Michał Wiśniewski od początku swojej kariery wspominał, że pochodzi z rodziny dysfunkcyjnej, gdzie alkohol i przemoc były na porządku dziennym. Wokalista dzieciństwo spędził tułając się po domach dziecka, z których często uciekał. Jego ojciec był fałszerzem obrazów, a mama pracowała i mieszkała w Niemczech. Najpierw opiekowała się nim babcia, a gdy ta zmarła, trafił do Domu Dziecka w Grotnikach, później do kolejnych rodzin zastępczych. Na fali nowych faktów oraz poszkodowanych dzieci z Domu Pomocy w Jordanowie, Michał Wiśniewski postanowił opowiedzieć o koszmarze swojego dzieciństwa.

Reklama

Michał Wiśniewski o koszmarze dzieciństwa

Niedawno dziennikarze Wirtualnej Polski nagłośnili sprawę maltretowanych dzieci z Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie. Mimo upływu lat w ośrodku nic się nie zmienia, a maluchy wciąż są bite i zastraszane. Zakonnice i osoby świeckie dopuszczały się na dzieciach z niepełnosprawnością intelektualną przemocy - bicie mopem, klęczenie na grochu, czy przywiązywanie do łóżka. Kora Jackowska w swojej autobiografii napisała, o torturach i okropieństwach, które sama przeżyła w Jordanowie. Nikt nie spodziewał się, że mimo upływu lat zakonnice nadal stosują tak bolesne "metody wychowawcze".

Michał Wiśniewski w rozmowie z dziennikarką "Polsat News" zdecydował się na szczere wyznanie, w którym opowiedział o kulisach funkcjonowania takich placówek jak DPS w Jordanowie. Przyznał również, że ma nadzieję, że zakonnice zostaną ukarane za swoje czyny.

- Dziecko z domu dziecka zawsze, bez względu na to, co się dzieje w tym domu, będzie broniło swoich rodziców. Przypuszczam, że tam ręka rękę myje. Mam nadzieję, że śledztwo sięgnie dalej niż same siostry. Nie wypowiadam się w detalach, bo rodzice, którzy oddali tam swoje dzieci, mieli prawo głosu. Nie wiem, jak głośno potrafią krzyczeć ci rodzice - powiedział

TRICOLORS/East News

Zobacz także: Michał Wiśniewski o walce z nieuleczalną chorobą: "Zaczęło mi atakować twarz"

Wokalista zwrócił uwagę na ważny aspekt, dzieci często nie mają świadomości, że są źle traktowane, skoro od najmłodszych lat wychowywały się w przemocy i krzykach. Przyznał również, że nie wierzy, aby osoby z bliskiego otoczenia zakonnic nie wiedziały o ich okrutnych praktykach.

Zobacz także

- Dzieci nie są świadome. Bóg to dobro i miłość. Ale to nie ma z tym nic wspólnego. - Wychodzę z założenia, że środowisko lokalne jest za to najbardziej odpowiedzialne. Nie wierzę, że ludzie, którzy byli blisko, nie wiedzieli, co się dzieje - przyznał Michał Wiśniewski.

Michał Wiśniewski nawiązał również do słów Kory Jackowskiej, która w autobiografii opisała pobyt w DPS-ie w Jordanowie. Pięć lat w ośrodku zmieniło ją już na zawsze.

- To jest absolutnie nie do podważenia, to są siostry, to jest kościół, to jest bóg. Tam nie ma prawa nic złego się wydarzyć. Chciałem powiedzieć, bo mówiłem to tak, jak Kora, byłem bardzo bity i sponiewierany, a to była moja jedyna szansa na dom i nie miałem, jak się z tego wyrwać. Uciekłem po 6 latach, te dzieci, o których rozmawiamy, nie mają na to szans.

Mateusz Grochocki/East News

Zobacz także: Córki Michała Wiśniewskiego wstydzą się swoich imion?! "Trudności sprawiało to..."

Artysta zdecydował się przytoczyć sprawę dziecka, które regularnie było bite i gwałcone przez swojego opiekuna. Wykończony psychicznie nastolatek zdecydował się targnąć na swoje życie, zażywając tabletki. W szpitalu personel uwierzył opiekunowi, który stwierdził, że dziecko pomyliło opakowania i było przekonane, że są to cukierki. Michał Wiśniewski przyznał, że dorośli często wierzą dorosłym, a dzieci są na drugim planie. Wokalista jednoznacznie stwierdził, że w Polsce brakuje specjalistów, którzy umieliby rozpoznać zachowanie dzieci i pomóc im w odpowiednim czasie.

- Zawsze będziemy przede wszystkim szukali logicznego wytłumaczenia, trzeba czasu, by poddać dziecko badaniu, w którym będzie się czuło swobodnie i powie prawdę. Dzieci często chronią swoich oprawców. Brakuje fachowców, tych ludzi należy wymienić, bo oni się nie nadają do opieki - wyznał.

Michał Wiśniewski w rozmowie z dziennikarką "Polsat News" przyznał, że zna wiele domów dziecka, w których wychowankowie są dobrze traktowani i czują się tam znacznie lepiej i swobodniej niż w domach rodzinnych.

- Społeczność lokalna musi pomóc. Znam takie DPS-y, gdzie społeczność lokalna się mobilizuje. Znam domy dziecka, gdzie dzieci mają lepiej niż w normalnych rodzinach. To dużo zależy od samorządów. Jeśli nie ma pieniędzy od państwa, to trzeba naciskać na kontrolę, ale środki zbierać samemu - powiedział artysta.

Reklama

Całą rozmowę podsumował jednak smutnymi słowami:

- Najgorsze jest to, że musi się wydarzyć tragedia, żeby to cierpienie zauważyć - powiedział ze smutkiem Michał Wiśniewski.

Reklama
Reklama
Reklama