Sześć powodów, dla których warto zobaczyć "Sztukę kochania". Premierowa RECENZJA
Sześć powodów, dla których warto zobaczyć "Sztukę kochania". Premierowa RECENZJA
1 z 7
Za nami najgorętsza polska premiera kinowa pierwszej połowy 2017 roku. Na uroczystym pokazie filmu "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej" w warszawskich Złotych Tarasach pojawiły się tłumy gwiazd, a na pokaz filmu zaprosił m.in. producent filmu Piotr Woźniak-Starak. Film producentów głośnych "Bogów", opowiadających o życiu Zbigniewa Religi, interesował wszystkich już od pierwszych wiadomości o rozpoczęciu zdjęć. Oczekiwania po reżyser Marii Sadowskiej i jej ekipie były duże i dzisiaj śmiało można powiedzieć, że nie zawiedli. Zobaczcie sześć rzeczy, dla których naszym zdaniem warto zobaczyć film "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej". Film w kinach od najbliższego piątku 27 stycznia. Zwiastun filmu "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej":
2 z 7
Historia Michaliny Wisłockiej to gotowy scenariusz na film. Pod tym względem autorzy filmu "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej" znów trafili w dziesiątkę, podobnie jak to było wcześniej w przypadku Zbigniewa Religi. Autorka bestsellerowej książki "Sztuka kochania", która w PRL-u rozeszła się w nakładzie siedmiu milionów egzemplarzy (nie mówiąc już o powielanych pokątnie kopiach książki), zwykła powtarzać, że ślepy o kolorach nie napisze. I rzeczywiście, po obejrzeniu filmu wiadomo już, że osobiste doświadczenia były dla autorki bardzo dobrą podbudową pod rozpoczęcie pisania rewolucyjnego poradnika. Ale "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej" to nie tylko seksualny pamiętnik jej autorki. To jedynie dodatek do bardzo ciekawej historii, która jest podstawą filmu Marii Sadowskiej. Michalinę Wisłocką poznajemy w momencie, gdy z rękopisem swojej książki bezskutecznie odbija się od wydawców, którzy nie chcą wydać "Sztuki kochania". Wizyty w gabinetach politycznych działaczy, wydeptywanie ścieżek w ministerstwach, aż w końcu - w myśl znanego powiedzenia - jak trwoga to do Boga i szukanie wstawiennictwa u biskupa. Wszystko to ogląda się z zaciekawieniem i bez znudzenia. Szczególnie że w retrospekcjach poznajemy też sekrety pierwszego małżeństwa Wisłockiej i jej późniejszych mężczyzn, którzy ukształtowali ją jako autorkę, ale przede wszystkim jako kobietę. Bo "Sztuka kochania", którą napisała była głównie właśnie dla kobiet.
3 z 7
Bezwzględnie na pochwałę zasługują aktorzy pierwszoplanowi, którzy są największym atutem filmu "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej". Występującą w roli głównej Magdalenę Boczarską zostawmy na chwilę, bo największe wrażenie w filmie robi Eryk Lubos w roli szarmanckiego i brzydkiego (sama Wisłocka tak się do niego zwraca) Jurka. Jego pojawienie się ożywia film Sadowskiej i momentami szkoda, że to nie "Sztuka kochania. Historia Jurka". Wszelkie pochwały, jakie za swoją rolę zbiera i zbierze Magdalena Boczarska są w pełni zasłużone, a Wisłocka w jej wykonaniu to postać złożona, ale zarazem prosta. Wie, czego chce i nie cofnie się przed niczym byle to osiągnąć. Od Boczarskiej wymagało to nie tylko umiejętności aktorskich, ale i sporej odwagi w scenach erotycznych. Dzielnie partnerują jej Piotr Adamczyk z finezyjną blond-fryzurą i Justyna Wasilewska, o której już mówi się, że właśnie narodziła się gwiazda.
4 z 7
Nie tylko pierwszy plan aktorsko zasługuje na pochwałę. W drugoplanowych rolach przewinął się cały tłum znanych i lubianych aktorów. Mały epizod - a właściwie dwa - ma Tomasz Kot (zwróćcie uwagę na scenę na schodach ministerstwa), a także Borys Szyc - również z finezyjną fryzurą - w roli wydawcy książki Wisłockiej. W rolach nieugiętych urzędników zobaczyć można świetnego jak zawsze Arkadiusza Jakubika oraz Wojciecha Mecwaldowskiego, a żonę potężnego generała gra Danuta Stenka. Jest również Karolina Gruszka w roli pacjentki Wisłockiej, która nie może zajść w ciążę. Świetny epizod cenzora zaliczył Artur Barciś, na którego występ z pewnością warto zaczekać.
5 z 7
"Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej" to film odważny. Duża ilość scen erotycznych sprawia, że nie jest on z pewnością filmem dla dzieci, ale przecież nie byłoby sensu kręcić filmu o sztuce kochania bez sztuki kochania. Pełno tu więc nagich ciał w erotycznych uściskach, a kamera śmiało zagląda w wiele zakamarków. Sadowska chciała pokazać w swoim filmie różne odcienie seksu i to bez wątpienia jej się udało. Jest tu więc seks na wesoło, romantycznie, a momentami i ostro. Brawa dla aktorów za odwagę, bo film nie tylko od Boczarskiej wymagał jej dużo. Przy czym warto zauważyć, że nie została przekroczona granica dobrego smaku, choć wydaje się, że niektórzy widzowie mogą jednak być trochę zniesmaczeni.
6 z 7
Decydującym o sukcesie filmu jest też z pewnością humor, którego dużo w filmie "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej". Choć film podejmuje wiele poważnych tematów - jest między innymi epizod wojenny, w którym bohaterka filmu cudem unika wywózki do obozu - a czas, w jakim ma miejsce jego akcja nie jest najszczęśliwszy, to jednak autorzy filmu nie skupiają się na tym, co brzydkie. Wisłocka musi mocować się z dygnitarzami partyjnymi, ale jej wizyty w ministerstwach to nie odwiedziny smutnych socrealistycznych gmachów, a jedynie pretekst do zabawnych scenek z udziałem facetów, którym nie mieści się w głowie, że kobieta też powinna odczuwać przyjemność z seksu. Jak to mówi sama bohaterka filmu, jej rolą nie jest popularyzowanie, a uświadamianie i rzeczywiście, uświadamia jak się patrzy. Z uśmiechem.
7 z 7
"Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej" to film bardzo dobrze zrealizowany. Zadbano o wszelkie szczegóły, które sprawiły, że minione lata ożyły na ekranie i ani przez chwilę nie czuć jakiegoś fałszu. Fryzury, ubrania, scenografia - w filmie odtworzono między innymi klimat dawnego Bazaru Różyckiego - a wszystko to zostało ładnie sfotografowane. "Sztuka kochania" pachnie latem na wsi i wiosną w mieście, a filmowe kadry oddychają przestrzenią. Ekipa Sadowskiej pokusiła się również o efektowny mastershot, o którym opowiadała w wywiadzie dla serwisu Polki.pl (scena nakręcona w całości jednym ujęciem bez scen montażowych). Zaczyna się w momencie pojawienia się striptizerki z papierem toaletowym - nie przegapcie. Podsumowując, "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej" z pewnością jest filmem godnym zobaczenia. W moim odczuciu nie jest tak dobry jak "Bogowie", ale film Palkowskiego podniósł poprzeczkę tak wysoko, że naprawdę ciężko byłoby ją pokonać. Jest tutaj parę drobnych niedociągnięć, o których nie wspomniałem, ale nie zaciemniają one ogólnego obrazu filmu skazanego na kasowy sukces.