Reklama

Ostatnie półtora roku nie było dla niej łatwe. Pochowała ciężko chorą mamę, nie grała koncertów. Teraz Justyna Steczkowska (49) wróciła do telewizji – jest jurorką w „The Voice of Poland” – i na scenę. Z okazji 25-lecia kariery ruszyła w trasę po Polsce. Zaczęła od Poznania, koncertem z gościnnym udziałem Beaty Kozidrak. W sierpniu razem nagrały piosenkę „Między nami”.

Reklama

„To była nasza tajemnica dla Was. Przyszedł czas, żeby odkryć karty i zaprezentować nasz nowy duet”, zapowiedziała wokalistka.

Zobacz także: Justyna Steczkowska zaśpiewała z Beatą Kozidrak! Jaka była reakcja publiczności? ZDJĘCIA

Justyna Steczkowska o koncercie z Beatą Kozidrak i walce z hejtem

Kiedy Beata Kozidrak została zatrzymana za jazdę po alkoholu, zaapelowałaś do ludzi, by jej nie osądzali. Wielu nie spodobało się to, że się za nią wstawiłaś.

Postąpiłam tak, jak czułam, chociaż przeczytałam potem wiele nieprzychylnych słów pod swoim adresem. Cóż… mogę tylko powiedzieć: kochaj bliźniego swego. Czy trzeba dodawać coś więcej? Być człowiekiem to znaczy kochać i wspierać, szczególnie w trudnych chwilach. Jeden błąd, który popełniła Beata, nie powinien przekreślać jej 40-letniej kariery ani być powodem medialnego i społecznego linczu. Kim jesteśmy, by osądzać drugiego człowieka? Na koncercie w Poznaniu, rozpoczynającym trasę z okazji mojego 25-lecia na scenie, Beata była moim gościem. Wspólnie zaśpiewałyśmy naszą piosenkę „Między nami”, którą publiczność przyjęła z wielkim entuzjazmem. Kiedy ludzie skandowali: „Beata, wracaj!”, „Kochamy cię!”, obie nie kryłyśmy wzruszenia. Nasza wspaniała publiczność, która okazała tak wiele serca, udowodniła nam, że nie wszyscy myślą tak jak hejterzy.

mat. prasowe/Royal Concert

Hejt dotyka wielu artystów, którzy często sobie z nim nie radzą. Ty też miałaś takie kryzysowe momenty?

Oczywiście, i to wielokrotnie. To, co powoduje, że wciąż pracuję w tym zawodzie, to przede wszystkim wielka pasja do muzyki, kreatywność i możliwość opowiedzenia o sobie poprzez moje własne kompozycje. Świadomie „nie bywam”, bo życie na pokaz jest męczące i nie wnosi w nasze życie zbyt wiele. Skupiam się na muzyce, tworzeniu, koncertach. Jestem tylko tam, gdzie mam ważne zobowiązania, które mają dla mnie sens. Skupiam się na rzeczach, które rozwijają mnie jako człowieka, i na tym, co ważne dla moich bliskich. Mam prawie 50 lat i świadomość, że czasu jest coraz mniej. Dużo czytam, spędzam czas z rodziną, delektuję się każdą chwilą.

Kariera zeszła na drugi plan?

Miewam życie niezwykłe, bo mój zawód bywa niezwykły i pozwala mi doświadczać pięknych emocji. Ale to zwykłe rodzinne życie, nasze kochane dzieci dają mi najwięcej radości, miłości, szczęścia. Dzieci to nasza największa duma i sukces. W prostym życiu jest siła i piękno, którego nie doceniamy na co dzień. Równowaga i harmonia pomiędzy pracą a życiem rodzinnym są najcenniejsze. Rodzina to mój sprawdzony patent na szczęście.

Adrian Ciezki/REPORTER

Zobacz także: Justyna Steczkowska o pierwszej zawodowej porażce: "Przeżyłam szok"

Justyna Steczkowska o życiu w pandemii

Pandemia dała ci się we znaki?

Finansowo na pewno, bo jako wokalistka zarabiam głównie na graniu koncertów, a tych nie było przez ponad rok. Ten czas wykorzystałam konstruktywnie. Skupiłam się na pisaniu muzyki i tekstów, powstała nowa płyta: minialbum ukaże się 6 grudnia, a druga część już na początku 2022 roku. Zaczęłam kilka dużych projektów muzycznych, ale największą wartością pandemii było to, że razem byliśmy w domu. Mieliśmy dla siebie dużo czasu, rozmawialiśmy, graliśmy też w nasze ulubione gry. Czerpaliśmy od siebie nawzajem mnóstwo radości.

Udało wam się przetrwać ten czas bez kryzysów i awantur?

W jednym kawałku (śmiech). Ale zdaję sobie sprawę, że mieliśmy komfortowe warunki. Mieszkamy wśród łąk i lasów i mogliśmy bez problemu spacerować, nie przeszkadzając nikomu. Jedynym minusem były lekcje online, które na dłuższą metę dla Helenki i jej rówieśników okazały się trudnym doświadczeniem. Razem z zaprzyjaźnionymi mamami wyszłyśmy temu naprzeciw. Organizowałyśmy dzieciakom spotkania, żeby miały namiastkę normalności. Śmiałyśmy się potem, że 7-latki mają ciekawsze życie towarzyskie od nas.

A jak twoi starsi synowie?

Spisali się na medal. Mimo że mieli swoje sprawy na głowie, bardzo pomagali nam w lekcjach online z Helenką. Dzieciaki gotowały też pyszne potrawy, bo lubią to robić.

Mają talent kulinarny?

Kiedyś w naszym domu ja byłam specjalistką od pieczenia chleba. Niestety uczeń przerósł mistrza i teraz to Stanisław wiedzie prym w wypiekach. Leon też znakomicie gotuje, specjalizuje się w kuchni śródziemnomorskiej i wschodniej. To fajne chwile, gdy synowie gotują coś specjalnie dla mnie. Leon zrobił mi ostatnio warzywa z woka z makaronem ryżowym. Staś do gotowania podchodzi bardziej profesjonalnie, bo w przyszłości chce zostać kucharzem. Swoje receptury dopracowuje do perfekcji i przyrządza coś kilkanaście razy, zanim będzie zadowolony z efektu.

To zupełnie tak jak ty na scenie!

To prawda (śmiech). Stasiek uparł się, że zrobi tak wysoki chleb na zakwasie, jak ja na samych drożdżach. Nie udawało mu się wiele razy, aż któregoś dnia wyszedł mu tak piękny chleb, że nawet pokazałam go na swoim Instagramie. Podobnie było kiedyś z Leonem i makaronikami! Mając 12 lat, starał się odtworzyć smak makaroników, które jedliśmy w małej kawiarence pod wieżą Eiffla w Paryżu. I dopiął swego, za 21. razem! Pamiętam, że wróciłam wtedy w nocy do domu po jakimś koncercie. Zobaczyłam na stole pudełeczko ciasteczek i kartkę: „Mamo, wreszcie się udały. Smacznego!”.

Mateusz Jagielski / East News

Justyna Steczkowska wspomina zmarłą mamę

Mówiłaś, że w czasie pandemii miałaś u boku bliskich. Niestety pożegnałaś też mamę…

Od jej śmierci minął już prawie rok, ból jest zdecydowanie mniejszy, ale pamięć wciąż pozostaje żywa. Dwa lata przed śmiercią zrobiłam jej piękny portret w naszym ogrodzie. Siedzi sobie wśród kwiatów w słomkowym kapeluszu i promiennie się uśmiecha. To moje ukochane zdjęcie, które wydrukowałam w dużym formacie i powiesiłam w salonie. Codziennie widzę jej piękny uśmiech i przypominam sobie, jak dobre miała dla nas serce. Jestem jej za to wszystko wdzięczna. Cieszę się, że dane mi było trzymać ją za rękę do ostatniej chwili życia.

Czego cię nauczyła mama?

Była dzielną i silną osobą. Nie miała łatwego życia, ale zawsze miała serce dla ludzi. Swoim własnym zachowaniem uczyła nas szacunku do drugiego człowieka i tego, że nie warto trzymać w sercu urazy, bo lepiej patrzeć w przyszłość, a nie w przeszłość.

Zobacz także: "The Voice of Poland": Justyna Steczkowska zszokowana zachowaniem kolegi z show!

Justyna Steczkowska zdradziła sekret swojej idealnej sylwetki!

Spójrzmy więc w przyszłość. Za rok będziesz świętować 50. urodziny. Boisz się tej daty?

Nie tylko się nie boję, ale czekam na nią z utęsknieniem (śmiech). Nigdy nie czułam się lepiej! Każdego dnia staram się rozwijać i pamiętać o tym, że mimo wielu przeciwności losu warto być dobrym człowiekiem, nie tylko dla innych, ale też dla samego siebie. Dlatego dbam o zdrowie, chodzę na długie spacery, biorę suplementy, nie zapominam o badaniach kontrolnych. Odrzucam ciężkie myśli, medytuję, zajmuję się rodziną. Robię to, co kocham. Jestem gotowa nie tylko na pięćdziesiątkę, ale także na sześćdziesiątkę – i wtedy też będę spoko dziewczyną.

Jesteś spoko dziewczyną i… wyglądasz bardziej niż spoko! Podpisałaś pakt z diabłem?

Nie z diabłem, ale z samą sobą (śmiech). Chcąc utrzymać dobrą sylwetkę, musisz regularnie ćwiczyć, w miarę zdrowo się odżywiać, a przede wszystkim dbać o prawidłową suplementację. Przy tak ogromnym zanieczyszczeniu żywności, jaką spożywamy, nawet ponadprzeciętna dawka dobrych witamin jest niezbędna do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Od kilku lat „męczę ” witaminami swoją rodzinę i dzięki temu nie mamy problemów ze zdrowiem!

Instagram @justynasteczkowska

Justyna Steczkowska o swoim jubileuszu zawodowym

Jak się czujesz ze swoim jubileuszem zawodowym? 25 lat na scenie… To ćwierć wieku!

Sama widzisz, brzmi poważnie (śmiech). Choć tak naprawdę nie wiem, kiedy to minęło. Teraz jestem w trasie ze swoimi piosenkami. Przede mną jeszcze koncerty z orkiestrą symfoniczną „Tribute to Hans Zimmer, Ennio Morricone, John Williams”, w których występuję gościnnie, oraz grudniowa trasa „Christmas Time” z innymi artystami. Gdy myślę o tym, jak wiele rzeczy już przeżyłam, ile płyt wydałam i ile koncertów zagrałam, uświadamiam sobie, że to połowa mojego życia.

Nie każdy miał tyle szczęścia i przetrwał 25 lat w show-biznesie. Jak ci się to udało?

Myślę, że to kwestia siły, pracowitości, ale też kreatywności, talentu i szczęścia. Moja kochana publiczność rozwija się i dorasta razem ze mną. Jestem jej za to wdzięczna. Łatwo zaistnieć na chwilę, o wiele trudniej przetrwać i mieć wiernych fanów. Ja na ich oczach z „Dziewczyny szamana” stałam się „Szamanką”, dlatego też taki tytuł nosi moja najnowsza płyta.

Co było najtrudniejsze na tej drodze?

Wybierając zawód artysty, warto pamiętać, że wiąże się on nie tylko z sukcesem, ale też z ciągłą oceną, brakiem akceptacji, odrzuceniem i z trudnymi emocjami. Trudno nie brać tego wszystkiego do siebie i oddzielać sensowną krytykę od hejtu. To jest coś, czego nieustannie się uczę przez poszerzanie własnej świadomości, duchową drogę, książki. Najważniejsze, żebym to ja wiedziała, czego chcę, kim jestem i dokąd zmierzam, a nie szukała tylko uznania w oczach innych.

Od początku wiedziałaś, czego chcesz.

Reklama

To prawda. Na starcie kariery obiecałam sobie, że nie będę się uginała pod niczyimi wymaganiami, jeśli chodzi o tworzenie muzyki. I to mi się udało. Zrobiłam kilka rzeczy, które niekoniecznie mi pasowały, np. wzięłam udział w show „Gwiazdy tańczą na lodzie”, ale potrzebowałam pieniędzy na nagranie i wydanie płyty. Trochę mi się tam oberwało, ale z perspektywy czasu traktuję to jak ważną dla siebie lekcję, którą odrobiłam ze zrozumieniem.

Jan Bogacz / TVP
Reklama
Reklama
Reklama