Reklama

Kamil Durczok skomentował wyrok sądu w jego procesie z "Wprost". Wczoraj dziennikarz wygrał sprawę. Sąd orzekł, że dziennikarze i wydawca tygodnika muszą przeprosić Kamila Durczoka. Sąd nakazał publikację przeprosin na okładce "Wprost" oraz trzech kolejnych stronach tytułu. Zasądzona została również kwota zadośćuczynienia w wysokości 500 tysięcy złotych. To znacznie mniej niż to, o co walczył dziennikarz. Durczok domagał się aż 7 milionów złotych. Były szef "Faktów" TVN nie ukrywa, że jest zadowolony z takiego rozstrzygnięcia sprawy. Kwota odszkodowania nie jest dla niego najważniejsza.

Reklama

Nie chcę powiedzieć, że nie ma dla mnie różnicy między 7 mln zł a 500 tys. zł. Po tym roku gehenny, którą przechodziłem zasądzona kwota nie jest dla mnie najistotniejsza. Ona i tak jest rekordowo wysoka. Są to dla mnie oczywiście bardzo istotne pieniądze, ponieważ nie pracuję. W wyniku publikacji „Wprost” musiałem rozstać się z moją firmą, miejscem, które było dla mnie całym życiem i które bardzo dobrze wspominam - powiedział Kamil Durczok w wywiadzie dla portalu wirtualnemedia.pl.

Dziennikarz dodał również, że niezwykle istotnym aspektem było dla niego uzasadnienie wyroku sądu, który całkowicie podważył metody pracy dziennikarzy "Wprost". Uważa on, że wyrok sądu w jego sprawie powinen być przestrogą dla innych dziennikarzy, a nawet, że powinni się o nim uczyć studenci studiów dziennikarskich.

Sąd absolutnie zmiażdżył sposób, metody i cel pracy Majewskiego i Latkowskiego. To jest uzasadnienie, które powinni czytać i o którym powinni czytać studenci dziennikarstwa. Nie może być tak, że ktoś komuś coś powiedział, a jeszcze komuś innemu coś się wydawało i z tego robi się artykuł, który wywraca szefa jednego z największych programów informacyjnych w Polsce. Nie mówię tego z żalem osobistym, mam na myśli pewną metodę działania. Jeśli powstają takie teksty o politykach, dziennikarzach czy o kimkolwiek innym to one naprawdę muszą być bardzo solidnie skonstruowane. Tymczasem sąd wykazał pełną amatorszczyznę, jaką dwóch panów pod pozorem zaklętego hasła „dziennikarstwa śledczego” uprawiało sobie w odniesieniu do mojej osoby i sprzedawało w nakładzie podwyższonym, bo po pierwszym artykule było już jasne, że jak się pokaże Durczoka na okładce to będzie cudnie - czytamy na łamach serwisu wirtualnemedia.pl.

Przypomnijmy, że sprawa dotyczyła słynnych publikacji tygodnika "Wprost", w których zamieszczono m.in. zdjęcia z mieszkania znajomej dziennikarza, a w artykule można było przeczytać o śladach narkotyków i gadżetach seksualnych, które - jak sugerowano - miały należeć do Durczoka. Wyrok nie jest prawomocny. Wydawca magazynu zamierza złożyć apelację.

Reklama

Zobacz też: Zobacz także: Kamil Durczok wraca do pracy w telewizji? Dziennikarz zamieścił tajemniczy wpis w sieci.

Reklama
Reklama
Reklama