Reklama

Mieli 10 dni, żeby spośród 36 młodych tancerzy wyłonić tych najlepszych. Ostra praca, pot, łzy i walka o uczestników. Bo każdy z jurorów bronił swoich faworytów. Czasem na wierzch wychodziły emocje, wysiadały nerwy. Na szczęście mieli też chwile tylko dla siebie. Odkrywali wtedy urodę Marrakeszu. Zapuszczali się w gwarne uliczki medyny, na ruchliwe targi, nazywane sukami, do maleńkich kafejek. To niewielkie miasto w północnej Afryce jest dzisiaj mekką gwiazd i artystów. Swoje rezydencje mają tu Brad Pitt z Angeliną Jolie, Will Smith, Michael Jordan. Tutejsze krajobrazy porównuje się do płócien genialnych artystów. Na wyciągnięcie ręki ośnieżone szczyty Atlasu, w powietrzu zapach Orientu.

Reklama

Kogo podziwiać?
Kinga Rusin wciąż ma przed oczami tamte obrazy: budynki w kolorze ochry niczym puzzle rozsypane wśród palm, drzew oliwnych i pomarańczowych. Barwne, rozgadane grupki kobiet i mężczyzn w dżellabach, dziwnych płaszczach z kapturem. Wieczorem plac Dżemaa el-Fna, w sercu Marrakeszu, zapełnia się żonglerami, ulicznymi grajkami, magami. Miejsce, znane niegdyś z krwawych egzekucji, jest dziś areną barwnych widowisk tworzonych na gorąco przez amatorskie zespoły. Nie wiadomo, czy najpierw oglądać zaklinaczy węży, czy ekscentrycznych sprzedawców hałaśliwie zachwalających swoje towary. A może piękne tancerki w woalach i srebrnej biżuterii? „To była magia”, mówi Kinga, która po raz pierwszy z tak bliska poznawała arabski świat. „Takiej Kini wcześniej nie znałem”, śmieje się Michał Piróg. „Przeżywała prawdziwy dramat, że nie mieszkamy w medynie, tylko w zwykłym hotelu na przedmieściach”.

Ten okropny pośpiech
Obcy świat z początku budził nieufność. Nie znali jego kodu ani magicznych zaklęć. Agustina Egurrolę denerwowali arabscy mężczyźni, którym nigdzie nie było śpieszno. Wydawało mu się, że trwonią czas. Potem zrozumiał, że każdego dnia szukają duchowej równowagi, modlą się, podczas gdy on żyje w biegu: z hotelu na warsztaty taneczne, z telefonem przy uchu, kalendarzem w ręku.

Twardy juror z „You Can Dance” – w Marrakeszu zaskoczył przyjaciół. Do wszystkiego podchodził z naiwnością dziecka: „Boże, że nikt cię jeszcze nie kupił i nie sprzedał trzy razy, to jakiś cud!”, Kinga żartowała w duchu. Z Egurrolą poznała się, jak brała udział w „Tańcu z gwiazdami”. Zaprzyjaźnili się cztery lata temu, kiedy została prowadzącą „You Can Dance”. W pracy o brak zdecydowania Agustina posądzać raczej trudno. Wystarczy, że spojrzy na tancerzy i od razu potrafi wypunktować słabości i zalety. „A na suku kupował kindżał przez tydzień”, śmieje się Kinga. Codziennie zaglądał do sklepu, pytał o cenę, po czym wychodził z niczym. Wprawdzie w krajach arabskich targowanie się jest sztuką dla sztuki i nie ma końca, a jednak była pełna współczucia dla niego. W końcu postanowiła mu pomóc. Poszła do właściciela sklepu i powiedziała, że chce mieć ten kindżał. I że jeśli go nie kupi, to nic straconego, bo te pieniądze wyda w sklepie obok na buty. Wyszła triumfalnie z kindżałem, którego cena nagle spadła z 250 na 60 euro.

Zresztą każdy wypad do arabskich sklepików to było szaleństwo, uczta dla zmysłów. Ciężki zapach perfum mieszał się z wonią ziołowych przypraw usypanych w regularne stożki. Wzrok przyciągały ręcznie tkane dywany w soczystych kolorach i rzędy lśniących miedzianych talerzy, dzbanków, bukłaków. Po dwóch godzinach spędzonych w antykwariacie Kinga kupiła lustro (dwa i pół metra wysokości!), zdobione misterną koronką z miedzi i srebra. „Obłędne!”, opowiada z zachwytem. A Michał kupił drzwi. Przepiękne, z drewna i metalu, zdobione kamieniami. Jak da się je wpasować, będzie miał niezwykle wejście do... łazienki.

Król parkietu!
Każdego dnia odkrywali nowe, magiczne miejsca. Hotel Mamounia, w którym Winston Churchill pisał swoje „Pamiętniki”, nagrodzone potem Noblem, zachwycał rozmachem. Sławne ogrody Yves’a Saint-Laurenta były urocze, choć nie tak wielkie, jak się spodziewali. „Wszyscy chcieli je zobaczyć, a to maleństwo”, rozczarował się Piróg. Za to restauracja Café de la Poste, w budynku starej poczty, z wysmakowaną francuską kuchnią i nie gorszym lokalnym winem, rzuciła ich na kolana. „Błagaliśmy, żeby jeszcze nie zamykali, choć robiło się późno”, wspomina Kinga. „Michał był w siódmym niebie – jest wegetarianinem. Mógł wreszcie dostać coś, co lubi, bo wszędzie podawano dość ciężkie tażiny z jagnięciny, na których widok dostawał wysypki. W Marrakeszu po raz pierwszy spędzałam z chłopakami po 18 godzin na dobę, co okazało się ciekawym doświadczeniem. Ale jeszcze raz przekonałam się, że naprawdę ich lubię. Ścinamy się w pracy, nie szczędzimy sobie ostrych słów, jesteśmy jednak zgranym teamem”.

Czy ten wyjazd zbliżył ich do siebie? „Nie tylko zbliżył, ale też pokazał, że każdy ma drugą, nieznaną twarz”, żartują. Na przykład Agustin Egurrola po raz pierwszy na ich oczach zaszalał w night-clubie. Zwykle na wyjazdach odsypia zaległości, bo dużo pracuje. Takiego Egurroli jeszcze nie widzieli, był absolutnym królem parkietu. Sama dyskoteka, skonstruowana niczym Koloseum, z kapitalną muzyką na żywo, wprawiła w zachwyt. Może magia miejsca zmienia ludzi? „Agustina chyba odmieniła”, uważa Michał Piróg. „Po raz pierwszy mieszkaliśmy sami, odcięci od reszty ekipy, skazani na siebie. Nie miał wyjścia: jeśli chciał zjeść śniadanie, to z nami, jeśli chciał gdzieś wyjść, to z nami, bo nie jest typem samotnego odkrywcy. Myślałem, że mogą być problemy, ale fantastycznie sprawdził się jako kompan”.

Z kim zatańczyć o życie?
„Każdy z nas jest z innej krainy”, mówi Agustin. Czasami beztroska Michała go denerwowała, bo jak spojrzeć z boku, to typowy hedonista: „Ma kompletnie inny rytm życia od mojego. Kiedy wstaję, u niego jest środek nocy, a kiedy wieczorem padam ze zmęczenia, on zaczyna być aktywny. Zawsze wie, gdzie warto się bawić, gdzie jeść, gdzie są najlepsze kluby. Chociaż może jest to sposób, żeby przeżyć życie, zamiast je przebiec”, zastanawia się Agustin. Sam mówi o sobie, że jest skrzyżowaniem latynoskiego szaleństwa z wyważoną polską naturą. Martwi się o przyszłość, stara się planować swoje życie. Spala się, bo jak coś robi, to zawsze na sto procent. Całą energię wkłada w to, co ważne – w „You Can Dance”, taniec, choreografię – przyjemności to już tylko dodatek: „Mamy z Michałem inne spojrzenie na świat, ale dużo się od niego uczę. Tego, że nie ma wczoraj, nie ma jutra, jest tylko dziś. Czy łączy nas przyjaźń? Myślę, że to jest szorstka miłość”, wybucha śmiechem.

Barwni jurorzy z „You Can Dance” prywatnie są tacy sami jak w programie. „To silne osobowości, oni nie muszą nikogo grać”, mówi Kinga. „Michał ma temperament, potrafi w niewybrednych słowach kogoś skrytykować i później przeżywać to przez tydzień. Ale dojrzewa i poważnieje, skończył 30 lat. Te stroje, fryzury nie są tylko na występ, on jest taki na co dzień. Tak samo Agustin – ubiera się w garnitury, jest stonowany. Chociaż odniósł gigantyczny sukces – założył kilka szkół tańca, robi choreografię do niezliczonych telewizyjnych show. A przy tym pozostał skromny. Nie udziela nikomu żadnych rad, raczej woli słuchać innych. Ilekroć zapadała cisza, rzucał: »No, hej, co jest, mówcie do mnie!«. Trzeba go otulać słowami”, śmieje się Rusin.

Gdyby jednak na słynnym placu Dżemaa el-Fna miała zatańczyć o życie, to z którym? „O Boże! Jeśli miałabym walczyć o życie, to chyba nie z Michałem, za dużo w nim szaleństwa, choć tańczy fantastycznie!”. W Marrakeszu często rozmawiali ze sobą. Jeszcze nigdy tak głęboko nie zaglądali sobie w dusze: „Otworzyliśmy przed sobą drzwi do naszych prywatnych światów”, mówią.

Zanim Piróg zaczął pracować z Kingą Rusin, słyszał, że bywa ona arogancka, że ma fochy na planie, ciężko z nią wytrzymać. Z początku trzymał się więc na dystans. „To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, raczej taka spóźniona”, żartuje. Imponuje mu, że Kinga z każdej minuty życia potrafi wycisnąć co najmniej dwie. Stale coś wymyśla, planuje, a potem wciela w życie. Gdy zawzięła się, że nauczy się kitesurfingu, zrobiła to w tydzień. W Marrakeszu od razu wiedziała, gdzie są najciekawsze zabytki, co trzeba zwiedzić, bo ma bzika na punkcie sztuki i ciągłego uczenia się. „Trudno jej dorównać, bo nasza noblistka Kinga Rusin wie absolutnie wszystko”, Michał czasem lubi się z nią przekomarzać. Choć zaraz dodaje, że Kinia jest świetnym kumplem: „My wiemy, kiedy po pracy wrzucić na luz. Nauczyliśmy się tego przy drugiej edycji „You Can Dance” w Buenos Aires, gdzie po 12 godzinach ciężkiej pracy byliśmy w stanie odwiedzić wszystkie kluby i w każdym zatańczyć”.

Chłopaki też płaczą
Odbierani przez widzów jako twardzi sędziowie, są naprawdę wrażliwymi ludźmi. „Kiedy z grupy tancerzy mam wybrać tych najlepszych, potwornie się stresuję”, przyznaje Agustin. „Długo potem dochodzę do siebie. Ci młodzi ludzie walczą o siebie z całych sił, a nasze słowa ich raną. Jak mówię: »Odpadasz z programu«, to mam wrażenie, jakbym wbijał im nóż w serce. Ale ktoś musi im to powiedzieć, bo taki jest program. Widziałem łzy, mnóstwo rozczarowań. Jestem poraniony po tych warsztatach”. Nie dziwi go wcale, że Michał w jednej z edycji się popłakał: „On ma w sobie mieszankę siły, determinacji i wrażliwości dziecka. A łzy? Świadczą o tym, jak szczery jest w tym programie”. Z kolei Kinga, która z prowadzącej zamieniła się w jurorkę, jest absolutnie wyważona, uważa Egurrola. Z precyzją najlepszego komputera potrafi zanalizować mocne i słabe strony tancerzy, a każdą ocenę podeprzeć głębszą analizą.

„Nie jestem ekspertem od tańca, więc moja rola w »You Can Dance« bardziej polega na ocenie osobowości scenicznej, czy ktoś przebije się w kamerze, czy nie”, mówi Kinga. Niektórzy mają gorszą technikę, ale tak ujmującą osobowość, że publiczność ich z miejsca kocha. Po ostatnich eliminacjach w Marrakeszu trwających do czwartej nad ranem nie zmrużyła oka. „Siedzieliśmy do świtu, a ona ciągle przeżywała, że być może ktoś odpadł niesłusznie”, wspomina Piróg. Z ciężkim sercem żegnali Marrakesz. Ale mówią, że jeszcze tam wrócą. Agustin choćby po to, żeby kupić drugi kindżał. Kinga – bo to idealne miejsce na wypad dla dwojga. Raz jeszcze chciałaby posiedzieć na tarasie Café de France, skąd rozciąga się najpiękniejszy widok na marrakeski plac. Z tej wyprawy przynajmniej ma lustro.

Reklama

Tekst Elżbieta Pawełek
Zdjęcia Aldona Karczmarczyk/AF PHOTO
Stylizacja Maciej Spadło
Makijaż Wojciech Rostowski
Fryzury Adam Szaro
Produkcja Anna Wierzbicka

Reklama
Reklama
Reklama