W czwartek, 18 maja, w mediach pojawiła się wstrząsająca informacja o śmierci męża Justyny Kowalczyk. 38-letni Kacper Tekieli zginął w szwajcarskich Alpach podczas wspinaczki:

Reklama

Kacper realizował ambitny projekt zdobycia wszystkich 82 czterotysięczników. Niestety wczoraj, 17 maja, spadł podczas zejścia wraz z lawiną (deską śnieżną) na północną stronę góry… – podaje portal wspinanie.pl.

Jego ciało odnaleziono w czwartek rano. W Szwajcarii Kacprowi towarzyszyła rodzina, żona Justyna oraz 1,5-roczny synek Hugo. W wywiadzie z biegaczką, który ukazał się zaledwie dwa dni temu, mówiła:

Mój mąż rozpoczął ostatnio duży alpejski projekt, pojechaliśmy kamperem w trójkę w góry na dwa i pół miesiąca. Jesteśmy z synkiem w kamperze, czasem robimy jakieś wycieczki, a Kacper realizuje w tym czasie swoje cele w górach, w Alpach - opowiadała Kowalczyk w rozmowie z merida-bikes.com.pl.

Jej słowa chwytają za serce.

Justyna Kowalczyk o mężu i dziecku

Justyna Kowalczyk i Kacper Tekieli pobrali się w tajemnicy przed mediami we wrześniu 2020 roku w Gdańsku. Ceremonia miała charakter cywilny i wzięli w niej udział tylko najbliżsi pary. Tego dnia Kowalczyk zrezygnowała z białej sukienki na rzecz czerwieni - koloru jej strojów startowych podczas zawodów. We wrześniu 2021 roku Tekieli i Kowalczyk zostali rodzicami - na świecie pojawił się ich synek, Hugo. Już 10 dni po jego narodzinach wybrali się z nim w góry:

Gdy Hugo miał 10 dni, jechaliśmy już z nim do Dusznik, oczywiście z całym niezbędnym wyposażeniem. Samolotem też lataliśmy, pierwszy wspólny lot miałam z nim w dwójkę. Niektórzy rodzice pytają mnie, jak on sobie radzi w tym wózeczku za mną - mówi Kowalczyk w wywiadzie dla merida-bikes.com.pl.

Facebook/@Justyna Kowalczyk

W tym samym wywiadzie Justyna Kowalczyk opowiedziała o swoim życiu po przejściu na "sportową emeryturę". Biegaczka nie zrezygnowała z aktywności fizycznej, także ze względu na męża, Kacpra, który zajmował się wspinaczką górską:

Zobacz także

Mój mąż nie lubi być nazywany sportowcem, ale jest bardzo aktywnym człowiekiem, alpinistą. Ktoś taki potrzebuje bardzo urozmaiconego treningu, podobnego jak w biegach narciarskich. Staram się pomagać mu, żeby bez przerwy był na bardzo wysokich obrotach. Nie jest to ten sam poziom aktywności, ten sam system, nie są to te same wartości co jeszcze kilka lat temu, ale staram się codziennie coś robić. Gdy pojawiło się nam dziecko, ja przejęłam większość obowiązków, nie mam więc żadnego planu treningowego, ale ze względu na to, że jestem w tym temacie wykształcona, staram się jakoś lawirować

Instagram @justyna.kowalczyk.tekieli

Justyna Kowalczyk od małego ciężko pracowała - najpierw pomagając rodzicom w prowadzeniu gospodarstwa, potem już podczas treningów. Takie wartości chciałaby przekazać synowi. Podobnie myślał jej mąż, Kacper, dla którego aktywność była istotna w życiu:

Synowi za bardzo nie będę prawić żadnych kazań, mam nadzieję, że on to po prostu będzie widział. Jeździmy do moich rodziców do Kasiny Wielkiej i, co prawda, rodzice wygasili już nieco swoje gospodarstwo, bo wiek już nie ten, żeby pracować tak, jak my kiedyś pracowaliśmy, ale ta praca na gospodarstwie ciągle jest widoczna. [...] Chciałabym, żeby chłopczyk to zobaczył i miał głęboko w podświadomości, że spędzanie czasu poza domem to nie jest nic dziwnego, że dziwnym jest zostać w domu. Taki mamy zamysł z Kacprem. Kacper jest cztery razy bardziej napalony na aktywność niż ja, musiał też poświęcić więcej niż ja, żeby być tam, gdzie teraz jest, więc albo z dwóch minusów wyjdzie plus, czyli dziecko będzie chciało siedzieć za komputerem, albo będzie miało taką szajbę, że go nie utrzymamy [śmiech].

Instagram @justyna.kowalczyk.tekieli

Ostatnie wspólne chwile Justyna z mężem i synem spędzali w Alpach w Szwajcarii. Tam doszło do tragicznego zdarzenia, w którym zginął Kacper Tekieli. W wywiadzie Kowalczyk wspomina przygotowania do wyjazdu:

Gdy wiedzieliśmy, że Kacper przygotowuje się do tego wyjazdu, nie planowaliśmy nic na ten okres. Ostatnio jednak powiedziałam mu „tak byśmy się gdzieś we wrześniu wygrzali, gdzie jedziemy?”. „Dobra, Grecja, Ateny, na Olimp wejść trzeba”. Mojemu mężowi dwa razy nie trzeba mówić, od razu zapyta, na kiedy ma być spakowany. Jest instruktorem, więc prowadzi zaplanowane wcześniej kursy, ale wystarczy, że kończy o 16 i o 18 już może jechać - mówiła dla Merida-Bikes.com sportsmenka.

Reklama

Rodzinie i bliskim składamy szczere kondolencje.

Instagram/Justyna Kowalczyk
Reklama
Reklama
Reklama