Reklama

Maja Sablewska odkąd zyskała popularność dość często pojawia się w najróżniejszych programach telewizyjnych. Była menadżerka gwiazd często opowiada w nich o swoich traumatycznych przeżyciach z przeszłości. Kilka miesięcy temu w programie Krzysztofa Ibisza "Zrozumieć kobietę" wyznała, że ma w oku implant, a ostatnio w telewizji TTV opowiedziała traumatyczną historię o niemal zabójczym soku marchewkowym. Zobacz: Zaskakujące wyznanie Sablewskiej: Mam w oku implant

Reklama

W jednym z programów Sablewska opowiedziała historię ze swojego wyjazdu do Stanów z Tolą Szlagowską. W ostatni dzień trzymiesięcznego pobytu w USA Maja wypiła świeżo wyciśnięty sok z marchewki, który jak się okazało strasznie ją uczulił.

- Wypiłam rano sok z marchewki, który sama zrobiłam. Okazało się, że tam wylądowały te wiórka od marchewek. To spowodowało coś w moim organizmie, że dostałam uczulenia jeszcze gorszego niż za czasów dzieciństwa. Nagle zaczęłam puchnąć, na moim całym ciele pojawiały się jakieś bąble, nie mogłam oddychać. Powiedziałam do Toli "wołaj karetkę", bo chyba coś złego się ze mną dzieje. Przyjechali lekarze i jak zobaczyli w jakim jestem stanie, to od razu mnie wzięli na ręce i tak na prawdę byłam reanimowana w karetce - wyznała Sablewska.

Na szczęście cała historia skończyła się dobrze. Miejscowi lekarze nie mogli uwierzyć, że marchewka może tak silnie uczulić. Od tamtej pory Maja już wie, że nie powinna wychodzić z domu bez zastrzyków z adrenaliną, gdyż w każdej chwili podobny atak może się powtórzyć.

Jak widać po przypadku Sablewskiej nawet z pozoru zdrowe rzeczy mogą nam zaszkodzić.

Zobacz: Sablewska: Przez Dodę mogłam nabawić się nowotworu!

Reklama

Maja Sablewska i Jessica Mercedes na spacerze:

Reklama
Reklama
Reklama