Magdalena Stępień szczerze o chorobie syna: "Oliwiera mogłoby już z nami nie być..."
Magdalena Stępień udzieliła poruszającego wywiadu o chorobie syna: "Markery nowotworowe Oliwiera spadły prawie do zera". Wspomniała też o Rzeźniczaku
Magdalena Stępień nadal przebywa w Izraelu ze swoim synkiem Oliwierem, a w sieci trwa zbiórka na dalsze leczenie i operacje chłopca. A jak teraz czuje się Oliwier i jego mama? Magdalena Stępień po raz pierwszy od czasu choroby syna w rozmowie z Sandrą Hajduk dla serwisu kobieta.pl zdradziła, jak radzi sobie sama w szpitalu, czy udaje jej się porozumiewać z lekarzami i jak zareagowała na kontrowersje wokół zbiórki na leczenie Oliwiera.
Magdalena Stępień o chorobie dziecka: "Lekarze nie wiedzą, z czym mają do czynienia w 100%"
Magdalena Stępień nie ukrywa, że choroba Oliwiera bardzo ją zmieniła. Modelka w rozmowie z Kobieta.pl mówi wprost, że przypadek jej synka jest bardzo skomplikowany i dopiero po wycięciu guza okaże się, że jakie kroki dalej trzeba podjąć, aby walczyć z chorobą:
Przypadek Oliwiera był badany miesiąc, bardzo szczegółową metodą. Wiem, że tutejsi lekarze na pewno się nie pomylili. Ale trzeba pamiętać, że przypadek Oliwiera jest na tyle skomplikowany, że lekarze nie wiedzą, z czym mają do czynienia w 100 procentach. Dopiero po usunięciu guza będzie można podjąć kroki, by dowiedzieć się, czym on właściwie jest. Może lekarze dojdą do tego, skąd wziął się ten guz? Wiem na pewno, że lekarze w Izraelu chcą opisać przypadek Oliwiera. Na pewno, gdy historia będzie już zakończona, o wszystkim szczegółowo opowiem - mam pełną dokumentację leczenia Oliwiera.
Gwiazda "Top Model" poinformowała też, że "markery nowotworowe Oliwiera spadły prawie do zera", ale pojawiły się zmiany w płucach, które są obecnie badane:
Nie wiemy na razie z czym się mierzymy, ale najważniejsze, że wiemy, że to nie jest genetyczny rak. Czekamy na operację, wycięcie guza i podjęcie dalszych działań. Dla mnie najważniejsze jest to, że markery nowotworowe Oliwiera spadły prawie do zera. Niedługo Oli będzie operowany, czekamy tylko na wyniki badania tomograficznego i sprawdzamy, skąd wzięły się zmiany w płucach.
Zobacz także: Magdalena Stępień poinformowała o wyjątkowym dniu: "Taka poranna niespodzianka"
Magdalena Stepień nie traci wiary: "Bóg działa poprzez lekarzy"
Magdalena Stępień w wywiadzie mówi też wprost o tym, jak ważna jest dla niej wiara w tym trudnym momencie i mimo trudnej sytuacji stara się traktować chorobę syna jako lekcję.
Jestem tu całkowicie sama, mam trudną sytuację i prywatną i finansową. Ja jako osoba wierząca wszystko traktuję jako gest Boga, ale ci, którzy nie wierzą, na pewno widzą tu potęgę nauki. Ja widzę to tak, że Bóg działa poprzez lekarzy.
Modelka dodaje też wprost, że dopiero podczas pobytu w szpitalu w Izraelu zrozumiała tę chorobę, dużo o niej czytała, rozmawiała z lekarzami, konsultowała wyniki, a teraz czeka na operację syna, który jak się ostatnio okazało nie ma śmiertelnego genu. Przekazując tę ważną wiadomość Magdalena Stępień dodała: "W naszym przypadku to ogromny cud".
Ja od początku wiedziałam, że przypadek Oliwiera odbiega od wszystkich innych. Miałam przeczucie, że z nim jest po prostu inaczej. Myślę, że gdybym nie przyjechała z synem tutaj, Oliwiera mogłoby już z nami nie być. Dopiero po przylocie tutaj zaczęłam rozumieć tę chorobę. Nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji, że dowiem się, że nie ma u niego genu nowotworowego.
Magdalena Stępień o hejcie na zbiórkę oraz braku pomocy od Jakuba Rzeźniczaka
Magdalena Stępień nie ukrywa, że chodzi jej tylko o leczenie syna, a zamieszanie wokół zbiórki było dla niej bardzo trudne, ale z pomocą przyszli bliscy, którzy tłumaczyli modelce skąd taki hejt. Gwiazda TVN nie ukrywa, że musiała wyprzedawać swoje rzeczy, aby utrzymać się w Izraelu, a koszty miesięczne są ogromne. Sam hotel to "10 tysięcy złotych miesięcznie" - podsumowuje Magdalena Stępień.
Było mi bardzo ciężko, ale przyjaciele tłumaczyli mi, skąd to się bierze. Tata Oliwiera jest medialną osobą, to ma wpływ na to, że ludzie myślą, że jesteśmy bogatymi ludźmi. Tylko, że mało kto dysponuje tak dużymi kwotami nagle. Ja wyprzedałam wszystko co mam, nadal sprzedaję. Wszystko jest do zweryfikowania. Najbardziej bolało mnie to, kiedy ludzie mówili, że wydam te pieniądze ze zbiórki na auto czy mieszkanie. (...) Tu jest okrutnie drogo, dlatego pieniądze, które dostaję od ojca dziecka plus to co mam ze sprzedaży moich butów czy ubrań idzie na utrzymanie. Sam hotel to 10 tysięcy złotych miesięcznie.
Podczas rozmowy Magdalena Stępień poruszyła też temat pomocy od Jakuba Rzeźniczaka i opowiedziała, jak faktycznie wygląda:
Na wszystko mam faktury i paragony, z 3 tysięcy złotych alimentów, które dostaję, nie byłabym w stanie utrzymać się tu z Oliwierem. 450 tysięcy złotych, które uzbierałam, poszły na szpital. Ludzie nie wiedzą o tym, że za sam przelew zapłaciłam 16 tysięcy złotych, bo nie miałam konta walutowego. Przecież w takich sytuacjach człowiek o tym nie myśli. Ludzie są okropni, przecież gdybym naprawdę kłamała, to byłoby do sprawdzenia. Liczyłam na pomoc ojca mojego syna, ale jej nie otrzymałam, więc te 30 tysięcy złotych, które zostały ze zrzutki, poszły na hotel tutaj i na życie, na pampersy, na jedzenie.