Filip i Zygmunt Chajzerowie zostali sąsiadami! "Chciałem kupić mieszkanie, ale ceny były ponad moje możliwości" WYWIAD
Filip i Zygmunt Chajzerowie zostali sąsiadami! "Chciałem kupić mieszkanie, ale ceny były ponad moje możliwości" WYWIAD
1 z 4
Podróż do Ameryki Południowej miała być przygodą. Jednak Zygmunt i Filip Chajzerowie stali się odkrywcami, ale nie obcego kontynentu, tylko... samych siebie! Nie miałem ambicji, aby go „ulepić” – powiedział mi rok temu Zygmunt Chajzer (64), gdy zapytałam go o to, jak wychowywał swojego syna. Ta metoda przyniosła zaskakująco dobre efekty. Filip Chazjer (33) nie tylko poszedł w ślady ojca – jest prezenterem radiowym i telewizyjnym – ale i podobnie jak on został ulubieńcem słuchaczy i widzów. Obaj cieszą się ogromną popularnością – w 2014 roku syn otrzymał Wiktora w kategorii „Odkrycie roku 2013”, z kolei ojciec jest dwukrotnym zdobywcą Telekamery.
Świetni są także w duecie, co udowodnili, prowadząc razem audycję w Radiu Złote Przeboje, pisząc książkę „Chajzerów dwóch”, a teraz biorąc udział w show „Ameryka Express”. Nam zdradzają, jak dzięki temu programowi zmieniła się ich relacja. Przeczytaj wywiad z urodzinowego magazynu "Party"!
Zobacz także: Jeden stracił wieloletni kontrakt, drugi – mocno podpadł swoim fanom! Co dalej z karierą Chajzerów?
2 z 4
Filip Chajzer: Niech zgadnę, będziemy rozmawiać o tym, że jesteśmy najfajniejszą parą w programie „Ameryka Express”? (śmiech)
Raczej o tym, że świetnie dogadujecie się ze sobą jako ojciec i syn. To nie jest częste.
F.Ch.: Tomek Karolak, obserwując nas na planie, powiedział, że nam zazdrości i że aż miło mu na mnie i ojca popatrzeć. Jak mówił, u niego to inaczej wyglądało, bo rzeczywiście nie wszystkim układa się różowo.
Zygmunt Chajzer: Cieszę się, że odbieramy z Filipem na tych samych falach. Jesteśmy też zgrani w pracy, wiele rzeczy robimy wspólnie, chociażby konkurs w Radiu Złote Przeboje. Fajnie się to nam klei. Rozumiemy się praktycznie bez słów.
F.Ch.: Najwyższy czas pomyśleć nad wspólnym projektem telewizyjnym, tato.
Rozumiem, że nie żałuje pan, że mimo oporów dał się pan namówić na podróż do Ameryki.
Z.Ch.: Na początku byłem sceptyczny, bo wydawało mi się, że to zupełnie nie dla mnie, że ten wyścig, jedzenie obrzydliwych rzeczy i proszenie o nocleg jest poniżej mojej godności. Ale po poważnej rozmowie z Filipem doszliśmy do wniosku, że przez lata nie mieliśmy zbyt wielu okazji do wspólnego spędzania czasu. Taka okazja właśnie nadeszła i możemy razem wyjechać w ciekawe miejsca, ale i jeszcze nadrobić stracony czas.
F.Ch.: Przez lata się mijaliśmy. Gdy byłem dzieckiem, ojciec był bardzo zajęty, bo robił program „Idź na całość”, a w każde wakacje prowadził „Lato z radiem”, więc nie spędzaliśmy wtedy czasu razem. Nie mam o to żalu, bo relacje nam się fantastycznie poukładały. Teraz ojciec ma okres spokoju, a z kolei ja zasuwam 24 godziny na dobę i też ciężko nam się spotkać. Dlatego ta podróż to był dla mnie wyjątkowy czas.
Teraz okazji do spotkań będzie więcej, bo podobno zostaliście sąsiadami.
F.Ch.: To prawda. Chciałem kupić mieszkanie, ale ceny były ponad moje możliwości. Upatrzyłem więc sobie dom pod Warszawą i zabrałem ojca, żeby mu go pokazać. A on: „Po co będziesz kupował gotowca, zbuduj się na mojej działce”. Myślałem o tym trzy dni. Zrobiłem tabelkę plusów i minusów, bo zawsze taką robię przy podejmowaniu decyzji. I wyszło mi, że ojciec ma dobry pomysł. Zacząłem działać, zamówiłem projekt u architektki, a potem zadzwoniłem do ojca, mówiąc: „Wchodzę w to”. Tyle że on się w tym czasie rozmyślił.
Z.Ch.: Doszedłem do wniosku, że dwóch gospodarzy na jednej działce będzie wchodzić sobie w paradę.
F.Ch.: Na całe szczęście do sprzedania była działka zaraz obok. Teraz dzieli nas od siebie tylko jeden sąsiad, który obawia się aneksji, bo bierzemy go w dwa ognie. Śpi niepewnie w każdym razie (śmiech).
3 z 4
Czy dowiedzieliście się o sobie czegoś nowego podczas nagrywania „Ameryka Expressu”?
F.Ch.: Przypomniałem sobie, że ojciec jest cholerykiem. On się dobrze maskuje, ale wystarczy, że po tym, jak na jego pytanie „Filip, zjesz bułkę?” po raz czwarty odpowiem: „Nie”, to wpada w szał.
Z.Ch.: Wybucham zazwyczaj wtedy, gdy widzę, że Filip podejmuje głupie decyzje.
F.Ch.: Ale to nie są decyzje wielkiej wagi, tylko drobiazgi. Najważniejsze jednak, że nasza podróż zakończyła się mocnym postanowieniem, że wrócimy w to samo miejsce i w tym samym gronie, mam na myśli nas dwóch. Tylko że będziemy mieć więcej dolarów przy sobie. Wynajmiemy samochód i będziemy jechać od miasta do miasta, na spokojnie zwiedzać, bo na to nie mieliśmy czasu. Ekwador jest jednym z najpiękniejszych miejsc, w jakich byłem na ziemi.
Z.Ch.: Zdecydowanie. Gdybym miał wybrać miejsce do mieszkania poza Polską, to właśnie Ekwador. Wiele rzeczy nam się podobało. Drogi takie, że Europa mogłaby pozazdrościć. Elektrownie wodne. Piękna przyroda.
W programie widać, że pan nie wychodzi z roli taty.
F.Ch.: Ale pracuje nad sobą i w trzecim odcinku było już lepiej. Ten wyjazd był dla niego niemal terapeutyczny.
Z.Ch.: Filipa z kolei czasem ponosi euforia. Nie mogę udawać, że nie widzę, gdy wyskakuje na środek ruchliwej ulicy, by zatrzymać auto. Nie chcę, by go ktoś rozjechał.
F.Ch.: Tak już mam. Nie umiem usiedzieć w jednym miejscu. U mnie wszystko szybko się dzieje. Dla mnie jutro to jest już wczoraj.
Z.Ch.: Filip najpierw robi, potem myśli. Jest impulsywny. Ja analizuję i rozważam, zanim coś zrobię, u niego wszystko musi być na już. A konsekwencje? „To się potem, ojciec, zobaczy”.
F.Ch.: Gdy ojciec był u szczytu, miałem 13 lat. Był dla mnie superbohaterem. Zawsze uporządkowany, przygotowany, merytoryczny. Pomnik z brązu. Z czasem ten brąz zaczął się kruszyć, a całkiem się posypał podczas podróży do Ameryki Południowej. W pozytywnym sensie. Ojciec stał się bardziej ludzki i przystępny.
4 z 4
Za co ceni pan go najbardziej?
F.Ch.: Za zbudowanie nazwiska, czyli marki Chajzer. Sam to zrobił, od zera, ciężką pracą. To jego zasługa, że mogę z tej marki dziś i ja korzystać. Ciężko oceniać mi, czy miałem łatwiej, czy trudniej, ale to nazwisko już było i nie przechodziło się obok niego obojętnie. Kiedy zaczynałem pracę, ojciec był moim mentorem. Chciałem być policjantem, a potem przerzuciłem się na aktorstwo. Z tych dwóch zawodów wyciągnąłem wspólny mianownik – dziennikarstwo, bo z jednej strony jest to dochodzenie do mniejszej lub większej prawdy, a z drugiej przydaje się sztuka improwizacji. Na tydzień przed egzaminem wycofałem papiery ze szkoły teatralnej.
Z.Ch.: Mnie wtedy spadł kamień z serca. Uważałem, że to zawód dużego ryzyka, bo niewielu aktorom udaje się wspiąć na szczyt, żyć spokojnie i wygodnie.
F.Ch.: Wykoleiłbym się na czymś innym, tato, nie umiałem uczyć się tekstów na pamięć. Jako dziecko nie potrafiłem skupić się nad książką. Byłem najgorszym uczniem z możliwych. Cierpiałem na prokrastynację. Kiedy miałem usiąść do książki czy lekcji, to zwlekałem, znajdowałem kilkanaście powodów, żeby nie siąść przy biurku. Jakim ja cudem skończyłem szkołę? Nie wiem. Gdybym miał zdawać maturę z matematyki, tobym nie zdał.
Z.Ch.: A to ty nie zdawałeś matury z matematyki? Nie pamiętam tego. Ale mękę przy odrabianiu lekcji – jak najbardziej. Tak nieobecnego wzroku jak Filipa nigdy u nikogo nie widziałem. Nie mogłem tego zrozumieć.
F.Ch.: Jeśli mam się skupić na czymś, co mnie nie interesuje, to odpływam. Ale jeśli coś mnie interesuje, włożę w to całą swoją uwagę i wchodzę na 200 proc.! Tak było, kiedy po raz pierwszy dostałem do ręki mikrofon w radiu. Do dziś robię to samo, tylko że doszła kamera. Mam w sobie nieodpartą chęć poznawania ludzi i rozmawiania z nimi. To jest to, co kocham robić.
Ale bywa pan za to hejtowany. Uodpornił się pan na to?
F.Ch.: Kompletnie, nawet już nie chce mi się o tym rozmawiać. Rozwiązaniem tego problemu jest edukacja dzieci w szkole, uczenie ich, że w Internecie należy traktować ludzi tak samo jak w realu, choć nie stoimy z nimi twarzą w twarz.
A bić z kolegami w obronie znanego ojca?
F.Ch.: Nigdy. Przecież to był ukochany prezenter, zwłaszcza pań po czterdziestce. Nikt go nie krytykował.
Z.Ch.: A co się dziwisz. Rozdawałem w programie futra, biżuterię i samochody, byłem najbardziej rozrzutnym prezenterem w Polsce. Ile ja aut, lodówek, pralek, o proszku do prania nie wspomnę, ludziom rozdałem!