy się poznaliśmy, Małgosia miała dwójkę dzieci. Powiedziałem, że może mi zaufać, nie musi się o nic martwić, i słowa dotrzymałem.

Zobacz także: Małgorzata Rozenek opowiedziała o awanturze z Radosławem Majdanem: "Furia jest taka, że..."

m_rozenek/Instagram

Od razu ci uwierzyła?

Nie miała innego wyjścia (śmiech). Kiedyś kupiłem talię kart składającą się z samych dam kier. Podczas naszej pierwszej randki wyciągnąłem ją z szuflady. Powiedziałem Małgosi, że jeśli wylosuje damę kier, to znaczy, że jesteśmy sobie przeznaczeni (śmiech). Przeznaczenia nie oszukasz!

A jak przekonałeś do siebie teściów?

Na pierwszym spotkaniu mama Małgosi powiedziała, że „dobrze mi z oczu patrzy”. To wystarczyło (śmiech). Całe szczęście moi teściowie nie kierowali się cudzymi opiniami. Gdy poznali mnie osobiście, przekonali się, że chcemy z Małgosią stworzyć dom i szczęśliwą rodzinę.

Równie szybko zaskarbiłeś sobie sympatię synów Małgosi, Stanisława i Tadeusza?

Chyba tak. Chłopcy mają swojego tatę, którego bardzo kochają, więc od razu było jasne, że nie zamierzam im go zastąpić. Kiedyś Tadziu zapytał mnie wprost: „Radku, kim ty dla mnie jesteś?”. Odpowiedziałem też wprost, że przyjacielem, który zawsze mu pomoże, gdy będzie miał problem.

Chłopcy zwracają się do ciebie po imieniu?

Mówią do mnie na ty. Przyznaję, że na początku mojego związku z Małgosią dopuściłem się przekupstwa. Dałem Stasiowi dwie pary rękawic piłkarskich w jego rozmiarze, żeby go do siebie przekonać. Z Tadkiem poszło łatwiej. Gdy mnie zobaczył, powiedział: „Fajne mas tatuaze”, i już byliśmy kumplami.

Chłopcy dorastają, zmieniają się. Wciąż macie taki dobry kontakt?

Fajnie się dogadujemy, choć chłopaki zaczynają żyć swoim życiem. Stasiu ma prawie 16 lat i jak każdy nastolatek lubi stawiać na swoim. Dobrze się uczy, jest bardzo wrażliwy, ma duszę artysty – pochłania go projektowanie i chce się nadal rozwijać w tym kierunku. Tadzio ma 11 lat i dopiero wchodzi w wiek dojrzewania. Uwielbia gry, filmy, perfekcyjnie mówi po angielsku, zna francuski. Cieszy mnie, bo obaj są bardzo dobrze wychowanymi młodymi mężczyznami. Henio ma szczęście, że ma takich fajnych starszych braci.

Jakie wartości chciałbyś mu przekazać?

Chciałbym, żeby mój najmłodszy syn był wyrozumiałym, tolerancyjnym człowiekiem, wrażliwym na krzywdy innych. O pozytywną energię się nie martwię, bo tę – co już dobrze widać – po nas odziedziczył.

Czujesz się szczęściarzem?

Wielkim! Małgosia, Henio, Stasio i Tadek – oni są moim szczęściem, inspiracją i motywacją. Cieszę się, że tworzymy wyjątkową rodzinę.

Instagram @r_majdan

Na początku twojej znajomości z Małgosią mało kto wierzył, że wam się uda.

Wiem, a tu taka niespodzianka! Jak mogło się nie udać, skoro od pierwszego spotkania wszystko działało? Szybko znaleźliśmy wspólny język, śmialiśmy się z tych samych żartów. W trzecim dniu znajomości powiedziałem Małgosi, że ją kocham!

Serio, w trzecim?

Tak, bo w drugim by mi nie uwierzyła (śmiech). To, co się między nami zadziało, było niewiarygodne. To było jak rażenie piorunem. Wiedziałem, że to jest ta osoba. Pamiętam naszą pierwszą randkę. Pojechałem po nią wystrojony, a Małgosia wyszła w dżinsach, luźnej bluzie i skwitowała: „Przecież to nie randka!”. Potem zaproponowała, żebyśmy pojechali do mnie.

Konkretna kobieta!

Spodobała mi się ta jej szczerość, nie było w tym żadnej gry. Siedzieliśmy, jedliśmy kolację i śmialiśmy się przez kilka godzin. Nawet przez moment nie było niezręcznie. Od tamtego wieczoru spędzaliśmy ze sobą niemal każdą chwilę, bo zaiskrzyło między nami bardzo mocno. I iskrzy do dziś.

Często się z Małgosią kłócicie?

Zdarza się! Czasem bywamy poirytowani, zmęczeni czy niewyspani i wtedy łatwiej się denerwujemy. Ale Małgosia znalazła na mnie sposób. Nauczyła mnie rozwiązywać wszystkie niesnaski tu i teraz. Kiedy się wkurzam, często pyta: „Co, pewnie jesteś głodny?”, czym mnie rozbraja.

Z opresji ratuje was też poczucie humoru.

Fakt, mamy z Małgosią swój kod, którym się porozumiewamy, określenia znane tylko Pysiowi i Pysiuli (śmiech). Śmiech jest antidotum na wszystkie bolączki.

Jakie marzenia jeszcze chciałbyś spełnić?

Marzę, by w przyszłości Henio został sportowcem, najchętniej piłkarzem. Uwielbia bawić się piłką, ale to jeszcze o niczym nie przesądza. Jeśli będę widział, że ma do tego zapał, dostanie moje wsparcie, ale do niczego nie będę go zmuszał. Jedyne, czego jeszcze mogę sobie życzyć – oprócz zdrowia dla nas wszystkich – to żeby Henio znalazł w życiu taką pasję, jaką ja znalazłem. Wtedy będzie naprawdę szczęśliwy.

Zobacz także: Małgorzata Rozenek oszukana przez Radosława Majdana: "Byłam naiwna"

Reklama

ROZMAWIAŁA: MAGDALENA JABŁOŃSKA-BOROWIK

Reklama
Reklama
Reklama