Krzysztof Cugowski dla żony Joanny zaryzykował wiele. Nigdy jednak nie był wzorowym ojcem
"I niestety, wzorowym dziadkiem również nie jestem" - mówił Krzysztof Cugowski, który świętuje 73. urodziny. Czym jeszcze zaskoczy nas wybitny wokalista?
Ma na koncie ponad 300 piosenek. Większość z nich Krzysztof Cugowski (73) nagrał z Budką Suflera. Choć cała Polska zna na wyrywki takie hity jak „Takie tango”, „Jolka, Jolka pamiętasz” czy „Jest taki samotny dom”, niedawno wokalista wyznał, że ma problemy z pamięcią i zapomina teksty piosenek.
„Muszę usłyszeć muzykę. Zdarzają się takie sytuacje, kiedy coś mi przerwie. Wtedy jestem bezradny”, mówił w programie „Niech gadają”.
Czy to zaważy na jego karierze? Nic na to nie wskazuje. Cugowski, który świętuje 50 lat na scenie, wiosną wrzucił „piąty bieg” i zaczął nowy etap życia – został jurorem show Polsatu „Twoja twarz brzmi znajomo”, a do tego ruszył w jubileuszową trasę po Polsce. Już nie z Budką, ale solo.
Droga na szczyt
Jego rodzice pobrali się przed wojną, w 1933 roku. Krzysztof był jedynakiem. Kiedy przyszedł na świat, jego tata miał blisko 50 lat, a mama – 40, co było na owe czasy ewenementem. Państwo Cugowscy marzyli, by ich syn zajął się muzyką poważną, dlatego gdy miał siedem lat, wysłali go do szkoły muzycznej. Potem chcieli, żeby został prawnikiem, ale on studia porzucił.
„Dla nich aktorzy byli komediantami, a muzycy zajmujący się rozrywką byli już kompletną pomyłką”, opowiadał wokalista „Gazecie Wyborczej”.
Gdy Krzysztof skończył 50 lat, jego mama nadal nie dowierzała, że odniósł prawdziwy sukces, i dopominała się, by jednak studia dokończył. Na pierwszy koncert syna poszła niedługo przed śmiercią, w 2003 roku. Kiedy wracali do domu z Sali Kongresowej, mówiła z przejęciem:
„Nie wiedziałam, że na was tylu ludzi przychodzi!”.
Myślała, że Krzysztof grywa jedynie na jakichś imprezach na wolnym powietrzu. Ale faktycznie przez pierwsze lata po debiucie na scenie Budki Suflera Cugowski żył skromnie. Gdy urodził mu się pierwszy syn Wojciech, a trzy lata później drugi – Piotr, Budka była już popularna. Jednak mimo ogromnego sukcesu pierwszych płyt Krzysztof zarabiał mało.
„Musieliśmy grać od 300 do 400 koncertów rocznie. Za koncert można było kupić wtedy trzy i pół półlitrowych butelek wódki”, wspominał w programie „Uwaga! Kulisy sławy”.
Zespół wyjeżdżał w trasy, które trwały bez przerwy półtora miesiąca, występował nawet trzy razy dziennie w jednym miejscu.
„Graliśmy np. 90–100 koncertów jednym ciągiem”, opowiadał artysta.
Dlatego by utrzymać rodzinę, brał dodatkowe prace, m.in. rozwoził z kolegą sztuczne kwiaty i wieńce nagrobne. Dla synów i pierwszej żony Małgorzaty nie miał zbyt wiele czasu, choć starał się być dobrym ojcem i zabierał synów np. na wyścigi żużlowe w Lublinie. Łączyła ich też wspólna pasja, bo Piotr i Wojciech wdali się w tatę i ukończyli szkoły muzyczne. Jednak obaj dziś zgodnie przyznają, że podobnie jak ojciec nie mieli do nauki zapału. Krzysztof widywał ich w przerwach między jedną a drugą trasą koncertową. Czy żył wtedy jak prawdziwy rock’n’rollowiec? Na to pytanie odpowiedział:
„Sex, drugs and rock’n’roll? Z tych trzech ominęło mnie to środkowe, na szczęście. Ale nie ominęło mnie picie wódki”.
Przy czym Jarosław Sawic, biograf Budki Suflera, zapewnia, że Cugowski, jako jeden z nielicznych z zespołu, nie był alkoholikiem.
Wielka miłość zza oceanu. Krzysztof Cugowski i jego żona, Joanna
Przełom w życiu Cugowskiego nastąpił w połowie lat 90., kiedy Budka Suflera wyjechała w trasę po Stanach Zjednoczonych. Po jednym z koncertów w Chicago Krzysztof poznał Joannę.
„Wszystko mi się w nim podobało: postura, głos, zapach, dotyk. Po koncercie złapał mnie za rękę. Pamiętam tę chwilę do dziś. I to uczucie, które z zachwytu przerodziło się w zakochanie”, wspominała Joanna Cugowska.
Gdy artysta wrócił do Polski, ciągle do siebie dzwonili.
„Po dwóch–trzech miesiącach wiedzieliśmy, że to nie jest chwilowa przygoda, że trzeba z tym coś zrobić. Sytuacja jednak wcale nie była łatwa. Mieliśmy swoje małżeństwa, dzieci, córka Joasi miała trzy lata. Takie sytuacje nigdy nie są łatwe i przyjemne, ale wydaje mi się, że jednak obyło się bez kataklizmu. Może dlatego, że nie chcieliśmy oszukiwać naszych partnerów? Wykonaliśmy odważny ruch, zwłaszcza Asia, która w Ameryce miała dobre, ułożone, dostatnie życie. Rozwiedliśmy się. Ja w Polsce, Asia w Stanach. Ona zabrała trzy walizki, ja wyszedłem z domu z teczką z dokumentami. Rok po rozwodzie zamieszkaliśmy w Lublinie. Nie mieliśmy niczego. Pamiętam, na parapetówie podaliśmy dania na plastikowych talerzach, które Asia przywiozła ze sobą”, opowiadał Cugowski „Super Expressowi”.
Może właśnie dla tej miłości Krzysztof zgodził się za namową Romualda Lipki, współzałożyciela Budki, na nagrywanie popowego repertuaru? W 1997 roku publiczność pierwszy raz usłyszała piosenkę „Takie tango”. Cała płyta przyniosła tak pokaźny zysk, że małżonkowie mogli kupić sobie dom. Ale z Lublina się nie wyprowadzili, bo jak twierdzi wokalista, to jest jego miasto na zawsze. Mniej więcej wtedy urodził się wspólny syn Krzysztofa i Joanny – Krzysztof junior. Druga żona Cugowskiego szybko odnalazła się w Polsce.
„Nie musiała pracować, ale jest ambitna. Nie chciała siedzieć w domu i czekać na moje powroty z tras. Gdy Julka poszła do zerówki, żona zdobyła uprawnienia i została jednym z pierwszych biegłych sądowych w Lublinie”, wspominał artysta.
Synowie Krzysztofa Cugowskiego
Jednak nie wszystko układało się idealnie. Starsi synowie dziś przyznają, że mieli żal do ojca, że odszedł od ich matki. Wojciech i Piotr byli wtedy nastolatkami.
"Widywaliśmy się z ojcem rzadko, to była forma buntu”, mówił młodszy Piotr, dziś także wokalista. „Dopiero w 2013 roku, po narodzinach Piotrusia (wnuka Krzysztofa – przyp. red.), postanowiliśmy, że trzeba coś z tym zrobić. Wdzięczny mu jestem ogromnie, że umiał się na nowo odnaleźć w relacji ojciec–syn”, dodał Piotr.
Teraz wszystkie dzieci Krzysztofa Cugowskiego ułożyły sobie życie. Dwóch starszych synów gra koncerty, a najmłodszy skończył studia na Uniwersytecie Winchester w Wielkiej Brytanii i marzy o karierze aktorskiej. Krzysztof Cugowski junior miał już okazję zagrać w międzynarodowej produkcji Netfliksa – w serialu „Bridgertonowie”. Wokalista jest dumny z synów, a jednocześnie podkreśla, że to nie on odpowiadał za ich wychowanie.
„Nie byłem wzorowym ojcem. I niestety, wzorowym dziadkiem również nie jestem. Mam nadzieję, że wnuki mi to wybaczą, podobnie jak synowie mi wybaczyli i zaakceptowali moje częste nieobecności”, przyznał na łamach „Dobrego Tygodnia”.
Z Piotrem i Wojciechem Krzysztof ma tak dobry kontakt, że we trzech nagrali dwie płyty i do dziś czasem występują na koncertach jako Cugowscy. Ale trzeba zaznaczyć, że synowie nie chcieli odcinać kuponów od popularności sławnego ojca. Najpierw założyli własny zespół Bracia, z którym nagrali do tej pory sześć płyt.
Nowe perspektywy
W 2014 roku, po 40 latach działalności, Krzysztof zdecydował o trasie pożegnalnej Budki Suflera. Tym razem odszedł z zespołu na zawsze. Wprawdzie w 2019 roku grupa została reaktywowana przez współtwórcę i autora wielu jej przebojów Romualda Lipkę, ale z innym wokalistą. Cugowski zawsze był przeciwny temu pomysłowi.
„Miałem już nowy zespół. Nagle odezwali się dwaj koledzy i powiedzieli, że chcą znowu razem grać. Zapytali, czy dołączę. "Jak to, panowie? Mam wszystko rzucić?" – ja na to. Ich nowe projekty, biznesowe i muzyczne, spaliły na panewce, więc nie mieli nic do stracenia, ale dlaczego ja miałbym to robić? Zresztą ten niby-powrót Budki Suflera nieszczególnie się powiódł”, opowiadał.
Sam grał z synami, a od 2017 roku śpiewa również z inną formacją – Zespołem Mistrzów. Jednak fani cały czas go pytają, dlaczego nie chciał dalej występować pod szyldem Budki.
„Ten projekt się skończył dlatego, że wszyscy mieli już siebie nawzajem dosyć. Po ponad 40 latach nie może być takiego zestawu ludzi, który wciąż się sobą cieszy i każdy jest radosny. W pewnym momencie zorientowałem się, że jestem w skostniałym zestawie. I w momencie kiedy zacząłem pracować z synami, okazało się, że mam jeszcze coś do powiedzenia”, mówił w „Dzień dobry TVN”.
Zdania do dziś nie zmienił, nawet po śmierci Romualda Lipki, który zmarł na początku 2020 roku. Panowie zdążyli się jednak pogodzić.
„Cztery dni przed jego śmiercią, leżał już wtedy w szpitalu… Okrężną drogą dotarła do mnie informacja, że Romek chce się ze mną spotkać, więc pojechałem. Byłem u niego o północy. Pożegnaliśmy się, tak jak powinni to zrobić ludzie, którzy znali się 63 lata. Którzy chodzili do tej samej klasy muzycznej szkoły podstawowej, później do gimnazjum, liceum… Całe życie spędziliśmy ze sobą”, opowiadał Cugowski „Gazecie Wyborczej”.
Zobacz także: Krzysztof Cugowski żegna Romualda Lipko: "Kompozytor, Muzyk, Przyjaciel..."
Kilka miesięcy temu wokalista zdecydował się po raz pierwszy na udział w programie rozrywkowym. Został jurorem show „Twoja twarz brzmi znajomo”. Decyzja przyszła mu łatwo, bo w 15. edycji kibicował synowi Krzysztofowi (na zdjęciu niżej), który był jednym z uczestników.
„To jest fajny program, ma doskonałą oglądalność" - mówił Cugowski.
Jako juror udowodnił, że zna się na muzycznym fachu jak mało kto. W nowej roli odnalazł się wyśmienicie. A my coś czujemy, że Krzysztof jeszcze nie raz nas zaskoczy!
Zobacz także: Fani miażdżą pierwszy występ Jacka Kawalca z Budką Suflera! "Demolowanie legendy"
TEKST: Iwona Zgliczyńska