Reklama

"Nowe czasy, nowe wyzwania”, zapowiadała pół roku temu Kinga Rusin, odchodząc z „Dzień dobry TVN”. Widzom mówiła wtedy „do zobaczenia!”, więc wszyscy myśleli, że lada moment znów zobaczymy ją na antenie. TVN jednak właśnie pochwalił się nowymi programami z wiosennej ramówki i występującymi w nich gwiazdami, wśród których… próżno szukać Rusin. Co więcej, jak dowiedziało się „Party” w biurze public relations TVN, stacja ogłosiła już wszystkie nowości, a to znaczy, że w najbliższym czasie Kingi w TVN po prostu nie będzie. Czy dziennikarka nie zainteresowała swoimi pomysłami władz stacji i to jej koniec w telewizji? A może w 50. urodziny gwiazda ma inny plan?

Reklama

Zobacz także: Kinga Rusin łączy rajskie wakacje z pracą. Walczy jednak z nadmiernym zainteresowaniem i poważnym oszustwem!

Ucieczka do raju Kingi Rusin

Rusin, w przeciwieństwie do wielu gwiazd, nigdy nie ukrywała swoich poglądów, także politycznych, i stanowczo ich broniła. Nie było więc dużym zaskoczeniem, że po odejściu z telewizji śniadaniowej pomyślała o nowych wyzwaniach.

„Chcę zająć się dziennikarsko poważniejszymi tematami i razem z własnym zespołem produkować reportaże i dokumenty”, mówiła ambitnie.

Informację, że TVN ma dla niej kilka propozycji, potwierdził dyrektor programowy stacji Edward Miszczak. Dlaczego więc Rusin nie ma w telewizji?

– Stacje telewizyjne najczęściej stawiają na sprawdzone formaty z przewidywalną wysoką widownią, bo to właśnie od liczby widzów zależy, ile zarobią na reklamach. Ambitniejsze programy, takie jak chce prowadzić pani Kinga, niestety w Polsce mają niższą oglądalność – tłumaczy Weronika Szwarc-Bronikowska, medioznawca i wiceprezes zarządu domu mediowego Media People.

Równie prawdopodobne jest jednak, że to nie telewizja była stroną, której nie zależało na tej współpracy.

– Zawód dziennikarza jest bardzo wymagający i wyczerpujący emocjonalnie – mówi „Party” medioznawca prof. Wiesław Godzic. – W tej pracy właściwie się nie odpoczywa. Kiedy jesteś na samej górze, to nie odchodzisz bez wyraźnego powodu. Tym bardziej że branża nieustannie poszukuje nowych ambitnych i uśmiechniętych twarzy. Może Kinga ma dość i chce odpocząć? – zastanawia się prof. Godzic.

Faktycznie, Rusin niedługo po wybuchu pandemii zniknęła nie tylko z małego ekranu, ale także z mediów społecznościowych. Uciekała też z Warszawy – najpierw na Mazury, a w połowie listopada spakowała walizki i wyjechała na Malediwy. Z niewielkiej tropikalnej wyspy, jak sama zdradza, razem z partnerem Markiem Kujawą pracują nad rozwojem ich firmy kosmetycznej Pat & Rub. Wystarczy jednak rzucić okiem na konto Kingi na Instagramie, by przekonać się, że gwiazda nie samą pracą tam żyje. Szampan na jachcie, plaże z białym piaskiem, kitesurfing i joga…

Czy telewizja rzeczywiście warta jest tego, żeby porzucić dla niej raj?

Kinga Rusin, najmłodsza prezenterka TVP i ślub w sukience komunijnej

Do gmachu na Woronicza Rusin trafiła, gdy miała zaledwie 21 lat. Na przesłuchaniu wypadła tak dobrze, że została najmłodszą prezenterką w TVP.

„Jak się zapowiadało film po wieczornych »Wiadomościach«, to oglądało to 20 mln widzów! Pamiętam, że po kilku pierwszych telewizyjnych »występach« stanęłam samochodem przed pasami, a inni kierowcy zaczęli trąbić, machać do mnie”, opowiadała Kinga w „Vivie!”.

Kochali ją kamera, widzowie i wschodząca gwiazda dziennikarstwa – Tomasz Lis. Jej życie nabrało zawrotnego tempa. Do ślubu z Lisem poszła w sukience komunijnej, bo w wypożyczalni nic innego na nią nie pasowało, a nie było czasu na szycie nowej.

East News

Dziś Rusin uważa, że decyzję o ślubie podjęła zbyt prędko, ale wtedy o tym nie myślała. Trzy dni po weselu była już z mężem w Stanach, bo Lis został korespondentem TVP w Waszyngtonie, a po roku zaszła w ciążę. Bajkowo było jednak tylko pozornie.

„Wydaje mi się, że po urodzeniu starszej córki (miałam wtedy dwadzieścia pięć lat) przeszłam prawdziwą depresję poporodową. Amerykanie nazywają to, jakże romantycznie i subtelnie, baby blues… A ja miałam taki blues, że stojąc na balkonie, na dwudziestym pierwszym piętrze wieżowca, w którym wtedy mieszkałam, zastanawiałam się, czy nie skoczyć…”, wspominała w książce „Co z tym życiem?”.

Kiedy cztery lata później, już w Polsce, na świat przyszła druga córka Lisów – Iga, dziennikarka na pięć lat zawiesiła karierę. Wróciła w 2005 roku, by poprowadzić pierwszy w historii odcinek „Dzień dobry TVN”.
Ale dobra passa w życiu zawodowym nie szła w parze z tą w życiu prywatnym.

Nóż w plecy, czyli rozstanie Kingi Rusin

Cios przyszedł z najmniej spodziewanej strony. Po 12 latach małżeństwa Lisowie się rozwiedli. Tomasz zaczął się spotykać z dziennikarką Hanną Smoktunowicz, dziś Lis. Było to tym boleśniejsze, że Hanna przyjaźniła się z Kingą, ba!, była nawet świadkową na jej ślubie…

East News

Widzowie nie szczędzili Rusin wsparcia. To dzięki ich głosom w 2006 roku wygrała „Taniec z gwiazdami”. Przez lata nie chciała mówić o rozwodzie, dopiero w 2017 roku, zapytana, czy można pogodzić się z tym, że mąż wiąże się z najlepszą przyjaciółką, odpowiedziała w jednym z wywiadów:

„Jak widać, można. Myślę, że jak się na mnie spojrzy, to jest to najlepszy dowód na to, że można to przepracować”.

East News

Była już wtedy zakochana w prawniku Marku Kujawie, którego poznała na urlopie na Rodos.

– Do wszystkiego się wzajemnie nakręcamy, przerzucamy się pomysłami, dodajemy sobie sił. Dla mnie to jest niesamowite doświadczenie, że można spędzać ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę i nigdy się nie nudzić. Kiedy łączą się dwie pasujące do siebie energie, to wszystko zaczyna się liczyć podwójnie. (…) My idealnie się uzupełniamy – mówiła jakiś czas temu w „Party” Rusin o Kujawie, z którym jest od 10 lat.

Już na lotnisku, gdy wracali z wyjazdu, na którym się poznali, Marek powiedział Kindze, że zamierza odmienić jej życie.

Teraz Kinga Rusin stawia na siebie

Córki Kingi są już dorosłe. Młodsza Iga studiuje w Wielkiej Brytanii, starsza Pola w Warszawie. Ale Rusin dobrze pamięta, jak były małe.

– Każda samotna matka mnie zrozumie, kiedy powiem, że wychowując w pojedynkę dzieci, naprawdę nie ma się na nic czasu. (…) Przez wiele lat dzieci były moim priorytetem. Plan dnia był zawsze dopasowany do ich potrzeb, a ja czerpałam wiele satysfakcji, kiedy patrzyłam, jak się rozwijają – mówiła Kinga półtora roku w „Party”. – Spełniłam swoją misję. Teraz czas na mnie i powiem, że w egzekwowaniu tego postanowienia jestem wyjątkowo stanowcza – dodała.

Wygląda na to, że teraz, tuż przed 50. urodzinami, Rusin w końcu robi to, na co ma ochotę, jednocześnie nie zamykając sobie drogi powrotu do telewizji.

– Odeszła jako osoba nieskompromitowana, a całe pokolenie 50-latków przegląda się w niej jak w lustrze. Oni za nią tęsknią, po cichu zazdroszczą sukcesu, bo sami chcieliby już odpoczywać na tej egzotycznej wyspie – mówi medioznawca prof. Maciej Mrozowski.

Wtóruje mu Weronika Szwarc-Bronikowska.

– Myślenie o tym, czy kobieta w wieku 50 lat nadaje się jeszcze do telewizji, jest myśleniem archaicznym. Najlepsze telewizje na świecie korzystają z dojrzałych prowadzących, zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Liczy się osobowość, błyskotliwość, intelekt, a nie wiek. Co więcej, jak pokazują badania, to osobom doświadczonym, a więc dojrzałym, bardziej ufamy – dodaje medioznawczyni.

Reklama

Pozostaje tylko pytanie, czy sama Rusin będzie chciała wrócić na antenę. Szanse są ogromne, bo nic tak dobrze jak telewizja nie daje statusu gwiazdy. A ten Kinga uwielbia. Wystarczy przypomnieć, jak cieszyła ją zeszłoroczna impreza u Adele po rozdaniu Oscarów, z której relację zdała na Instagramie: „Z Leo DiCaprio tańczyłam przez chwilę za rękę (taka była konwencja, a ja stałam obok), otoczony wianuszkiem dziewczyn Bradley Cooper posyłał mi uśmiechy, ale chyba dlatego, że jego też rozśmieszył mój taniec z Jayem-Z”.

Instagram/Kinga Rusin
Reklama
Reklama
Reklama