Mówi, że z krakowskimi politykami PiS i duchownymi łączy go wyłącznie miłość do... Cracovii. Że kobiety to małe cwaniary, a małżeństwo to zinstytucjonalizowana prostytucja. I że szlag go trafia, gdy czyta złe recenzje swoich płyt. Cynicznie dodaje: „Przechodzi mi, kiedy za swoją pracę odbieram kupę szmalu”. Ale czego można się spodziewać po autorze „Psychodancingu”? Oto rozmowa, jakiej nie było.

Reklama

– Słyszałeś, że władze Krakowa chcą Ci przyznać nagrodę za dokonania artystyczne?
Maciej Maleńczuk:
Dzwonili do mnie. Najlepsze jest jednak to, że z tym wnioskiem wystąpił radny PiS. Strasznie mnie to ubawiło, bo jak wiadomo nie znoszę tej partii i reaguję na nią alergicznie. Nie wiem, dlaczego on właśnie o mnie pomyślał, ale jakby to powiedzieć, tonący brzydko się chwyta, więc pewnie po prostu chciał na siebie zwrócić uwagę. Na razie jest to tylko nominacja, w kwietniu chyba będzie rozstrzygnięcie i decyzja, czy ten medal dostanę. W szacownej kapitule, która o tym decyduje, zasiada metropolita krakowski Stanisław Dziwisz. On jest też wielkim kibicem Cracovii i to nas niewątpliwie łączy. Myślę więc, że to ta Cracovia może przeważyć szalkę na moją korzyść. No, zobaczymy, zobaczymy. Jeśli medal dostanę, to z dumą odbiorę.

– A może radny PiS i kardynał Dziwisz są też fanami Twojej płyty „Psychodancing” i to przeważy szalę?
Maciej Maleńczuk:
Może. W końcu to same szlagiery z lat ich młodości (śmiech).

– To prawda, że płytę nagrałeś, żeby zrobić przyjemność mamie?
Maciej Maleńczuk:
Prawda. Tam są piosenki, które mi się z nią kojarzą. „Wakacje z blondynką” to był ulubiony przebój mamy. Pamiętam, że był rok 63, może 64. W domu się nie przelewało, a moja mama była zakochana w tej piosence. A ja byłem zakochany w mamie, która była wtedy piękną blondynką. Pamiętam też, że po tym, jak mój ojciec odszedł w siną dal, wokół matki kręcili się faceci. Nie znosiłem tych adoratorów. Chciałem być jej jedynym mężczyzną. Ona była moją pierwszą miłością i ciągle szukam wokół siebie takich kobiet, jak ona wtedy.

– Czułeś się już wtedy mężczyzną?
Maciej Maleńczuk:
Nie wiedziałem, jaki powinien być prawdziwy facet. Wyobrażałem sobie, że powinien mieć marynarkę i prawdziwy męski zegarek. Tak, zegarek był najważniejszy. Marzyłem, żeby taki nosić. I w końcu go dostałem z okazji Pierwszej Komunii. Byłem zachwycony. Tylko potem musiałem go oddać. Nie przelewało się w domu, potrzebne były pieniądze i nie było żadnej gadki. Strasznie to przeżyłem. Potem na basenie ukradłem zegarek trenerowi. Pamiętam, że wisiał na klamce i wyglądał prawie tak, jak ten mój komunijny. Dopiero niedawno uzmysłowiłem sobie, że ta kradzież zdarzyła się niespełna dwa miesiące po Komunii. Tak to we mnie siedziało, że nie mogłem się powstrzymać. To była pierwsza i ostatnia kradzież w moim życiu. Byłem w drugiej klasie i obniżyli mi zachowanie. Była afera na całą szkołę, a ja wiedziałem, że nigdy nie będę złodziejem. Tylko wtedy nadszarpnęła się moja reputacja i do dziś mam takie poczucie, że czegokolwiek bym nie zrobił, to zawsze mnie ta reputacja przysłoni i wszyscy się będą czepiać.

Zobacz także

– Nie wyglądasz na takiego, który martwi się tym, co mówią i myślą o Tobie inni.
Maciej Maleńczuk:
Martwię się. Szlag mnie trafia, kiedy czytam na przykład złe recenzje swoich płyt, albo kiedy teraz ludzie zarzucają mi, że nie robię wielkiej sztuki, tylko śpiewam covery. Kiedy słyszę taką krytykę pod swoim adresem, to śmiać mi się chce i przypominam sobie anegdotę o muzyku, który się nazywał Liberace. On był synonimem kiczu w Ameryce i kiedy dostawał miażdżące recenzje, to śmiał się ludziom prosto w twarz i mówił: „Płakałem całą drogę do banku”. I ze mną jest tak samo. Cała złość mi przechodzi, kiedy kupę szmalu odbieram za swoją robotę. Obiecałem sobie jednak, że nowych piosenek nie będę już pisał.

– Będziesz śpiewał tylko cudze?
Maciej Maleńczuk:
Tak. Ostatnio po koncercie podchodzi do mnie 25-letnia dziewczyna i gratuluje mi, że napisałem taki wspaniały przebój „Nigdy więcej nie patrz na mnie takim wzrokiem”. Oniemiałem. Pomyślałem sobie wtedy, że ludzie są tak niewyedukowani, że pisanie dla nich nowych słów to jak rzucanie pereł przed wieprze. Zresztą teraz to już nie bardzo wiem, dla kogo w ogóle gram. Na moje koncerty przychodzą prawie same stare baby. Masakra jakaś. Najgorsze, że one się kompletnie gubią w mojej twórczości. Nie gram już w Pudelsach, ale ciągle koncertuję z Homo Twist. To robię dla samego siebie, bo pieniędzy z tej działalności nie mam żadnych. Tyle że na tych koncertach jest naprawdę ostro. A tu w przerwie podchodzi do mnie baba i daje mi kartkę, na której napisane jest: „A dlaczego pan nie śpiewa piosenki »Dawna dziewczyno«?”. No, ręce opadają. Dlatego teraz postanowiłem, że nie będę się wysilał. Znalazłem prostą receptę na sukces: bierzesz jakiś cover, nagrywasz na nowo i masz pewność, że to będzie przebój, bo już kiedyś był przebojem. Was wszystkich można dymać na wszystkie możliwe strony i to za wasze własne pieniądze. A wystarczyłoby, żeby jeden z drugim zainstalował w domu gramofon i posłuchał płyt mamusi. I od razu by wiedział więcej o życiu.

– Ty z gramofonu nauczyłeś się życia?
Maciej Maleńczuk:
Między innymi. Pierwsza płyta, jakiej słuchałem, to był „Niemen Enigmatic” z utworem „Bema pamięci żałobny rapsod”. To mną wstrząsnęło. Miałem jakieś dziesięć lat i musiałem się z tym jakoś uporać. Tylko że wtedy Jimi Hendrix czy Black Sabbath to był pop, a teraz to jest alternatywa. I na co to jest dowód? Na to, że głupiejemy, proszę pani. A im bardziej durna widownia, tym bardziej można ją robić w konia.

– Skoro nie będziesz pisał nowych piosenek, to co z Tobą będzie? Może wrócisz do teatru? Głośno było o Twojej roli Diabła z przedstawienia według „Mistrza i Małgorzaty” w chorzowskim Teatrze Rozrywki.
Maciej Maleńczuk:
W życiu nie wrócę do teatru. To było masakryczne przeżycie. Wpakowałem się w gówno. W sztuce dla mnie najważniejsza jest wolność, a aktorstwo z wolnością nie ma nic wspólnego. To zniewolenie, pornografia. Robisz tylko to, co każe reżyser. Przeczytałem książkę „Aktor według Kantora” i tam jest to świetnie wytłumaczone. Aktor powinien być traktowany jak manekin i w sztuce ma o tyle znaczenie, o ile dobrze się komponuje na scenie. Śmieszy mnie, że aktorzy nadal myślą, że zmieniają świat, a tak naprawdę nic nie mają do powiedzenia. Ze starszymi aktorami jest inaczej. Oni coś przeżyli, zrozumieli, z nimi można pogadać. Najgorsi są młodzi gówniarze, którym palma odbija. Tego nie znoszę. Mordę bym takim obił i tyle.

– Nie wymawiając wieku, Ty też robisz się już coraz starszy. W tym roku skończysz 48 lat. Wiek Cię przytłacza?
Maciej Maleńczuk:
Nie jest to miła świadomość. Właśnie teraz mam poczucie, że już przestałem być młody. Patrząc rano w lustro, zastanawiam się, w jakim okresie życia jestem. Bo na ziemi jakoś tak jest to urządzone, że najpierw jesteś młody, młody, a potem raptem stajesz się stary. I teraz jest taki moment, że wiem, że młodzik już odszedł, a starzec jeszcze nie przyszedł.

– Jakieś zmiany w swoim życiu w związku z wiekiem wprowadziłeś?
Maciej Maleńczuk:
Tak. Kupiłem parę garniturów i przestałem się tak często wdawać w bijatyki, bo nie chcę od młodzików dostawać po ryju. Chociaż czasem krew mnie zalewa. W Krakowie z żoną i z córkami mieszkam na jednej z ulic przy Rynku. I szału dostaję, bo jakiś palant notorycznie zostawia mi w skrzynce ciekawe przesyłki, na przykład kawał zgniłego mięsa. Całą noc dziś nie spałem, bo chciałem dorwać sukinsyna. Takiemu mordę obiję na pewno.

– Może powinieneś się wyprowadzić?
Maciej Maleńczuk:
Kupiłem nawet dom na wsi. Ustaliliśmy z szanowną małżonką, że się z córkami tam przeniesiemy. Uwielbiam tam być. To 100 kilometrów od Krakowa, a zupełnie inny świat. Wiesz, jak teraz tam pięknie? Śnieg biały, a nie bury, jak tu, zwierzęta, ptaki. To jest życie. Ale moja żona po trzech miesiącach stwierdziła, że jej tam nudno i chce wracać do Krakowa i znowu tu jesteśmy. Niedługo znowu tam ucieknę.

– Boisz się starości? Śmierci?
Maciej Maleńczuk:
Starości tak, bo uważam, że i tak już za długo żyję. Śmierci nie boję się wcale. To byłoby haniebne bać się śmierci. Kiedyś mężczyźni ginęli w krwawych bitwach i rzadko dożywali czterdziestki. Teraz faceci żyją nienaturalnie. Czterdziestoletni mężczyzna, który spłodził dzieci i wybudował dom, powinien zginąć w jakiejś jatce. Takie jest moje zdanie. Powinien mieczem rozwalać wrogom łby.

– To jak Ty sobie radzisz bez tego miecza?
Maciej Maleńczuk:
Moim mieczem jest gitara. Ona jest podobna do siekiery, karabinu, a także kobiety. Jest wszystkim, czego potrzebuje prawdziwy mężczyzna. To mój miecz.

– Teraz, kiedy jesteś już dojrzalszy, nadal uważasz, że monogamia nie jest dla ludzi?
Maciej Maleńczuk:
W monogamii nawet gołębie nie wytrzymują. I kobiety też nie. Nie łudź się. Gdyby było inaczej, to z kim byśmy zdradzali nasze żony, co?

– Chyba nie masz zbyt dobrego zdania o kobietach, co?
Maciej Maleńczuk:
Z czasem mam coraz gorsze.

– Dlaczego?
Maciej Maleńczuk:
To śliski temat. Bardzo śliski. Na pewno chcesz wiedzieć?

– Tak.
Maciej Maleńczuk:
Dobra. Powiem ci, bo wiele nocy nie przespałem, zastanawiając się, dlaczego kobiety są takie, a nie inne. Uważam, że w etapie ewolucji kobiety same ustawiły się w podrzędnej roli, ponieważ to są małe cwaniary. Mamią mężczyznę makijażem, perfumami, a wszystko po to, żeby go ogłupić, a potem przejąć jego konto, dom, dzieci, pozbawić go wszystkiego i na koniec jeszcze powiedzieć, że jest draniem i do niczego się nie nadaje. To jest prostytucja rozwinięta na szeroką skalę i najdroższa dziwka jest tańsza od kobiety, z którą mężczyzna się zwiąże na stałe. Masz żonę, to płać, bo zachciało ci się z nią przespać.

– Nie ma od tego wyjątku?
Maciej Maleńczuk:
Mało jest kobiet, które są prawdziwe i niczego nie udają. Więcej jest takich bab, które wrzeszczą, domagając się równouprawnienia. Tylko czy aby na pewno? Czy wy nie chcecie specjalnego traktowania? Chętnie porozmawiałbym na ten temat z Manuelą Gretkowską. Jeśli kobiety tak bardzo chcą równouprawnienia, proszę bardzo. Tylko niech sąd też na równi je traktuje z mężczyznami wtedy, kiedy walczą o opiekę nad dziećmi. Teraz jest tak, że kiedy tylko w małżeństwie się nie układa, baba zaraz zabiera dzieci. Potem szybko znajduje sobie jakiegoś gacha, dzieci muszą się na to patrzeć, a ojciec bulić, żeby mogła z tamtym sobie uwić gniazdko. Każda żona to dziwka, a małżeństwo to zinstytucjonalizowana prostytucja. I koniec. I kropka.

– Gdybyś mógł cofnąć czas, nie ożeniłbyś się nigdy?
Maciej Maleńczuk:
Ożeniłbym się. Nie wymagaj od artysty konsekwencji. Ale to nadal nie zmienia faktu, że małżeństwo to piekło.

– No proszę, a to nie kto inny tylko Ty dałeś się żonie przyprowadzić na smyczy na galę Fryderyków.
Maciej Maleńczuk:
Uważam, że to było bardzo męskie. A poza tym nie zawsze ten, kto ma smycz na szyi, jest podporządkowany. Często to on właśnie prowadzi. Eee tam. Szkoda o małżeństwie gadać. Na szczęście ja tak się urządziłem w życiu, że kiedy żona mnie wkurzy, to nie muszę nocować w hotelu, tylko mogę wsiąść w samochód i jechać do siebie na wieś.

– Za córkami wtedy nie tęsknisz?
Maciej Maleńczuk:
Tęsknię. To w końcu moje dzieci. Mam cztery córki. Najstarsza, Zuzanna, ma 25 albo 26 lat. Nie utrzymujemy kontaktu. Z Ewą, moją żoną, mamy trzy córki: Irmę, Ritę i Elmę. Irma ma 11 lat i dużo już z nią gadam. Teraz piszemy razem scenariusz. Siadamy przy stole i codziennie z pół kartki staramy się zapisać. Mądra dziewczyna mi się urodziła. Szkoda, że nie przyniosłem wierszyka, jaki ostatnio napisała o gramatyce. Byłem w szoku. Myślałem, że od kogoś zerżnęła, a ona mówi, że sama. Jest bystra.

– Żałujesz czegoś w swoim życiu?
Maciej Maleńczuk:
Wielu rzeczy. Przede wszystkim chyba tego, że przespałem się z paroma panienkami, z którymi nie powinienem tego robić. Po pijaku zaliczyłem kilka libidalnych akcji, kompletnie niepotrzebnych. Parę zdzir powinienem sobie darować.

– Żałujesz dlatego, że to się potem odbiło szerokim echem?
Maciej Maleńczuk:
Tak. Baby mają to do siebie, że plotkują, robią kwasy, plączą ci się po życiorysie i to tylko dlatego, że się z nimi przespałeś. Z czasem to się właśnie w człowieku zmienia, że nie reaguje tak libidalnie jak wtedy, gdy był gówniarzem. Pamiętam siebie, gdy miałem 30 lat. Wtedy dupa to była podstawa. Parę drinków i człowiek nie mógł już myśleć o niczym innym. Libido strasznie obciąża człowieka, robi mu bałagan z życia. To wszystko długo trwa, ciężko się z tego wydostać. Dopiero teraz, gdy blisko mi do pięćdziesiątki, czuję, że jestem od tego uwolniony. Najbardziej jednak martwi mnie to, że kiedyś libido zabierze mi dzieci i że one pójdą za tym głosem, tak jak i ja kiedyś poszedłem.

– Rozmawiasz ze swoją córką o tym?
Maciej Maleńczuk:
Tak. Ona sama ma potrzebę rozmów na te tematy. Bywa, że czasem nie wiem, co jej odpowiedzieć, i wtedy proszę, żeby dała mi czas do namysłu. Potem do rozmowy wracamy.

– Co chciałbyś jej wytłumaczyć?
Maciej Maleńczuk:
Żeby miała odpowiednie podejście do seksu. Wielu rodziców dzieciom opowiada o gołębiach i pszczółkach, a jak przyjdzie co do czego, to młodzi robią to w zaszczanej męskiej toalecie. To jest prawdziwa masakra. Kiedyś postulowałem, żeby w miejscach, gdzie bawią się młodzi, zorganizować pokój schadzek, tak żeby wszystko mogło się odbyć w cywilizowany sposób. Tylko że jak o tym powiedziałem publicznie, to się na mnie rzucili internauci i klerofaszyści. De facto gdybym był dzieckiem i matka powiedziałaby mi, że zostałem spłodzony w toalecie, to bym się załamał.

– Swoich dzieci nie spłodziłeś w toalecie?
Maciej Maleńczuk:
O, nie! To są porządnie zrobione dzieci. Owoce miłości i pożądania. Dlatego mam nadzieję, że poradzą sobie w życiu, nawet jeśli mnie już nie będzie.

Reklama

Iza Bartosz

Reklama
Reklama
Reklama