Reklama

Wojciech Bojanowski od pierwszego dnia inwazji Rosji na Ukrainę przez trzy tygodnie relacjonował i obserwował z bliska wojnę. Starał się pokazywać ją taką, jaka jest. Okrutną, perfidną i pełną bólu. Niedawno wrócił do Polski na urlop. Reporter wojenny w rozmowie z magazynem "Party" przyznał, że będąc w środku przerażających wydarzeń, przepełnionych cierpieniem zrozpaczonych rodzin, myślami był przy swoim dwuletnim synku Jasiu:

Reklama

Myśląc o nim, tym bardziej jestem ostrożny. Robię, co w mojej mocy, żeby wrócić

Przeczytajcie nasz poruszający wywiad z Wojciechem Bojanowskim.

Wojciech Bojanowski o dwuletnim synku i wojnie w Ukrainie

Rodzina dla Wojciecha Bojanowskiego jest wszystkim. Aktualnie jest szczęśliwym tatą dwuletniego Jasia. Kiedy przebywał na terenie Ukrainy i od początku relacjonował wojnę, w jego mediach społecznościowych pojawiło się wzruszające nagranie z małym Jasiem, który stoi przed telewizorem i malutkim paluszkiem wodzi po ekranie, wskazując tatę. Gdy Wojciech Bojanowski pokazał jak syn ogląda jego relacje z Ukrainy, fanom pociekły łzy.

Myśląc o nim, tym bardziej jestem ostrożny. Robię, co w mojej mocy, żeby wrócić - powiedział Wojciech Bojanowski w rozmowie z magazynem "Party".

Niestety, konsekwencje wojennych wydarzeń są duże i trzeba je przepracować. To nie jest łatwe - Wojciech Bojanowski przeżył to dość mocno w swojej dziennikarskiej pracy na terenie Ukrainy już kilka lat temu, w trakcie wojny w zachodniej części kraju.

W 2014/2015 roku moja praca na Ukrainie miała takie konsekwencje, że trudno mi się było po tym wszystkim odnaleźć znowu w bezpiecznym miejscu. Moment powrotu do domu jest bardzo trudny. To jest dziwne, bo ma się nawet takie poczucie winy. Człowiek pyta siebie, z jakiego powodu ma mi się nie dziać nic złego, w czym ja jestem lepszy… (…) Dobrze jest mieć gdzie wrócić i zaznać normalności. To leczy i uspokaja - powiedział w rozmowie z "Party.

Zobacz także: Rosja zaatakowała wieżę telewizyjną w Kijowie. Nad głową dziennikarza TVN, Wojciecha Bojanowskiego, przeleciała rakieta

Wojciech Bojanowski przyznał, że podczas relacjonowania wojny w Ukrainie, nie bierze udziału w sytuacjach, które mogą być niebezpieczne:

Nie ma takiego zdjęcia czy dziennikarskiej relacji wartej tego, by komuś stała się krzywda. My wszyscy się boimy. Ja czuję się lepiej z kimś, kto odczuwa strach. Nie jestem ryzykantem. Ale kiedy doświadczy się dużego niebezpieczeństwa i się je przeżyje, to świat się nagle wydaje o wiele piękniejszy i intensywniejszy. Wszystko ma lepsze kolory, lepiej pachnie, samemu lepiej się wygląda.

Instagram/@w.bojanowski

Zobacz także: Wojciech Bojanowski u Wojewódzkiego: "Co chwilę słyszę w Warszawie syreny przeciwlotnicze, chociaż ich nie ma"

"Bojan" relacjonuje dramaty na całym świecie. Sam również jednego doświadczył... Wojciech Bojanowski przeżył ogromną tragedię, o której opowiedział po raz pierwszy podczas protestów przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego w 2020 roku. Nagrał wówczas poruszające wideo, na cmentarzu przy grobie swojego pierwszego synka. Chłopiec żył tylko kilkanaście dni. W czwartym miesiącu ciąży żony Wojciecha Bojanowskiego lekarze zdiagnozowali u dziecka zespół Edwardsa – ciężką chorobę genetyczną.

Reklama

Więcej w najnowszym numerze „Party”.

Reklama
Reklama
Reklama