Po krótkiej nieobecności wróciła do telewizji. Barbara Kurdej-Szatan (36) poprowadziła „Projekt Cupid”, program randkowy dla osób z niepełnosprawnościami, i wystąpiła w show „Mask Singer”. Choć w jej kalendarzu jest teraz więcej wolnego miejsca, aktorka już wie, jak je zagospodarować.

Reklama

– Po latach harówki wreszcie mam więcej czasu dla dzieci i męża – cieszy się Barbara.

Nie ukrywa, że jej małżeństwo przeszło wiele kryzysów, ale wyszło z nich obronną ręką. Niedawno Szatanowie przeprowadzili się z podwarszawskiego domu do mieszkania w centrum miasta. – Otwieramy nowy rozdział! – zapowiada aktorka.

Przenieśliście się z domu pod Warszawą do centrum, by ułatwić sobie życie. Ale remont to często stres i kłótnie. Ciężki czas. U was też?

Nie. Może dlatego, że od początku mieliśmy jasny podział obowiązków. Rafał pilnował wszystkich prac budowlanych, a ja odpowiadałam za część wizualną. Całe szczęście mamy podobny gust, więc nie musiałam walczyć o przeforsowanie swoich pomysłów na wnętrza.

Przeprowadzka zbiegła się jednak z nagraniami do „Mask Singer” i operacją Rafała. Jak udało ci się to wszystko pogodzić?

Rzeczywiście przez pierwsze tygodnie wszystko było na mojej głowie, bo Rafał był unieruchomiony po rekonstrukcji kolana i leżał z nogą do góry. Kiedy jeździłam na nagrania „Mask Singer”, grałam spektakle czy kręciłam „Porady na zdrady 2”, pomagała nam niania. Mój grafik nie jest już tak napięty jak kiedyś, więc bez problemu wszystko ze sobą godziłam.

Rafał nie wkurzał się na swoją niemoc?

Oczywiście, że tak, bo nie mógł dźwigać ciężarów ani nosić Henia. Ale był superdzielny! Tuż po przeprowadzce razem rozpakowaliśmy wszystkie kartony. Dopiero potem pojechaliśmy na operację. Śmieję się, że po powrocie Rafał leżał i używał menedżerskiego palca do zarządzania porządkiem, a ja latałam wte i wewte, żeby wszystko jakoś ogarnąć. Ale minęły dwa miesiące i on już gra spektakle!

Zobacz także

I jak wam się mieszka w nowym mieszkaniu?

Wspaniale, czujemy dobrą energię tego miejsca. Mamy pod nosem piekarnię, kwiaciarnię, weterynarza, sklepy spożywcze – to bardzo wygodne. Nasi przyjaciele mogą nas częściej odwiedzać i wreszcie nie jest to wyprawa na koniec świata.

Zobacz także: Córka Barbary Kurdej-Szatan pójdzie w jej ślady? "Będę ją wspierać" - mówi aktorka

Instagram/@rafal.szatan_this_is_me

Ta dobra energia przekłada się też na wasze małżeństwo? Rafał powiedział ostatnio, że „staracie się walczyć o swój związek i rodzinę”. Przechodzicie kryzys?

Przeciwnie! Dawno już nie byliśmy szczęśliwi tak jak teraz. Kryzysy zdarzają się wszystkim, na różnych etapach związku, i my też takie mieliśmy. Mamy za sobą naprawdę trudne momenty, w których nie było nam łatwo. Oboje dużo się nacierpieliśmy, ale zawsze miłość wygrywała.

Wiele par sobie tę walkę odpuszcza…

My nie odpuszczamy. Czasem zachowujemy się jak włoskie małżeństwo i wtedy iskry lecą. Rafał tylko wygląda na spokojnego (śmiech). Fakt, nie zawsze się zgadzamy, ale chcemy o siebie walczyć, być ze sobą, bo czujemy, że wciąż się kochamy. Dzięki temu pokonujemy wszystkie przeciwności losu. Każde z nas miało momenty, że błądziło, nie wiedziało, co z tym życiem dalej zrobić, ale doszliśmy do wniosku, że czujemy się najszczęśliwsi, gdy jesteśmy razem. Nie potrafię funkcjonować i cieszyć się wszystkim dokoła, jeśli nie mam spokoju w głowie i w sercu.

Czyli jednak związek to nieustanna praca?

Absolutnie tak! Dlatego staram się dbać o to, by nasza relacja była dobra, czysta i jasna, żeby nie było między nami niedomówień i złych emocji, które nie znajdują ujścia. Mamy z Rafałem wspaniałe dzieci i dla nich też warto walczyć. Nie zawsze ta walka się udaje i ludzie się rozstają – to też jest OK. Ważne, żeby każdy czuł się szczęśliwy.

Trudne momenty umocniły wasz związek?

Na pewno, ale przede wszystkim nauczyły nas szczerze rozmawiać, bo kiedyś tego nie potrafiliśmy. Rozmawialiśmy o wszystkim, ale nie o tym, z czym czujemy się źle i co nam leży na sercu. I to wylazło po paru latach. W naszym małżeństwie to ja jestem tą, która emocje ma na wierzchu i zawsze mówi, co czuje. Rafał jest bardziej skryty. Musieliśmy wykonać dużą pracę, żeby nauczyć się docierać do siebie nawzajem, odpowiednio komunikować i chować dumę do kieszeni.

Brawo, bo to bardzo trudne.

Kiedyś miałam wrażenie, że jeśli ktoś nie mówi, co czuje, to widocznie nie chce rozmawiać. A to nie tak. Trzeba inaczej zareagować na drugą osobę, żeby do niej dotrzeć, by się otworzyła. Tak, związek to praca, ale za to jaka piękna praca. Po latach bycia razem zbieramy z Rafałem jej plony. Mamy siebie i cudowne dzieci, które dają nam mnóstwo radości.

Hania jest już prawie nastolatką, Henio też rośnie jak na drożdżach. Mówi już „mama”?

No oczywiście, że nie! Mówi „tata”, „kaka”, „gagu”, jest nawet „pepa”. Ale „mama” jeszcze nie. Nic, cierpliwie czekam, aż to słowo przejdzie mu przez gardło (śmiech). Gdy patrzę na moje dzieci, na radość na ich twarzach, kiedy tulę je do snu, czuję się spełnioną mamą.

Basiu, a w jakim momencie życia i kariery dzisiaj jesteś?

Myślę, że w przejściowym. Odnalazłam równowagę, której długo mi brakowało. Wreszcie mam i czas dla rodziny, i czas na pracę. Przez ostatnich osiem lat pracowałam jak szalona, robiłam po kilka projektów naraz, miesiącami nie mając ani jednego dnia wolnego. Ten czas pozwolił mi zdobyć doświadczenie i sprawdzić swoje umiejętności. Wiem już, w czym jestem dobra, a w czym nie, i zamierzam tę wiedzę dobrze wykorzystać.

TRICOLORS/East News

Podobno planujesz jakiś nowy projekt?

Razem z moją siostrą Kasią pracujemy nad naszym pierwszym wspólnym spektaklem. Niebawem ruszą próby.

Debiutujesz w roli producentki?

Na to wygląda (śmiech). Scenariusz, reżyseria, muzyka – wszystko jest w fazie przygotowań. Tematu sztuki jeszcze nie zdradzę, żeby nikt nam nie podkradł pomysłu.

Próby nie będą kolidować z twoją pracą w TVN? Słyszałam, że wracasz do telewizji.

Na razie wzięłam udział w „Mask Singer”, ale jeśli pojawi się nowy projekt,najchętniej filmowy lub serialowy, który nie jest tasiemcem, to zgłaszam swoją gotowość. Z zaproszenia do „Mask Singer” skorzystałam z przyjemnością. Kocham śpiewać, muzykę mam w sercu od zawsze. A przyszłość? Wierzę, że co ma być, to będzie, więc jestem spokojna.

Teraz stawiasz głównie na teatr?

Za chwilę będę mieć dwie nowe premiery teatralne, w tym jedną, którą produkuje Ania Mucha. Niebawem zaczynamy próby, a premierę planujemy pod koniec września. Kolejny spektakl będę realizować w Krakowie w Teatrze Variete.

Twoja przyjaźń z Anną Muchą wciąż trwa?

Oczywiście! Znamy się od lat, bardzo się lubimy, wspieramy, ale potrafimy też szczerze rozmawiać. W końcu prawdziwa przyjaźń polega też na tym, że można sobie mówić, co się naprawdę myśli.

Znasz się z Antkiem Królikowskim, spotkałaś się z nim na planie „Porady na zdrady 2”. Co sądzisz o jego ostatnim zachowaniu?

Nie chcę się wypowiadać na ten temat. Bardzo Antka lubię i życzę mu wszystkiego dobrego, przede wszystkim zdrowia.

Niedawno rozmawiałyśmy o fundacji, którą chcesz założyć. Byłam zaskoczona, że ona już działa.

Tak, przygotowywaliśmy się do tego przez kilka miesięcy. Fundację nazwałam „Z Porywu Serca”, bo właśnie dzięki temu powstała. Wspiera Ukraińców i osoby, które trafiły na granicę z Białorusią. Ale także mieszkańców okolic przygranicznych, strażników, którzy np. na granicy polsko-białoruskiej są zmuszani przez swoich przełożonych do pewnych zachowań. Z pomocy fundacji mogą też korzystać ludzie, którzy przyjęli pod swój dach uchodźców i sobie z tym nie radzą.

Na czym konkretnie polega ta pomoc?

Otworzyliśmy dwie linie telefoniczne z pomocą psychologiczną w językach polskim i ukraińskim, by ludzie, którzy zmagają się z traumami – nie tylko wojennymi – i własnym wstydem, mogli z kimś porozmawiać. Pamiętam, że sama też długo krępowałam się poprosić o pomoc specjalistę.

Dlaczego?

Zawsze byłam bardzo silną osobą. Uważałam, że ze wszystkim sobie świetnie radzę. A jednak musiałam zwrócić się o pomoc do terapeuty. I od razu uprzedzę twoje pytanie: nie było to po hejcie, jaki na mnie spłynął kilka miesięcy temu.

Chodziło o problemy w życiu prywatnym?

Nie będę kłamać i mówić, że nie. Psycholog pomógł mi zrozumieć emocje, mechanizmy, którymi się kierowałam, i uspokoił.

Co liczy się teraz dla ciebie najbardziej?

W życiu? Liczą się tylko miłość, rodzina i spełnianie marzeń – swoich i bliskich. Praca jest na drugim miejscu. Pamiętasz taki serial „Statek miłości”? Moja mama zawsze marzyła, żeby takim popłynąć, dlatego niedługo zabieramy dzieciaki, rodziców i teściów w rejs po Morzu Śródziemnym. W końcu w rodzinie siła!

Zobacz także: Barbara Kurdej-Szatan z mężem i synkiem na zakupach w galerii handlowej. Nowe zdjęcia paparazzi

Reklama

ROZMAWIAŁA: MAGDALENA JABŁOŃSKA-BOROWIK

East News/Mateusz Jagielski
Reklama
Reklama
Reklama