Zbigniew Zamachowski i Monika Richardson nie są jeszcze rozwiedzeni! "Nikt z nas się do tego nie spieszy"
Zakochana Monika Richardson nie chce mówić o małżeństwie ze Zbigniewem Zamachowskim. Dziennikarka teraz postanowiła spełniać marzenia zawodowe. Czy zobaczymy ją w telewizji?
Monika Richardson nie chcę już czekać. W wywiadzie dla magazynu "Party" opowiedziała o swoich 50. urodzinach, rodzinie, diecie, którą stosuje oraz... planach zawodowych! Czy zobaczymy ją w telewizji?
Właśnie skończyła pani 50 lat. Wyprawiła pani wielkie urodziny?
Monika Richardson: Wyjechaliśmy z moim partnerem (Konradem Wojterkowskim, właścicielem Grupy BeReady i prezesem Krajowego Centrum Kompetencji – przyp. red.) do Londynu. Byliśmy w Tate Modern, w dwóch teatrach, było wspaniale.
Był czas na podsumowania?
Mam poczucie, że jakiś rok temu otworzyłam w życiu nowy rozdział. Czuję zwyżkę energii. Z powodu miłości? Chyba nie tylko. Wyszłam z bardzo trudnego okresu w moim życiu osobistym, połączonego z żałobą po Telewizji Polskiej. Pandemia i związana z nią izolacja też nie pomogły. Ale pomimo to poczułam, że nie chcę dłużej czekać ze spełnianiem marzeń. Na początku roku otworzyłam własną szkołę językową. Uczymy w niej nie tylko angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego i niemieckiego, ale także udzielamy bezpłatnych lekcji polskiego uchodźcom z Ukrainy. Na razie żyję „z kupki”, ale czuję, że moja praca jest po coś. Sama też uczę – angielskiego, hiszpańskiego i polskiego. Chciałabym zostawić Richardson School moim dwujęzycznym dzieciom, które mają potencjał, by być dobrymi metodykami.
Jak z perspektywy czasu ocenia pani małżeństwo ze Zbigniewem Zamachowskim?
Nie mogę i nie chcę o tym mówić. Chciałabym to już zostawić za sobą.
Ale jeszcze nie jesteście rozwiedzeni?
Nie, i nikt z nas się do tego nie spieszy. Dzieci się nam nie rodzą, nie planujemy ślubów. Nie potrzebuję papierka. Jestem na tyle dojrzała, że potrafię to małżeństwo zamknąć w głowie.
Zobacz także: Monika Richardson ostro o Zbigniewie Zamachowskim i "nieszczęsnym romansie!"
Rok temu powiedziała pani w wywiadzie dla Wprost.pl, że marzy się pani trzecie dziecko. Myśli pani o macierzyństwie?
Nie będę się z tego tłumaczyć. Prawdopodobnie nie będziemy mieć dzieci, bo w naszym wieku to nie jest już zdrowe, ani nawet możliwe. Mówiłam wtedy raczej o intencji, że w tym związku chciałabym… To może być odbierane jako nieracjonalne, ale czasami nie jesteśmy racjonalni. Mam dwoje dorosłych dzieci i jestem właśnie na etapie zbierania owoców – i słodkich, i gorzkich – ich wychowania.
Tomasz chciał być jak tata, Jamie Malcolm, pilotem. To aktualne?
Tomasz na razie chce pracować w liniach lotniczych jako steward. Aplikuje do nich i jeździ na rozmowy kwalifikacyjne. Jednocześnie studiuje biznes i marketing międzynarodowy, pracuje jako dostawca żywności. Utrzymuje się sam. Od dłuższego czasu nie daję mu żadnych pieniędzy. Skończył 21 lat. Mogę wreszcie powiedzieć, że mam dorosłego syna i jestem z niego niezwykle dumna. Uważam, że bardzo dobrze i mądrze kieruje swoim życiem. Zdał egzamin na prawo jazdy, dostał samochód od babci. Przez cały dzień nie ma go w domu, albo jest na uczelni, albo w pracy. Trzymam za niego mocno kciuki, bo nie jest mu w życiu łatwo. Naprawdę go podziwiam.
A Zosia, już prawie 17-latka, wciąż marzy o aktorstwie?
Ma w przyszłym roku maturę, która spędza jej sen z powiek. To, czy pojedzie do Anglii, do swojego taty, by dalej się uczyć, to już jest sprawa między nimi, ja nie chcę w to ingerować. Oczywiście pomogę jej we wszystkim, w czym tylko będę mogła, ale matury za nią nie zdam.
Zobacz także: Monika Richardson sprzedaje swoją luksusową willę wartą 5 mln złotych!
W ubiegłym miesiącu napisała pani na Instagramie „dieta działa”. Co to za dieta cud?
Często można przeczytać, że w pewnym wieku diety nie działają, bo zwalnia metabolizm, że to zależy od wielu czynników: wieku właśnie, płci, chorób. Otóż nie. Moja dieta, którą żartobliwie nazywam „ŻP – żryj połowę”, działa. I jest tania. Nie trzeba zamawiać pudełek za 3 tys. złotych miesięcznie. Bardzo ją polecam, a stosuję dzięki Konradowi. Konrad w młodości był tancerzem i do dzisiaj ma świetną sylwetkę, chociaż nigdy nie był na diecie. Po prostu nie jada po osiemnastej, zjada jedną kromeczkę chleba na śniadanie, jak je sałatę, to nie je zupy, jak je zupę, to już nie je drugiego dania. I ja też teraz tak robię.
Nie ssie pani z głodu?
Ssie… Zwłaszcza wieczorem. Wtedy piję wodę gazowaną. Trzymanie tej diety nie jest łatwe. Ale z przyjemnością czekam na śniadanie, na tę jedną kromkę chleba, a do niej szynkę, twarożek, jajka w każdej formie. Nie odmawiam sobie niczego, może poza boczkiem, choć jestem mięsożerna. Wcześniej nie jadałam śniadań. Dopiero koło trzynastej zjadałam cokolwiek w pracy. To tryb życia typowy dla mojego zawodu, na który nie mogę już sobie pozwolić. Jem regularnie, ale niedużo.
Wróci pani jeszcze do telewizji?
Nie widzę możliwości powrotu do dziennikarstwa telewizyjnego. Już nigdy nie powiem „nigdy”, ale dużo musiałoby się w tym kraju zmienić, żebym chciała wrócić do mediów.
To czego pani życzyć na 50. urodziny?
Chciałabym, żeby moja szkoła językowa mogła ruszyć z kopyta. To znaczy mniej więcej tyle co: chciałabym końca wojny i pandemii, więcej światła, słońca i tego, byśmy mogli spokojnie uczyć się języków obcych, bo to nasza przyszłość. Nie po to, by emigrować, ale by Polska pozostała krajem, w którym razem wychowują się obywatele świata. Polacy.
Rozmawiała Anna Kilian