Reklama

Film o Tomaszu Komendzie "25 lat niewinności" wchodzi do kin już 18 września. Opowiada o jego tragicznej historii - został niesłusznie skazany za coś, czego nie zrobił... Tomasz Komenda miał 23 lata, kiedy jego normalne życie zostało brutalnie przerwane. Z dnia na dzień został zatrzymany, wtrącony do więzienia i oskarżony o morderstwo. Kolejne ekspertyzy potwierdziły jego udział w zbrodni, a wszelkie dowody działały na jego niekorzyść. Przez blisko dwie dekady uwięzienia był bity, zastraszany, upokarzany i zdany tylko na siebie. W końcu, po 18 latach odsiadki, na jego drodze pojawili się prokuratorzy i policjant, którzy postanowili odkryć prawdę stojącą za zagadkową sprawą zatrzymanego.

Reklama

Poznajcie bliżej całą historię Tomasza Komendy. Oto ona...

Spędził 6540 dni w piekle - czyli prawdziwa historia Tomasza Komendy

To miał być dla niego wspaniały rok. Jego brat Gerard brał ślub i poprosił go na świadka. Niedługo po ślubie miały odbyć się chrzciny, bo Gerard i jego narzeczona spodziewali się dziecka. I oboje chcieli, by Tomasz Komenda (41) został ojcem chrzestnym maleństwa. Nic z tych planów jednak nie wyszło, a rok 2000 stał się dla 23-letniego wówczas chłopaka początkiem dramatu, który trwał do marca tego roku. A właściwie trwa nadal, bo choć Komenda jest już wolny, wciąż nie może zapomnieć o tym, co niesłusznie wycierpiał.

Zobacz także: Nieludzkie traktowanie Tomasza Komendy w więzieniu! Opowiedział o tym po wyjściu na wolność

Fatalna pomyłka

„Zgwałcenie, wykrwawienie, zamarznięcie”. To wpis w akcie zgonu 15-letniej Małgorzaty, której nagie ciało znaleziono 1 stycznia 1997 roku niedaleko dyskoteki Alcatraz w Miłoszycach. Brutalna zbrodnia wstrząsnęła tą wioską pod Wrocławiem. Wszyscy się tam znają. Nikt nie mógł uwierzyć, że wśród sąsiadów znalazł się ktoś zdolny do takiego okrucieństwa. Policja szybko ustaliła, że Małgosia, która w dyskotece była na zabawie sylwestrowej, wyszła na zewnątrz z kolegą. Potem ktoś widział ją jeszcze w towarzystwie trzech mężczyzn, ale kim byli, tego nie wiadomo. Śledztwo utknęło na trzy lata. A później nastąpił przełom: udało się ustalić, do kogo należał włos znaleziony na czapce leżącej w pobliżu miejsca zbrodni. Badanie DNA wykazało, że to włos Tomasza Komendy. Mężczyzna został zatrzymany, po czym zrobiono jeszcze jedną ekspertyzę: porównano odciski jego zębów ze śladami ugryzień na ciele dziewczyny. Pasowały. Najbardziej jednak pasowało prokuratorowi to, że Komenda przyznał się do winy...

Tomasz potem powtarzał, że przyznanie wymusili na nim biciem policjanci, i stanowczo zaprzeczał, że zgwałcił i zabił nastolatkę. Ale to się dla sądu już nie liczyło. Tak samo jak zeznania świadków, w tym Gerarda Komendy i jego narzeczonej, którzy twierdzili, że tamtego sylwestra Tomasz spędził z nimi. Prokuratury ani sędziego to nie przekonało.

W 2003 roku za gwałt ze szczególnym okrucieństwem i zabicie 15-letniej Małgorzaty Komenda został skazany na 25 lat więzienia. Miał wtedy 26 lat, chciał się zakochać, założyć rodzinę, cieszyć się młodością. Zamiast tego trafił do piekła.

Na początku Tomasz cały czas wierzył, że sąd uzna, że jest niewinny, i przeprosi go za to, że musiał spędzić trzy lata w areszcie. Potem, już w więzieniu, codziennie walczył o życie, bo skazanych za zgwałcenie i zabójstwo nieletniej więźniowie uznają za pedofilów i traktują okrutnie.

„Byłem przekonany, że ja już nie wyjdę. Myślałem, że mnie zabiją w kryminale”, wspominał Tomasz w programie „Uwaga!”.

Opowiedział też, że szykany, bicie, grożenie śmiercią, na co strażnicy przymykali oko, doprowadziły go do załamania psychicznego.

„Miałem próby samobójcze. Nawet doszło do czegoś takiego, że ja wisiałem. Wisiałem, ale mnie współosadzeni odcięli. Po prostu na tamtą chwilę nie był czas dla mnie, po prostu miałem jeszcze żyć, żeby doczekać tej chwili, jaka jest dzisiaj”, wyznał w jednym z wywiadów.

Na tej jednej próbie odebrania sobie życia się skończyło, bo wtedy Komenda uznał, że musi przetrwać, bo ma dla kogo żyć.

„Rodzina dawała mi wsparcie. To było dla mnie na tamtą chwilę najważniejsze”, powiedział.

Ale jego bliskim też nie było łatwo. W Miłoszycach rodzice i bracia Komendy żyli z piętnem zbrodni. Byli przez wielu ludzi traktowani z pogardą, wyzywani i szykanowani. „Pluto nam pod nogi, wieszano nam na drzwiach zgniłe mięso, straszono nas, męża chcieli nawet z drogi zrzucić, jechał za nim jakiś samochód”, powiedziała jednej z gazet Teresa Klemańska, mama Tomka. Każdemu, kto wypominał im, że są rodziną zbrodniarza, cierpliwie powtarzali jednak, że Tomek jest niewinny. W końcu zaczęli w to wierzyć także rodzice zamordowanej Małgorzaty. To właśnie oni w ubiegłym roku napisali do ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry prośbę o to, by prokuratura ponownie zbadała sprawę śmierci ich córki. Ale nie byłoby tego listu, gdyby nie tajemniczy Remigiusz, oficer CBŚP, który na własną rękę zaczął drążyć sprawę Komendy.

Zobacz także: Nieludzkie traktowanie Tomasza Komendy w więzieniu! Opowiedział o tym po wyjściu na wolność

Odzyskane życie

Remigiusz o skazaniu Komendy dowiedział się przypadkiem, podczas prywatnej rozmowy z jednym z mieszkańców Miłoszyc. Gdy poznał tę historię, uznał, że trzeba się jeszcze raz przyjrzeć dowodom, bo od początku czuł, że zabójca wciąż jest na wolności, a w więzieniu siedzi niewinny człowiek. Cierpliwie zbierał dowody, w końcu wpadł na trop prawdziwego sprawcy. Gdy Zbigniew Ziobro zarządził ponowne wszczęcie śledztwa, jak chcieli tego rodzice zamordowanej dziewczyny, Remigiusz i współpracujący z nim prokurator Robert Tomankiewicz byli już prawie gotowi, by udowodnić, że Komenda jest niewinny. Gdyby nie ci dwaj dociekliwi mężczyźni, Tomasz siedziałby w więzieniu jeszcze siedem lat, a po wyjściu nadal uważany byłby za mordercę.

Nic dziwnego, że tuż po opuszczeniu więzienia Komenda powiedział do czekających na niego dziennikarzy: „Dziękuję panu Remikowi, że zajął się tą sprawą, prokuratorom i panu mecenasowi”.

Wtedy był wzruszony i szczęśliwy, mówił, że czuje się tak, jakby ponownie się narodził. Pytany o plany na przyszłość, szczerze przyznawał, że nie wie, co będzie robił nawet za tydzień. Cieszył się, że pierwszego dnia odzyskanej wolności zje przygotowane przez mamę gołąbki, że będzie spał w swoim łóżku w swoim pokoju, który czekał na niego przez 18 lat.

„Nie myślę, żyję chwilą, która jest dzisiaj. Co będzie jutro, co będzie za miesiąc? Nie wiem, czas pokaże”, powiedział.

Stwierdził również, że nie boi się tego, co go czeka, bo od dawna jest „gotowy na wolność”. Szybko się jednak okazało, że nie jest mu łatwo, bo przez 18 lat świat się jednak bardzo zmienił.

„Na chwilę obecną umiem z telefonu komórkowego tylko dzwonić i robić zdjęcia. Sms-ów jeszcze się nie nauczyłem pisać, to zbyt skomplikowane dla mnie. Bracia mnie uczą”, wyznał kilka dni po wyjściu na wolność.

Znacznie trudniejsze niż opanowanie smartfona może się jednak okazać odzyskanie równowagi psychicznej. Gerard Komenda w „Dzień dobry TVN” szczerze przyznał, że wspomnienia koszmaru szybko dały Tomaszowi o sobie znać.

„Minęły dwa dni i doszło do załamania. Ciągle płacze, nie potrafi normalnie funkcjonować, nic go nie cieszy. To straszne, jak bardzo więzienie go zniszczyło”, powiedział.

Dodał też, że brata czekają spotkania z psychoterapeutami, bo sam nie poradzi sobie przecież z traumą. Praca nad tym, by nauczył się normalnie funkcjonować mimo koszmaru, który mu zafundowano, potrwa pewnie dłużej niż walka o odszkodowanie za niesłuszne skazanie.

I niezależnie od tego, kiedy i ile milionów złotych rekompensaty uda się wywalczyć, ważniejsze będzie to, kiedy Tomasz poczuje się na tyle silny i pewny siebie, by spełnić swoje marzenia. A te nie zmieniły się od 18 lat: poznać fajną dziewczynę, zakochać się, mieć dzieci. Znaleźć szczęście, które pozwoli zapomnieć o zmarnowanych latach.

Zobacz także: Film o Tomaszu Komendzie w kinach od 18 września! W głównej roli Piotr Trojan

Reklama

Piotr Trojan jako Tomasz Komenda w filmie "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy". Film wchodzi do kin 18 września 2020 roku.

Mat. prasowe
Reklama
Reklama
Reklama