"Projekt Lady" jest wyreżyserowane? Dziewczyny udają? Zobacz co mówi mentorka w show, Tatiana Mindewicz-Puacz
"Projekt Lady" jest wyreżyserowane? Dziewczyny udają? Zobacz co mówi mentorka w show, Tatiana Mindewicz-Puacz
1 z 4
W „Projekcie Lady” jest nie tylko mentorką, lecz także bratnią duszą uczestniczek. Tatiana Mindewicz-Puacz przebyła w przeszłości podobną drogę jak one. Jak dziś to wspomina?
Długo szukała dla siebie miejsca. W dorosłe życie startowała jako 19-letnia singielka z dzieckiem. Próbowała swoich sił w marketingu, public relations, a nawet jako agentka gwiazd. Ostatecznie odnalazła się w roli psychoterapeutki i coacha. Tatiana Mindewicz-Puacz (47) jest teraz mentorką w „Projekcie Lady”. Nie uczy jednak dziewczyn dobrych manier, tylko skupia się na ich emocjach. Uczestniczki przy niej płaczą, mówią o trudnych wspomnieniach i intymnych marzeniach. Część widzów uważa, że ten „seans terapeutyczny” jest wyreżyserowany, niektórzy zarzucają nawet producentowi manipulację. Jak jest naprawdę? Tatiana zaręcza, że zasady w show są uczciwe. Dziewczyny są szczere, bo czują, że ona rozumie, co to znaczy ciągle upadać i się podnosić.
Zobacz: Rusza "Projekt Lady 3"! Pamiętacie uczestniczki poprzednich edycji? Sprawdź, co teraz robią!
2 z 4
Kim chciałaś być jako mała dziewczynka?
Jak wiele z nas chciałam być księżniczką. Potem, zainspirowana filmem „Załoga G”, chciałam ratować świat.
No i ratujesz! Małgorzatę Rozenek-Majdan uczestniczki show „Projekt Lady” podziwiają, Ireny Kamińskiej-Radomskiej się boją, a z tobą czują się bezpiecznie.
Czuję, że jestem blisko nich. To jest serdeczność i empatia dojrzałej, życzliwej im kobiety, która ich nie ocenia. Zachowuję jednak adekwatny do sytuacji dystans. Nie staram się być ich koleżanką, nie udaję „równej kumpeli”, to nie moja rola. W ten sposób nie mogłabym im pomóc. Dzielę się własnymi doświadczeniami tylko wówczas, kiedy uważam, że to może być wzmacniające. Jestem szczera w tych relacjach, nie ukrywam, że kiedyś moje życie wyglądało podobnie. Staram się przekazać, że każdy, bez względu na to, jak zaczyna, ma szansę na „lepsze życie”. Potrzebne są determinacja i ciężka praca nad sobą.
W TVN właśnie oglądamy trzeci sezon programu. Masz za sobą wiele godzin na planie z dziewczynami, które marzą o tym, by z niezbyt kulturalnych imprezowiczek zamienić się w damy. Były momenty, gdy przypomniałaś sobie o dawnej Tatianie?
Było ich kilka. Na przykład podczas warsztatów na temat poczucia własnej wartości i kobiecości. Te zajęcia trwają o wiele dłużej, niż to pokazywane jest potem w programie. Kiedy dziewczyny stanęły przed lustrem i patrzyły na siebie, ścisnęło mnie w gardle. Jako nastolatka, a nawet młoda kobieta, uważałam się za bardzo nieatrakcyjną. W krzykliwy sposób manifestowałam swoją obecność, bo bez tego czułam, jakby mnie w ogóle nie było. Włosy miałam postawione na cukier lub krem do golenia, a w relacjach z mężczyznami nie radziłam sobie wcale. Paraliżował mnie lęk przed odrzuceniem, więc albo udawałam groźną lub ekscentryczną dziewczynę, albo wyluzowaną kumpelę. Udawałam, bo w rzeczywistości nie wiedziałam, kim jestem.
3 z 4
Co myślisz dzisiaj, jak spotykasz się z uczestniczkami po raz pierwszy na nagraniu?
Jestem przede wszystkim otwarta i ciekawa tego, jakimi są ludźmi. Co się kryje za tymi „maskami”. Nie bulwersuje mnie ich wygląd, może czasami rozbawia, ale tak życzliwie. W ich wieku wyglądałam podobnie. Też mi się wtedy wydawało, że jak się tak wystroję, to jestem super. Nie pochodziłam z „wyższych sfer”, nie bywałam na salonach, nie wyjeżdżałam z rodzicami za granicę. W czasach mojej młodości nie było Instagrama, którym można by się było zainspirować. Musiałam się wszystkiego nauczyć sama, łącznie z tym, jak powinnam się ubierać. Wkładałam legginsy kupione na stadionie, szpilki i do tego długi sweter. Wydawało mi się, że wyglądałam co najmniej w porządku. Nie zliczę, ile razy zostałam wyśmiana przez inne kobiety! Najczęściej za moimi plecami. Kiedy ktoś życzliwy o tym donosił, przykro mi było słuchać tych komentarzy. Po czasie dowiadywałam się, że noszę tanie, niemodne buty i używam kiepskich perfum.
W swojej pierwszej książce „Luz. I tak nie będę idealna” piszesz o rozczarowaniach, upokorzeniach, niespełnionych marzeniach. Zaskoczyły mnie twoja odwaga i szczerość. Z jakiego punktu startowałaś, mając 19 lat?
Byłam mamą Bartka. Zostałam z nim sama, kiedy miał 11 miesięcy. Trudne, ale i piękne doświadczenie. Bardzo chciałam urodzić syna. Jednak nie miałam specjalnie pojęcia, czym jest macierzyństwo. Miało być jak w bajce. Byłam niedojrzała i naiwna. Nie zastanawiałam się, że słowo „kocham” w sytuacji, kiedy na świat ma przyjść dziecko, powinno się wiązać także z odpowiedzialnością. Życie zweryfikowało moje poglądy. Dzisiaj jestem dumna z tego, że udało mi się przetrwać, choć oczywiście popełniłam miliony błędów. Nie zdawałam sobie do końca sprawy z tego, jakim dzieciakiem sama jestem.
Bartek wyrósł na 28-letniego przystojniaka. Wasze zdjęcie, które wrzuciłaś na Instagram, zrobiło w sieci furorę. Musisz być dumna.
Oczywiście, ale gdy patrzę na syna, mimo że jest samodzielnym, bardzo zdolnym młodym mężczyzną, nie wyobrażam sobie, że mógłby już zostać ojcem! Ja w jego wieku z jednej strony starałam się być odpowiedzialną matką, z drugiej zaś byłam siksą, która chce się podobać chłopakom, chodzić na randki. Pół młodzieńczego życia żyłam nadzieją, że ktoś mnie pokocha, uratuje razem z dzieckiem i będziemy żyli długo i szczęśliwie. Że jak się bardzo postaram, to zapracuję na miłość dla mnie i synka. Wiele razy się sparzyłam. Długo dochodziłam do tego, że jedyną osobą, która może mnie uratować, jestem ja sama.
Poznałam cię w połowie lat 90. Byłaś bardzo pewna siebie i wygadana.
A widzisz, jak pozory potrafią nas zmylić! Myślę, że można było mnie wtedy spokojnie zamknąć w „Projekcie Lady” i rozpłakałabym się na pierwszych warsztatach Tatiany (śmiech).
Nad czym płakałabyś najbardziej?
Nad tym, dlaczego tak głośno krzyczę. Choć wtedy (w latach 90. - przyp. red.) zawodowo czułam się już coraz lepiej. Praca dawała mi siłę, rekompensowałam sobie nią inne deficyty. Trzeba było zasuwać, a ja byłam zdeterminowana, to przynosiło efekty. Doceniano mnie i chwalono, więc czułam się w pracy fantastycznie. Nie uznawałam czegoś takiego jak zmęczenie czy rezygnacja. Napędzała mnie adrenalina, chciałam mieć pierwsze miejsce na podium. Odległość pomiędzy mną a całą resztą ludzi musiała być na tyle duża, żeby nikt mi nie zagrażał. Już nie byłam wystraszoną 19-latką, która odprowadza dziecko do żłobka. Byłam dziewczyną, która potrafi walczyć o swoje. Przynajmniej sprawiałam takie pozory na zewnątrz, bo w środku była żywa tkanka, galaretka.
Ile tytułów magistra masz w CV?
Nie przesadzaj (śmiech). Skończyłam dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim i psychoterapię w Instytucie Psychologii Zdrowia. Zrobiłam też kilka kursów zawodowych, w tym certyfikowany kurs coachingu (w International Coaching Community). Na co dzień jestem mikroprzedsiębiorcą. Zarządzam niewielkim, ale bardzo kreatywnym, zaangażowanym zespołem. Zajmujemy się profesjonalnym opracowywaniem i wdrażaniem kampanii społecznych. Dla instytucji publicznych, fundacji, ale także biznesu. To się nazywa społeczna odpowiedzialność biznesu. Przekonujemy firmy, że zamiast odpowiadać pojedynczo na setki listów z prośbą o pomoc, lepiej zaoferować ją w przemyślany i zorganizowany sposób. Tak można działać skuteczniej.
4 z 4
Ale jesteś też coachem?
Drugą rzeczą, którą się z wielką pasją zajmuję, jest wspieranie innych w rozwoju zawodowym i osobistym. Uwielbiam towarzyszyć ludziom w pokonywaniu trudności, osiąganiu celów.
Telewizja była ci potrzebna?
Skłamałabym, mówiąc: nie. Łatwiej działać, kiedy jest się osobą przynajmniej trochę rozpoznawalną. Wcześniej miałam kilka prób w różnych formatach telewizyjnych. Jednak nie były to specjalnie udane próby. Zrozumiałam dzięki nim, że nie chodzi o to, żeby „być na dużym ekranie”, tylko o to, by być tam w konkretnym celu. Pomysł z „Projektem Lady” idealnie się wpasował w to, co kocham robić. Producenci dali mi ogromną szansę. Rola mentorki prowadzącej warsztaty rozwojowe, z tego co wiem, jest tylko w polskiej wersji programu. W edycjach zagranicznych większość uwagi skupia się na znajomości zasad savoir-vivre’u.
Uczestniczki „Projektu Lady” naprawdę chcą sobie pomóc czy raczej chodzi im o to, by zaistnieć w mediach?
Jestem prawie pewna, że każda z nich bardzo chce się zmienić. Pytanie tylko, czy za pragnieniem idą determinacja i dyscyplina? Rozmawiałyśmy o tym wiele razy na warsztatach. Jeśli po wyjściu z programu będą ciężko pracowały nad sobą, to zrobią krok do przodu. Dziewczyny, które zostały długo w programie, odczuwały wyraźnie korzyści z tej zmiany. Stawały się pewniejsze siebie, a jednocześnie spokojniejsze wewnętrznie, subtelniejsze.
Czy granice, nazwijmy to umownie, ekshibicjonizmu nie przesuwają się przez takie programy już za daleko?
Nie sądzę, że ten program odbiega od współczesnej rzeczywistości młodych ludzi, zwłaszcza tej w mediach społecznościowych. Nie wydaje mi się, żeby dziewczyny posuwały się w swoich zachowaniach dalej niż wiele ich rówieśnic. Wiedzą, że nie zostaną przez całe życie w „Projekcie Lady”, mają świadomość, iż to nie potrwa wiecznie. Czy można im się dziwić, że poza ciężką pracą nad sobą, jaką tam wykonują, chcą także zaistnieć? Trudno tego wymagać w dobie Instagrama. Co druga osoba o tym marzy. Popularny znaczy „bogaty”, a co za tym idzie „szczęśliwy”. To iluzja, rzecz jasna, ale ulegają jej nie tylko młodzi ludzie.
Jak potoczyły się losy bohaterek? Nadal masz z nimi kontakt?
Nie ze wszystkimi, ale z wieloma. Dziewczyny odzywają się do mnie z różnych powodów. Czasami potrzebują rekomendacji, kiedy indziej zwyczajnie chcą się czymś podzielić. Nigdy nie dzwonią z prośbą: „Pani Tatiano, pomóż”. Bardzo lubię te kontakty i sama też czasami się odzywam, żeby zapytać, co słychać. Kibicuję im z całego serca. Uwielbiam patrzeć, jak wspaniale sobie radzą. Patrycja Wieja skończyła szkołę, zajmuje się gimnastyką sportową i jest w tym fantastyczna, Agelika Karwowska pracuje i zbiera doświadczenia na Islandii, Marta Tomczak też rozwija swoje pasje. Julka Jaroszewska, która zawsze kochała scenę, wychodzi na nią teraz w zupełnie innym stylu niż kiedyś, uczy się śpiewać pod okiem zawodowców i inwestuje w swój rozwój. Roksana Gac, choć mało obecna w mediach, bo po zwycięstwie przeżywała bardzo trudny czas z powodu choroby bliskiej osoby, też radzi sobie w życiu coraz lepiej i jest naprawdę bardzo dzielna. Agatka Szostek podróżuje po świecie, pracując na swoją samodzielność, podobnie jak Kaja Kajuth. Och… mogłabym jeszcze przykłady udanych metamorfoz długo wymieniać, ale nie wystarczyłoby miejsca we „Fleszu” (śmiech).