Sylwia Peretti udzieliła pierwszego wywiadu po śmierci syna: "Nie jestem w stanie żyć"
Sylwia Peretti usunęła się w cień po tragicznym wypadku swojego syna. Teraz celebrytka otworzyła się na temat tego, jak trudne jest życie po śmierci jedynego dziecka.
Minęły trzy miesiące od śmiertelnego wypadku syna Sylwii Peretti, który zginął w okolicy mostu Dębnickiego w Krakowie. Od tego czasu gwiazda "Królowych życia" postanowił usunąć się w cień, by w spokoju przetrwać okres żałoby. W tym czasie wiele osób zastanawiało się, jak 42-latka radzi sobie po stracie jedynego dziecka. Teraz celebrytka zdecydowała się przerwać milczenie i udzieliła wywiadu dla Vivy!, w którym opowiedziała, z czym się zmaga. Te słowa wywołują łzy.
Ja umarłam razem z nim. Mnie nie ma. Nie istnieję. Nie jestem w stanie żyć, funkcjonować normalnie
Sylwia Peretti w poruszającym wywiadzie
W nocy z 14 na 15 lipca zginął jedyny syn Sylwii Peretti, który razem z trójką pasażerów znajdował się w pojeździe, który wpadł w poślizg, a następnie dachował. Niestety nikt nie przeżył, a rodziny ofiar są pogrążone w głębokim smutku. Po ponad dwóch miesiącach Sylwia Peretti przerwała milczenie i opublikowała pierwszy post po śmieci syna, w którym wróciła wspomnieniami do najgorszego dnia w jej życiu. Teraz 42-latka postanowiła otworzyć się w rozmowie z magazynem Viva!, w której przyznała, że nie wie, czy kiedykolwiek pozbiera się po tej tragedii.
Śmierć mojego syna Patryka wydarzyła się po nic i nie widzę w niej żadnego sensu. Nie będę na siłę tłumaczyć sobie, że potrzebuję czasu, że czas wyleczy moje rany, że gdzieś w tle doświadczenia, jakim jest strata dziecka, ukryta jest wielka życiowa lekcja. Tam nie ma nic poza bólem, który rozrywa mnie od momentu, kiedy otwieram rano oczy, aż do chwili, kiedy zasypiam wieczorem
Zobacz także: Menadżer Sylwii Peretti zabrał głos po jej wpisie o śmierci syna: "To element terapii"
W dalszej części rozmowy Sylwia Peretti przyznała, że po śmierci dziecka nic nie ma dla niej większego sensu. Cieszy się, że może sobie pozwolić na zostanie w domu, bo w takim stanie nie miałaby siły pracować.
Strefa zawodowa, emocjonalna, psychiczna straciły dla mnie wartość, bo zabrakło kogoś, kto był w moim życiu najważniejszy - mówiła. Nachodzą mnie myśli, że jak na kobietę, która ma 42 lata, spotkało mnie dużo. Za dużo. (...) W nocy z 14 na 15 lipca mój jedyny syn zginął w wypadku samochodowym. A ja? Ja umarłam razem z nim. Mnie nie ma. Nie istnieję. Nie jestem w stanie żyć, funkcjonować normalnie
Gwiazda "Królowych życia" dodała, że media i hejterzy wcale nie ułatwiają jej powrotu do normalności. Najbardziej boli ją to, że obwiniają ją za tę tragedię i robią z jej syna "mordercę".
Media i hejterzy każdego dnia przypominają mi o tym, co się stało. Wykorzystali tę tragedię i nie dali mi przeżyć żałoby, osądzając, że to ja jestem winna temu, co się stało. Nie potrzebuję przypominania. Stałam się żywym celem gazet, portali, ale przede wszystkim ludzi. Stałam się ofiarą, która znosi to, że z jej syna robią mordercę
Zobacz także: Nowe informacje dotyczące jedynego świadka wypadku z udziałem syna Peretti. Prokurator zabrał głos
Peretti otworzyła się również na temat wypadku, który jej zdaniem był winną całej czwórki, która znajdowała się w pojeździe. Podkreśliła również, że ponieśli oni największą cenę, a razem z nimi ich pogrążone w smutku rodziny.
Dla mnie cała czwórka zawiniła tragedii, którą dziś przeżywam ja oraz wszystkie rodziny zmarłych. Oni zapłacili największą cenę, którą człowiek płaci za kardynalne błędy, kierowane nieodpowiedzialnością, a my, ich najbliżsi, żyjemy z pokłosiem feralnej nocy, z całym bólem, z poczuciem straty, z wyrwą, która pojawiła się w naszych życiach
Sylwia Peretti przyznała, że zostanie młodą mamą było dla niej dobrą decyzją, żałuje tylko jednego — braku drugiego dziecka, na którym mogłaby się skupić i przelać całą swoją miłość.
Nigdy nie żałowałam, że zostałam matką tak wcześnie. Wiesz, czego żałuję? Że nie mam więcej dzieci