Filip Chajzer poddał się hipnozie! "To jest bardzo dziwny stan…". Prezenter zdradza kulisy show TVN!
Filip Chajzer poddał się hipnozie! "To jest bardzo dziwny stan…". Prezenter zdradza kulisy show TVN!
1 z 5
Filip Chajzer postanowił poddać się hipnozie. Dlaczego? Prezenter chciał się przekonać na własnej skórze, jak czują się uczestnicy show TVN, które prowadzi. Pierwsze odcinki „Hipnozy” podzieliły widzów na zachwyconych surrealistycznym klimatem i oburzonych jego brakiem realizmu. Ci ostatni zastanawiają się, czy zawodnicy nie są podstawionymi aktorami i jak to możliwe, że wystarczy pstryknięcie palcami, by robili bezsensowne rzeczy na oczach milionów Polaków. Jak jest naprawdę?
Zajrzyj na kolejne strony galerii i przeczytaj wywiad z Filipem Chajzerem z magazynu „Flesz”!
Zobacz: Profesjonalny hipnotyzer krytykuje "Hipnozę" z Chajzerem.
2 z 5
Wahałeś się, zanim przyjąłeś propozycję producenta?
Najpierw obejrzałem brytyjską wersję programu, „You’re Back in the Room”, bardzo lubię angielski humor, absurdalny i abstrakcyjny, w stylu Monty Pythona.
Jednak po pierwszych odcinkach wiemy już, że show wzbudził wśród Polaków kontrowersje.
Mógł ich zmylić poważnie brzmiący tytuł „Hipnoza”, który sugeruje, że to program popularnonaukowy. Absolutnie tak nie jest! To rozrywka dla czystej rozrywki, format dla całych rodzin na sobotni wieczór.
Nie gniewaj się, ale ja odniosłam wrażenie, że uczestnicy show wcale nie są zahipnotyzowani. Czy to przypadkiem nie jest grupa sprytnie dobranych aktorów?
Nie, to ludzie, którzy zgłosili się na castingi. Jeśli wśród nich są tacy, którzy utrzymują się z występowania w telewizji, to nie mam na to żadnego wpływu. Sprawdzaliśmy, czy wszyscy, którzy się zgłosili, są podatni na hipnozę.
Skąd pewność, że oni nie grają?
Wszystkie zadania, które nasi zawodnicy wykonują na scenie, są niesłychanie proste. Musisz np. przenieść 250 kulek z jednego pojemnika do drugiego i dzięki temu zarabiasz nawet 50 tys. złotych. Normalnie to łatwe. Ale jeśli dziewczyna podczas hipnozy dostanie sugestię: „Jesteś Egipcjanką i musisz tańczyć swój egipski taniec”, to staje się to wyzwaniem. Powiem ci, że jeśli ja miałbym udawać, to oczywiście dla picu tańczyłbym, ale jednak kulki bym przenosił (śmiech). Nasza zawodniczka wręcz przeciwnie: kulki, czyli pieniądze, straciły dla niej znaczenie. Liczyła się tylko sugestia hipnotyzera. To był niezwykle ciekawy widok.
3 z 5
Poddałeś się hipnozie?
Jak mógłbym opowiadać ludziom o czymś, czego nie znam?
Bałeś się?
Oczywiście, że to był stres. Przecież godzisz się na to, że przez pewien czas nie będziesz mieć nad sobą stuprocentowej kontroli. Na szczęście Artur, który mnie hipnotyzował, wytłumaczył mi, że zahipnotyzowany człowiek nie zrobi niczego, co nie jest zgodne z jego systemem wartości.
Czyli jeśli ja jestem wstydliwa, to pod wpływem hipnozy…
…nie rozbierzesz się do naga na scenie. A jeśli jesteśmy już przy tym temacie. Podczas programu hipnotyzer sugerował zawodniczce, że prowadzący, czyli ja, nie ma na sobie majtek. I ona była bardzo zażenowana, że ja stoję na scenie przed milionową publicznością bez majtek. Uznałem, że jedyne, co mi pozostało w tej sytuacji, to spytać, czy to, co widzi, ją satysfakcjonuje (śmiech).
Opowiesz, jak się czułeś podczas hipnozy?
To jest bardzo dziwny stan. Przyjemny, relaksujący, taki na granicy jawy i snu. Do czego to porównać? Wyobraź sobie, że jechałaś długo samochodem i w końcu zaparkowałaś przed domem. I wtedy zastanawiasz się, która właściwie jest godzina. Masz wrażenie, że nie wiesz, gdzie byłaś ze swoją świadomością przez ostatnie trzy godziny.
To coś jak utrata kontroli nad czasem?
Tak. Użyję technologicznej przenośni. W czasie hipnozy mózg otwiera się jak muszla i hipnotyzer może „wgrać” na jego dysk swoje aplikacje. Dlatego przed hipnozą poprosiłem Artura: „Zdejmij ze mnie cztery kilogramy”. Bo mieliśmy jeszcze miesiąc do rozpoczęcia zdjęć, a kamera „dodaje” właśnie jakieś cztery kilo. Chciałem, żeby się wyrównało. Artur powiedział, żebym wyobraził sobie, jak chciałbym wyglądać, i zapamiętał ten stan. Teraz jak sięgam po słodycze, to cofam rękę.
Przyrzekasz?
Przyrzekam! Ale to nie jest tak, że jakaś niewidzialna siła ciągnie moją rękę do tyłu. Po prostu przypomina mi się ten idealny obraz mnie samego i pojawia się myśl: „Przestań! Przecież ta czekoladka jest kompletnie bez sensu”.
4 z 5
Na Instagramie zestawiłeś zdjęcia: z teraz i z kiedyś, kiedy byłeś jeszcze grubaskiem. Różnica robi wrażenie.
Nastąpił moment, kiedy nie mogłem zawiązać sznurówki. Wtedy stwierdziłem: „Koniec! Dłużej już tak nie można”. Dorobiłem się nadwagi, gdy jako młody człowiek zacząłem pracować w TVN Warszawa. To była praca w bardzo dużym tempie, non stop zdjęcia, montaż, zdjęcia, montaż. Więc jadłem w dużych ilościach fast foody, po które najłatwiej było sięgnąć.
Głodziłeś się, żeby osiągnąć szczupłą sylwetkę?
Tak. I to było najgorsze, bo ja uwielbiam jeść. Dobre jedzenie to dla mnie jeden z sensów życia.
Dla kogo to zrobiłeś? Dla swojej kobiety, z miłości?
Dla siebie przede wszystkim i dla zdrowia. Chcę być w formie.
Chodzisz na siłownię?
Ale tylko dlatego, że mam trenera. Sam bym się nie zmobilizował. Siedziałbym tylko na Messengerze i gadał ze znajomymi.
Ile kilogramów schudłeś?
Od krytycznego momentu – ponad 20 kilogramów.
Ostatnio na rozdaniu Telekamer świetnie się prezentowałeś. Ucieszyła cię kolejna statuetka?
Pięć lat temu dostałem Wiktora w kategorii „Odkrycie roku”, a teraz Telekamerę jako „Nadzieja telewizji”. Czyż to nie jest wspaniałe!? Czas mija, a ja nie mam jak się zestarzeć. Pracuję od 17. roku życia.
Może ludzie cię lubią, bo jako dziennikarz „Dzień dobry TVN” znalazłeś pomysł na siebie – jednocześnie bawisz i pomagasz.
Nie wiem, czy nazwałbym to pomysłem na siebie. Ja po prostu mam wielką pasję. Jestem szczęśliwym człowiekiem, bo chyba nie przepracowałem jednego dnia w telewizji bez poczucia spełnienia.
5 z 5
Co czułeś, kiedy pan Janusz Walędzik, dziś 88-letni powstaniec warszawski, dzięki twojemu reportażowi dostał mieszkanie?
Trafiłem na ten temat kompletnie przez przypadek. To historia powstańca, który poszedł walczyć w wieku 13 lat. Dzisiaj dzieci z tej samej szkoły, do której on chodził przed wojną i w trakcie okupacji, które są dokładnie w tym samym wieku, co wtedy pan Janusz, opiekują się nim. Codziennie razem jedzą obiad. Niesamowita historia. Niestety okazało się, że pan Janusz mieszka w 12-metrowym mieszkaniu na Pradze, w którym nie ma ogrzewania i łazienki. Pomyślałem sobie: „Do cholery jasnej, przecież ten człowiek biegał z karabinem, byśmy my mogli dziś żyć w wolnym kraju!”. Wyobraź sobie, że jak puściliśmy ten materiał w „DD TVN”, to 10 minut po jego emisji zadzwonił do mnie burmistrz Woli i powiedział: „Mam dla niego mieszkanie”. Takie sytuacje rozkładają mnie na łopatki.
Czujesz wtedy swoją moc?
Nie. Cieszę się po prostu że było mi dane trafić na taki temat. Na taką historię. Jest ich więcej. My, Polacy, jesteśmy fantastycznym, spontanicznym narodem. Jest w nas chęć niesienia pomocy i potrafimy się mobilizować. Przecież WOŚP nie powstała w Niemczech czy Stanach, tylko w Polsce! Często mówimy o sobie, że jesteśmy smutnymi Januszami. Ale czy to jest cała prawda o nas? Nie wydaje mi się!
À propos WOŚP. Twojego poloneza wylicytował sam Sebastian Kulczyk…
Kiedy przyjechałem przekazać poloneza zwycięzcy, podszedł do mnie człowiek w motocyklowym stroju. Dopiero kiedy zdjął kask, rozpoznałem Sebastiana. Jestem mu niezmierny wdzięczny, że licytował poldka do samego końca, bo 67 100 złotych to nieprawdopodobnie dużo pieniędzy.
Skąd w tobie ta chęć niesienia pomocy?
Powtarzając za profesorem Władysławem Bartoszewskim: „warto być przyzwoitym”.
Chyba jesteś jednym z nielicznych dzieci sławnych rodziców, którym nie zarzuca się, że pracę dostali dzięki koneksjom.
Oczywiście, że się zarzuca! Codziennie słyszę, że ojciec załatwił mi robotę, ale to nawet zabawne i pozytywne. Przynajmniej zawsze będę „młodym” Chajzerem. Niedane będzie mi się zestarzeć.