Małgorzata i Karol Strasburgerowie w niezwykłym wywiadzie o ich małżeństwie! Za co się pokochali?
Małgorzata i Karol Strasburgerowie w niezwykłym wywiadzie o ich małżeństwie! Za co się pokochali?
Zadaliśmy te same pytania Małgorzacie i Karolowi Strasburgerom. Zobaczcie, co powiedzieli o sobie, swoim związku i rodzicielstwie.
Zobacz także: Karol Strasburger opowiedział o zaletach ojcostwa w późnym wieku! Jak się odnajduje w roli taty?
Kiedy pierwszy raz ją / go zobaczyłem(-łam), pomyślałem(-łam)…
Karol: Że jest niezwykle miłą osobą o otwartym sposobie bycia. Na to zwróciłem uwagę, bo tym się wyróżniała spośród innych. Od pierwszego wejrzenia budziła sympatię. Według mnie powiedzenie o kimś, że jest miły, to szalenie istotne określenie. Może kobiety nie czują w takiej opinii czegoś pozytywnego, bo może wolałyby usłyszeć, że są piękne, uwodzicielskie, seksowne, ale w obecnym świecie nie jest tak łatwo znaleźć szczerą, miłą osobę, która chce przebywać z ludźmi i ich poznać. Małgosia taka jest, to mi się w niej bardzo podoba.
Małgorzata: …że kobieta, która jest jego żoną, musi być bardzo szczęśliwa. Stałam tuż obok niego i jego ówczesnej żony na ślubie naszych wspólnych znajomych. Widziałam, jak Karol patrzy na Irenkę – w taki sposób, w jaki każda kobieta pragnęłaby się przeglądać w oczach swojego partnera. Słyszałam, jak się do niej zwraca, z jakim szacunkiem i czułością. Jak dumny jest, że ona stoi u jego boku. Obserwowałam jego mowę ciała i sposób bycia. Skupiał wokół siebie liczne grono ludzi i nie dlatego, że był znany, ale dzięki temu, jaki był – naturalny, uśmiechnięty, życzliwy, szarmancki, żartował. Był widoczny, ale nie narzucający się. Zaśmiałam się wówczas do siebie, zostając z takim niewinnym marzeniem: jeśli takich mężczyzn jest więcej na świecie to ja, Panie Boże, jednego poproszę na męża. I po 15 latach od tego momentu prośba została wysłuchana i spełniona w niespodziewanie dosłowny sposób (śmiech). Warto mieć marzenia? Warto!
Co w niej / nim podziwiasz, cenisz najbardziej?
Karol: Poważnie traktuje rodzinę. Małgosia niezwykle dba o ognisko domowe, jest dla niej najważniejsze. Jest kobietą, która chce, by w naszym domu było wszystko, co z pokolenia na pokolenie zostało nam przekazane. Często gotujemy razem, staramy się, by choć jeden posiłek zjeść wspólnie, lubimy być gospodarzami. W naszym domu są rodzinna atmosfera i miłość. Dbamy o siebie. Myślę, że to niedzisiejsze, bo spotykam często młode osoby, które nawet nie planują w domu kuchni, bo można jeść w lokalach. Dla mnie jest to nie do przyjęcia, by dom był tylko miejscem noclegu. Na szczęście Małgosia podziela moje zdanie.
Małgorzata: Najważniejsze są potrzeba i umiejętność bycia razem. Mówię o tym przy każdej okazji. To smutne, że w dzisiejszych czasach tak wiele par rozstaje się przez szereg nieporozumień, niedobranie się, zbyt wielkie oczekiwania albo idealizowanie partnera. Przykre są także przypadki, kiedy ludzie łączą się tylko z poczucia samotności oraz obawy przed nią. I tkwią w związku przez lata, często będąc samotnymi we dwoje. Męczą się w pozornej relacji, która jest destrukcyjna, istnieje „na siłę”, bo „co ludzie powiedzą”, bo „dzieci”, bo „przysięgę złożyliśmy”. Dlatego, decydując się na związek, niezależnie od wieku, już na początku warto układać wspólne życie z poszanowaniem wzajemnych potrzeb, pasji, marzeń, wyborów, ale także ustalić, czy zgadza się nam świat wartości, jak to wspólne życie chcemy przeżyć we dwoje. Obowiązkowo warto też znaleźć wspólny mianownik, umówić się na taki dekalog relacji, który bez względu na wszelkie zawirowania będzie obowiązywał. Nam się udało. To pozornie skromne słowo „razem” jest po brzegi nacechowane tym, co trwale połączy bądź skutecznie może rozdzielić dwoje ludzi. Mnie i mojego męża nieustannie łączy i cieszę się, że tak dobrze się rozumiemy i uzupełniamy. Bardzo doceniam to, że mamy taką relację.
Z dnia oświadczyn zapamiętałem(-łam)…
Karol: Jestem osobą, która nie lubi odhaczania standardowych punktów w życiu. Dlatego z oświadczyn głównie zapamiętałem, że zrobiłem dla Małgosi pierścionek u jubilera. Ale nie było padania na kolana czy romantycznej kolacji, nie czuję tego… Moja żona też zawsze wybiera niekonwencjonalną formę niespodzianek. Stało się to naturalnie i oboje wiedzieliśmy, że to jest ten wyjątkowy moment i traktujemy to jako dzień zaręczyn.
Małgorzata: Najbardziej romantyczne jest to, że… nie było oświadczyn jako pojedynczego zdarzenia. Było nietuzinkowo… jak to z moim mężem zawsze w życiu i za to m.in. go kocham (śmiech). Mój pierścionek skrywa w sobie pewną wyjątkową historię. Na dnie basenu w ukochanych przez nas włoskich Alpach Karol znalazł złoty kolczyk ze szlachetnym kamieniem. Szukał kobiety, która go zgubiła, ale do końca pobytu nikt się nie zgłosił, zatem zabrał go ze sobą do Polski. Nie było mnie z nim wtedy, więc nie wiedziałam o tym, a on w międzyczasie wymyślił plan, że przerobi ten kolczyk – dokupi złota i zaprojektuje dla mnie pierścionek, który zawsze będzie mi przypominał o jednym z naszych ulubionych miejsc, w którym spędzamy do dziś każdy zimowy urlop. Wręczył mi go bez zbędnych „fajerwerków” i sztampowego „czy zostaniesz moją żoną?” – w zwyczajny, wspólnie spędzany dzień. Powiedział coś tak ważnego i pięknego (nie zdradzę, niestety, bo to bardzo osobiste), że od tego momentu oboje już wiedzieliśmy, że pewnego dnia staniemy się rodziną.
Z dnia ślubu najbardziej zapamiętałem(-łam)…
Karol: Nasze przyjęcie ślubne (celowo nie nazywamy tego weselem). Było w niewielkim gronie i traktowałem to jak spotkanie z przyjaciółmi, z którymi jestem blisko. Bez fajerwerków, popisów artystycznych, oczepin, bo bardzo takich zabaw nie lubię. Udało się zrobić romantyczne przyjęcie z przyjaciółmi, ktoórzy pięknie dla nas zaśpiewali, i zrobiła się z tego kameralna, ale uroczysta prywatka pełna wzruszeń i niespodzianek, coś podniosłego, ale nie napuszonego. Dziwię się, kiedy takie spotkania stają się „wyścigiem” na status takiego przyjęcia, chwaleniem się stanem posiadania – kto czego miał więcej i za ile. Wielu znanych ludzi lubi niestety pokazywać wszystko: co dostali, kto był, ile razy zmienili strój, jakim autem przyjechali, jakie potrawy serwowali. Jesteśmy oboje gorącymi tego przeciwnikami. Całe życie z Małgosią traktuję jak naszą prywatną uroczystość i nie handluję tym. Wiem, gdzie jest granicą uchylania drzwi do naszego życia, i będę tego bardzo pilnował.
Małgorzata: Pamiętam każdą chwilę, dosłownie wszystko, co działo się od przebudzenia do snu. Pamiętam każde słowo i spojrzenie mojego męża, każdy dźwięk wyśpiewany przez naszych przyjaciół podczas wieczoru minikoncertów, zapach ogrodu, smak tortów bezowych, toasty z życzeniami, wszelkie niespodzianki i to uczucie wszechogarniającego szczęścia, którego nikt i nic nie jest w stanie mi odebrać. Modlę się tylko teraz, abym nigdy nie straciła pamięci (śmiech).
Najpiękniejszy prezent, jaki otrzymałem od niej / niego...
Karol: Nie wiem, czy jest najpiękniejszy, ale dla mnie najcenniejszy. Dostałem go na gwiazdkę w zeszłym roku. Jest to bransoletka z zawieszką małej srebrnej łapki naszej córeczki sygnowana imieniem „Laura”. Do niej dołączony był liścik z osobistą dedykacją. Pierwsze chwile z moją córeczką wyglądały tak, że łapała mnie swoją małą łapinką za duży palec, co wywoływało u mnie niesamowite wzruszenie. I do dzisiaj, gdy zasypia, to musi mnie trzymać za palec. Teraz taki symbol naszej bliskości noszę zawsze ze sobą na ręku.
Małgorzata: Nasza córka – to najcenniejszy, najpiękniejszy prezent, który mogłam dostać i którym cieszymy się każdego dnia. Nic tego nie przebije do końca naszego życia.
Moja ulubiona jej / jego cecha…
Karol: Małgosia potrafi bez skrępowania mówić o swoich uczuciach. Teraz ludzie są skryci, a jak ktoś jest otwarty, to albo naraża się na śmieszność, albo na komentarze, że nie wypada, żeby kobieta mówiła mężczyźnie, że go kocha albo że za nim tęskni, kiedy go nie ma. Albo może ma w tym interes? Nie jest łatwo mówić o uczuciach, a moja żona od początku była w tej kwestii bardzo urocza, otwarta. Ja też się w zasadzie nauczyłem przy niej być śmielszy. Żona taką czułą postawą sprawia, że bardzo lubię z nią przebywać.
Małgorzata: Nie mam ulubionej, bo mojego męża definiuje w 100 proc. pełny ich zestaw: mądrość życiowa, wyrozumiałość dla drugiego człowieka, ambicja. Nigdy nie odpuszcza, zarówno w drodze do celu, jak i wtedy, gdy po ciężkim dniu warto się poruszać dla zdrowia. Niezależnie od godziny i samopoczucia on się nie poddaje, umie się zmotywować, wsiada na rower, zagra w tenisa, pójdzie na basen – to pasja do życia! Skromność, szlachetność, pracowitość, ciągła chęć rozwijania się, umiejętność motywowania ludzi, wrażliwość, odpowiedzialność i opiekuńczość. To tylko mały procent jego cech, mogłabym naprawdę długo je wymieniać…
Czy chciał(a)byś w niej / nim coś zmienić?
Karol: Zmienianie ludzi na siłę to nie jest nic dobrego, ale można ich na coś namówić. Uważam, że Małgosia jest bardzo utalentowana wokalnie i staram się ją nakłonić, aby pokazała światu, co potrafi, ponieważ dotąd pracowała głosem zawodowo, ale zawsze w tle. Wrodzona skromność i może zbyt mała wiara w siebie powodują, że jeszcze tego nie zrobiła. Ludzie skromni nie są przekonani, czy spełniają wszystkie cechy bycia liderem, dlatego to chciałbym zmienić, wszczepić jej większą wiarę w siebie i we własne możliwości.
Małgorzata: Absolutnie nie zmieniałabym w nim ani jednej cechy, ani jednej rzeczy, bo dzięki temu, że mamy wady, możemy wciąż się doskonalić i zmieniać dla ukochanej osoby. Często dla innych nasza wada jest zaletą. Na to, jacy jesteśmy w związku, wpływa druga osoba. Może być czuła, kochająca, pełna werwy, uśmiechnięta albo oschła, nieprzyjemna, dominująca, wówczas i my w tej relacji będziemy inni, każdy związek, każda osoba (także w przyjaźni czy w pracy) poprzez swoją postawę budzi w nas cechy, które drzemały dotąd jeszcze nie wywołane.
Najpiękniejsze wspomnienie związane z nią / nim…
Karol: To może dziwnie zabrzmi, ale wtedy, kiedy mi puszczały nerwy, a Małgosia okazywała się idealnym ukojeniem i pomocą. Zepsuł nam się obładowany samochód na autostradzie za granicą. Prawie nerwowo się wykończyłem, a ona wzięła sprawy w swoje ręce i nas uratowała. Jest świetnym menedżerem. Zachowuje zimną krew i mądrze działa. Pojechaliśmy dalej, co prawda na kilku lawetach (powróLt do domu zajął nam dodatkowe pięć dni), ale ona to załatwiła. Zajęła się kłopotem, kiedy ja byłem nieprzytomny z emocji. Trzeba czasem takie rzeczy przejść wspólnie, by potem wiedzieć, że można na tę drugą osobę liczyć.
Małgorzata: Dzień, w którym dotarło do nas, że zostaniemy rodzicami, i chwila, w której to się stało…To wspomnienie ma na imię Laura i ma za chwilę zaledwie trzy miesiące.