"Plotki? Mogę się tylko uśmiechnąć..." Wywiad z Martą Manowską! O romansie, kontrowersjach i miłości
"Plotki? Mogę się tylko uśmiechnąć..." Wywiad z Martą Manowską! O romansie, kontrowersjach i miłości
1 z 7
Naczelna swatka polskich rolników Marta Manowska właśnie odebrała Telekamerę. A nam opowiedziała, co sądzi o zarzutach, że program „Rolnik szuka żony” jest wyreżyserowany, i zdradza, czy sama szuka ukochanego na wsi... Jeszcze dwa lata temu Marta Manowska (33) żyła z daleka od błysku fleszy. Pracowała przy produkcji programów telewizyjnych i marzyła o grze w teatrze. W końcu dano jej szansę. „Rolnik szuka żony” odmienił życie jej i... kilkorga rolników. Piętnaścioro uczestników, trzy śluby, dwoje dzieci i miliony zachwyconych widzów przed telewizorami to także jej wielki sukces. A gospodyni show już zapowiada, że w nowej edycji szykują się kolejne niespodzianki. A jak dzięki programowi zmieniło się życie samej Marty?
– Mam satysfakcję, że program jest doceniany, bo wcale nie musiało się tak potoczyć. Kiedy walor praktyczny (czwarty ślub i drugie dziecko w drodze) łączy się z uznaniem widzów, o czym świadczy druga Telekamera, czego można chcieć więcej? Trzeba cieszyć się, pracować i szukać szczęścia dla kolejnych bohaterów.
Program to największy fenomen ostatnich lat, a ty jesteś gwiazdą! Na gali Telekamer wyglądałaś jak księżniczka, która zamiast berła dzierży statuetkę.
– Gwiazdą nie czuję się w ogóle. W Warszawie nikt mnie nie rozpoznaje. Wychodzę rano po zakupy w dresie, a nawet w piżamie, nie maluję się. A nie, przepraszam, poznaje mnie moja pani ze sklepu, ale nadal jestem Martą w dżinsach, która ma szansę włożyć suknię galową, tak jak na rozdanie Telekamer. To są świetne momenty, kiedy wchodzę na czerwony dywan, uśmiecham się, promuję program i zbieram pochwały. Kto by tego nie lubił?
Jak myślisz, czyją zasługą jest sukces show? Twoją, producentów czy... jego bohaterów?
– Wszystkich. Każdy sezon jest inny i opowiada inną ludzką historię. To nie jest „jakiś tam rolnik”, tylko Adam, Ania lub Grzegorz. Konkretna osoba! Do tej pory w trzech edycjach zobaczyliśmy piętnaścioro fenomenalnych ludzi, którzy się odważyli, zrobili krok i zmienili swoje życie na oczach milionów widzów. A z drugiej strony to jest też praca realizatorów, redakcji, tysiące godzin spędzonych na montażu.
Dalsza część WYWIADU na kolejnych stronach. Zobacz także: Czarna wdowa, pudrowani rolnicy... Marta Manowska mówi nam czy "Rolnik szuka żony" jest reżyserowany
2 z 7
Jak się potem czuje swatka, kiedy dostaje MMS ze zdjęciem dziecka i wie, że przy niej narodziło się uczucie między jego rodzicami?
– Dostałam MMS od Ani i Grzegorza: „Już jest z nami ten obywatel na świecie”! To było szczęście nie do opisania. Jako swatka jestem dopuszczona do dwojga ludzi, między którymi dzieje się taka chemia, że gdy stoję obok, widzę, jak lecą iskry. Ale zawsze powtarzam: nie chodzi o to, żeby zawsze program kończył się ślubem, tylko o to, żeby dać drugiemu człowiekowi szansę. A z tego, że po trzech edycjach są trzy małżeństwa i jest dwoje dzieci, cieszę się każdego dnia.
Czwarta edycja też zacznie się od relacji ze ślubów uczestników poprzednich serii show?
– Nie chcę zapeszać, ale to bardzo prawdopodobne! W finale trzeciego sezonu okazało się, że Kasia i Dawid są zaręczeni i w czerwcu biorą ślub. Ale z tego, co wiem, szykuje się więcej takich uroczystości...
3 z 7
W czasie emisji „Rolnik szuka żony” zawsze pełno jest niespodziewanych sytuacji. A to jedna z uczestniczek w mediach uchodzi za „czarną wdowę”, której mężowie szybko umierali. Inna dziewczyna wylądowała w szpitalu psychiatrycznym. Jeszcze kolejny uczestnik próbuje udowodnić, że program jest ustawiony...
– Takie historie pokazują tylko, że ten program nie jest z góry wyreżyserowany. To są prawdziwi ludzie ze swoimi historiami. Nie wiemy o nich wszystkiego. W idealnym świecie byłoby tak, że gdy kończy się program, życie prywatne naszych bohaterów pozostaje ich prywatną sprawą. Ale nie żyjemy w bajce. Dlatego przed programem z uczestnikami rozmawia psycholog, są też spotkania z realizatorami i dopiero potem podpisywane są umowy. Jeden z biorących udział w „Rolniku” twierdził, że nie wszystko jest w show naturalne, bo na przykład uczestnicy są pudrowani albo aranżujemy ich domy tak, żeby zmieściło się w nich kilka osób więcej. Pytanie tylko: czy pudrowanie kogoś, tak żeby potem nie świecił się na ekranie, jest dużą ingerencją w jego osobowość? Nie sądzę. Podobnie z przygotowaniem domu na przyjazd trzech osób. Zapewniamy jedzenie, czasem uzupełniamy wyposażenie domu choćby o łóżka. To śmieszne zarzuty. Scenografia pomaga na przykład w tym, aby kamera nie odbijała się potem w lustrze. W każdym programie, nawet dokumentalnym, robi się takie rzeczy.
I nie ma dubli typu: „fajnie wyszło, ale nagrajmy to jeszcze raz, ale ktoś musi się wzruszyć, żeby były większe emocje”?
– Nigdy! Wszystkie reakcje, a nawet ich brak, są naturalne. Czy w prawdziwym życiu jest jak na planie komedii romantycznej? Codziennie fajerwerki, kolacje przy świecach? Ten program jest specyficzny, bo ja też nie mogę sobie pozwolić na pomyłki. Nasi bohaterowie nie są aktorami, którym powiemy: „było super, ale powtórzymy, bo teraz ustawimy inaczej światło”. Nie ma takiej sytuacji, że ktoś trzy razy wysiada z pociągu, żeby się przywitać. Czasem tylko przerywamy nagranie – jak ostatnio, kiedy w czasie nagrywania uciekło zwierzę bardzo bliskie naszemu bohaterowi. Cała ekipa rzuciła wszystko i je razem z nim ratowaliśmy.
4 z 7
Co z zarzutami, że wybieracie zamożnych rolników, a nie chłopów z widłami? Albo że rolnicy przychodzą do show dla lansu, albo że nie są ludźmi z przypadku, jak Zbigniew, którego synowa była na plakatach WOŚP.
– Redakcja robi zdjęcia w całej Polsce, wybieramy różnych rolników, i młodszych, i starszych. Czasem są osoby bardziej zamożne, czasem mniej. A do kogo potem przyjdzie najwięcej listów, to już dyktuje życie. Ich dalsza droga po występie w show także jest kwestią ich własnej decyzji. Agnieszka z Robertem pojawili się w programie, obgadaliśmy ich ślub i... zniknęli. To jest ich wybór, chcą żyć z dala od mediów. Z kolei Ania z Grzegorzem stworzyli genialną parę i chcą mieć kontakt z fanami. Co w tym złego, komu to przeszkadza?
Fani programu uważają, że rolnicy powinni dostać tylko listy od dziewczyn, które wybrali. Bo potem zamiast koncentrować się na tych, które przyjechały do nich na spotkanie, są myślami przy tych, które jeszcze mogą poznać.
– Spójrzmy na to tak: mamy człowieka, który wykazał się odwagą i pokazał się światu. Dostaje listy, które są jego własnością, wybiera trzy osoby, ale mu z nimi nie wychodzi. I co, ma nie próbować dalej? Rolnicy, którzy nie dostali się do show, też otrzymują swoje listy i mogą z nimi zrobić, co chcą. Być może powstały z tego nawet jakieś związki.
Czasem widzowie krzyczą do telewizora:„Chłopie, nie wybieraj jej, bo ona do ciebie nie pasuje”. A czy ty, znając bohaterów show bliżej, nie czujesz, że czasem podejmują złe decyzje?
– Nigdy nie dałabym sobie prawa do orzekania, czy ktoś do kogoś pasuje. Tak naprawdę nie znamy bohaterów programu. To, co widzimy na ekranie, to sekundy z ich życia.
5 z 7
I nie czujesz rozczarowania, że po kilku miesiącach okazuje się, że większość związków nie wypaliła?
– Nie. To jest ich życie, ich próby, ich sukcesy i błędy. Może mi po ludzku być kogoś żal, ale nie mogę nikomu powiedzieć: „Szkoda. Może byście jeszcze spróbowali, bo było widać, że łączy was uczucie”. Nie wiemy, co się wydarzyło, jakie cechy im nawzajem przeszkadzały. Czasem ktoś płacze w programie, bo zauroczył się bez wzajemności. Lepiej jednak, że dowiedział się prawdy w danej chwili, a nie za kilka miesięcy. Widzowie, owszem, bywają rozczarowani, że ktoś się wycofał, choć miał szansę na prawdziwe uczucie, albo komentują rolniczki, że są szorstkie w kontaktach i wymagają zbyt dużo, więc mężczyźni się ich boją. Jak facet się takiej dziewczyny boi, to znaczy, że nie jest dla niej odpowiedni. Wszystkie emocje i komentarze, jakie wzbudza nasz program, pokazują właśnie to, że nasi bohaterowie są autentyczni, razem ze swoimi wadami, zaletami i problemami.
6 z 7
To jak wygląda twój życiowy scenariusz? Ostatnio miałaś przecież „romans” z jednym z bohaterów show, Łukaszem? Przeszkadzają ci takie plotki?
– Kiedy zobaczyłam tego newsa, potraktowałam go w kategorii żartu. Ktoś coś po prostu palnął. Ale nie jest to nic obraźliwego, nic co szkaluje mnie albo moją rodzinę. Mogę się tylko uśmiechnąć, bo przecież nie będę pisać sprostowań.
A masz kogoś czy nie?
– Nikomu tego nie powiem.
Nawet rodzinie? Przecież nie samym swataniem człowiek żyje!
– Moja dalsza rodzina żartuje, że jak tak jeżdżę ciągle po wsiach, to w końcu sama skończę u boku jakiegoś rolnika.
7 z 7
Czuję, że nigdy nie znudzisz się tym programem, skoro mówisz o nim z taką pasją.
– Nie, bo jak się można takimi ludźmi znudzić? Kocham to, co robię, więc „Rolnik” zawsze będzie u mnie na pierwszym miejscu. To moja pierwsza wielka szansa, program jest fenomenem i czuję się szczęśliwa, że mogę brać w nim udział. Gdyby nie „Rolnik”, to na pierwszym miejscu byłby teatr, a na kolejnym byłyby podróże. Ale to się wszystko łączy dzięki show. Spotykam ludzi, którzy dają mi możliwość zrealizowania moich pomysłów.
I nikt przez ten czas nie próbował złożyć ci jakiejś innej interesującej propozycji? Nie kusiłaby cię propozycja wzięcia udziału w takim show jak „Azja Express”?
– Dostawałam różne inne propozycje. Lubię niektóre konkurencyjne programy, choć moim zdaniem „Rolnik szuka żony” jest tym najlepszym! Gdy dostaję jakąś propozycję, to próbuję sobie wyobrazić, czy się widzę w danym programie i jeśli tak jest, to przyjmuję ofertę. Oczywiście, jeśli nie koliduje ona z „Rolnikiem”. W innym przypadku nie ma o czym rozmawiać! Co do „Azja Expressu” choć kocham ten kontynent, to nie wiem, czy jest to program dla mnie. „Rolnik szuka żony” jest na pierwszym miejscu, bo to jest spełnienie moich ambicji. To show, który daje szczęście nie tylko mnie, ale przede wszystkim innym. I jestem z tego dumna!
Rozmawiała: Joanna Rutkowska