Wprost tłumaczy się z publikacji o Durczoku: Policjanci bagatelizowali sprawę, zostałaby skręcona na początku
Mocne słowa dziennikarz
Poniedziałkowa publikacja Wprost o Kamilu Durczoku wzbudziła ogromne zamieszania w środowisku. Najważniejsze osoby mediów zgodnie stwierdziły, że nie ma ona nic wspólnego z poważnym dziennikarstwem. W obronie redaktora stanęła nawet Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Przypomnijmy: Kolejny policzek dla Wprost! Helsińska Fundacja Praw Człowieka broni Kamila Durczoka
Publikację Wprost podważyła nawet Gazeta Wyborcza, która znalazła kilka nieścisłości w śledztwie tygodnika. Zarzutów i głosów krytyki było coraz więcej, dlatego Michał Majewski, jeden z autorów artykułu o Durczoku postanowił wyjaśnić kilka szczegółów, które budzą najwięcej wątpliwości. Na swoim blogu wyjaśnił dlaczego w ogóle taka publikacja powstała:
Najpierw funkcjonariusze bagatelizowali sprawę i nie chcieli się nią zająć. Dopiero po interwencji Sylwestra Latkowskiego do mieszkania zjechała większa liczba policjantów. Dopiero wtedy funkcjonariusze zdecydowali się poważniej przyjrzeć tej historii i choćby zbadać biały proszek. Dziś ekspertyza już jest i wynika z niej, że białym proszkiem była amfetamina i kokaina. Mamy też prokuratorskie śledztwo. Gdyby nie tamta piątkowa interwencja Latkowskiego to mam wrażenie, że sprawa zostałaby skręcona na samym początku
Dużo kontrowersji wzbudziła fotografia z wnętrza mieszkania, na której Majewski i Latkowski przeglądają roztrzaskane telefony i kamerę, które zastali na miejscu:
Dlaczego opublikowaliśmy to zdjęcie? Gdybyśmy go nie dali pojawiłby się argument, że fotografie mamy od premier Kopacz albo od byłych funkcjonariuszy WSI lub z Kremla. Przecież od samego początku wprowadzony został do poważnej dyskusji absurdalny argument, że to zemsta… premier Kopacz za ostry wywiad telewizyjny, który Durczok z nią przeprowadził. Podobnie absurdalnych teorii spisku krąży już więcej. Że to mistyfikacja, że wymyślone, ustawione i pisane na zlecenie. Słyszę, że może też chodzić o zmniejszenie wartości sprzedawanego właśnie TVN-u. A może to właśnie zachowania Durczoka zmniejszają wartość TVN-u? -mówi Majewski
Majewski zastanawia się również nad tym, czy Durczok mógłby być takimi zdjęciami szantażowany:
Na przykład w ten sposób, żeby pewne tematy nie były poruszane. Albo, żeby właśnie o nich opowiadać na antenie. Tego nikt nie bierze pod uwagę? I na koniec. Nie bardzo obchodzą mnie prywatne zwyczaje Kamila Durczoka. Dla mnie temat zaczyna się, gdy jedna z najbardziej wpływowych osób w kraju barykaduje się w mieszkaniu, szarpie z właścicielem, jest spisywana przez policję. A w lokalu, z którego wychodzi zostają jej osobiste rzeczy, akcesoria do brania twardych narkotyków, kokaina i amfetamina - wyjaśnia
Zobacz: Kraśko podzieli los Durczoka? "To jest takie krycie się nawzajem. Każdego można w ten sposób dopaść"
Kamil Durczok na salonach: