Środowisko potępiało Tomasza Mackiewicza! "Był obiektem szyderstwa i kpiny" - mówi wybitny himalaista
Środowisko potępiało Tomasza Mackiewicza! "Był obiektem szyderstwa i kpiny" - mówi wybitny himalaista
Z jakiego powodu?
1 z 5
Sprawa Tomasza Mackiewicza wciąż wzbudza ogromne emocje! Głos zabierają coraz to ważniejsi i popularniejsi w środowisku himalaiści. W programie "Centrum Premier Czerska 8/10" Wojciech Kurtyka, wybitny taternik, himalaista, alpinista, skomentował historię Tomasza, który wspiął się na Nanga Parbat, ale w wyniku problemów zdrowotnych, nie zdołał z niego zejść. Akcja ratunkowa pomogła jego towarzyszce, Elisabeth Revol.
Co o Tomaszu i jego ambicjach zdobycia szczytu sądzi Wojciech Kurtyka? Himalaista zdradził, że w środowisku Mackiewicz był obiektem drwin, a to wszystko za sprawą jego wypraw, które uchodziły za niskobudżetowe, a więc też niebezpieczne. Zobaczcie, co mówi Kurtyka na kolejnych slajdach.
Zobacz: To ostatnia wiadomość, jaką wysłał Tomasz Mackiewicz. Potem już tylko cisza...
2 z 5
Wojciech Kurtyka w "Centrum Premier Czerska 8/10" mówił:
On postępował niestandardowo. To, co robił w himalaizmie, jest czymś niebywałym. Zdumiewa, że to pierwsze wejście w zimie w stylu alpejskim było dokonane przez człowieka, który nie przeszedł szkoleń, posługiwał się linami rolniczymi, wspinał się bez większych zabezpieczeń. Potępiano go za to, był obiektem szyderstwa i kpiny. Postrzegam w tym zachowaniu niebywały artyzm. Postrzegałem go jako najbardziej pokrewną duszę. To dla mnie strasznie przykra strata - mówił Kurtyka.
Jak oceniał postawę Mackiewicza Kurtyka?
3 z 5
Kurtyka podziwiał jednak Mackiewicza. Żałuje, że nie mógł go poznać:
To, co spotkało Tomka, wynikało z niepohamowanego dążenia do osiągnięcia własnego celu i kresu. Bardzo żałuję, ale niestety osobiście go nie poznałem. Śledziłem jego losy i jego śmierć jest dla mnie niesłychanie osobistą stratą. Przeżywałem to trzy dni. To utrata jednego spośród nas, jednego z najbardziej wolnych i niezależnych ludzi - powiedział Wojciech Kurtyka.
4 z 5
Jakiś czas temu Marcin Miotk, polski alpinista napisał, że Tomasz i Elisabeth nie powinni zdobywać tego szczytu, skoro byli nie przygotowani do tego w 100%:
Z przykrością stwierdzam, że to był klasyczny "summit fever".Gdzie przebiega granica między pasją a odpowiedzialnością ( za rodzinę, w szczególności dzieci)? Ileż to małych dzieci w ostatnim czasie osierocili (tylko polscy) alpiniści. Wiem że polscy kierowcy, alkoholicy osierocili z pewnością więcej - ale ja tego zrozumieć nie mogę. Wiem, że jest to trudne, bo to pasja, ale czy koniecznie trzeba to ryzyko tak podnosić, aby w dwójkę bez zespołu zabezpieczającego atakować ośmiotysięcznik zimą. Czy to jest więcej warte niż uśmiech dziecka czekającego na tatę w domu? Dla mnie pytanie retoryczne. Ja nie chce takich bohaterów co osierocają dzieci, a w szczególności takich co nie pomyśleli przed wyprawą , że mogą nie wrócić i nawet nie wykupili (nie mam na myśli Tomka bo nie wiem jak było - piszę ogólnie) porządnego ubezpieczenia, aby zabezpieczyć rodzinę na przyszłość. Bohaterami to będą matki i żony, które zostały same z dziećmi.
5 z 5