"Kora przeszła piekło, a ja z nią" Kamil Sipowicz jeszcze nigdy tak wiele nie powiedział o chorobie żony
"Kora przeszła piekło, a ja z nią" Kamil Sipowicz jeszcze nigdy tak wiele nie powiedział o chorobie żony
1 z 4
Kora odeszła 28 lipca 2018 roku po ciężkiej chorobie. Do końca otaczali ją bliscy: mąż, synowie z rodzinami, przyjaciele. Tysiące fanów pożegnało wokalistkę podczas jej ostatniej drogi. Nikt nie mógł uwierzyć, że ten kolorowy ptak polskiej sceny muzycznej już nigdy dla nas nie zaśpiewa. Kamil Sipowicz postanowił opowiedzieć w bardzo szczerym wywiadzie o tym, jak sobie radzi po śmierci ukochanej. Artysta zdradził także, jak wyglądały ostatnie chwile Kory. Kamil Sipowicz potrzebował czasu, aby udzielić tego wywiadu. Wspomnienia wciąż są dla niego bardzo bolesne...
Zobaczcie naszą galerię i dowiedzcie się więcej!
POLECAMY: Grób Kory skrywa tajemnicę... Na tablicy pamiątkowej zamieszczono wzruszające przesłanie
2 z 4
Kora zmagała się z nowotworem jajników. Choć leczenie było bardzo kosztowne i bolesne, piosenkarka nawet przez chwilę nie myślała o tym, żeby się poddać. Co więcej, walczyła też z państwem o to, aby znalazły się pieniądze na refundację bardzo kosztownych leków na ten rodzaj raka. Przez całą chorobę wspierał ją Kamil Sipowicz. Ukochany był z nią nawet w tych najtrudniejszych momentach, kiedy traciła nad sobą panowanie. Powodem jej wybuchów agresji były przerzuty do mózgu. Kamil Sipowicz w najnowszym wywiadzie, jakiego udzielił tygodnikowi "Newsweek" zaznaczył, że razem przeszli przez piekło... Zobaczcie kolejny slajd!
Zobacz także: Minęło pół roku od śmierci Kory! Wpis synowej gwiazdy chwyta za serce
3 z 4
Kora i Kamil Sipowicz, mimo choroby gwiazdy, starali się wieść normalne życie. Spędzali razem niemal każdą wolną chwilę. Czytali książki, oglądali filmy, trzymali się za ręce. Wszystko skończyło się, gdy u Kory pojawiły się przerzuty do mózgu. To właśnie wtedy piosenkarka zaczęła tracić kontakt z rzeczywistością. Zaczęło się od nieracjonalnego zachowania w kuchni, kiedy to przerzucała brudne talerze z ręki do ręki, by zabrać je potem do swojej sypialni. Kora potrafiła także wpaść na oddział onkologiczny w Zamościu i wykrzykiwać, że to tamtejsi pacjenci mordowali Żydów.
- Przerzut na mózg to jest koszmar, którego nie zrozumie nikt, kto nie miał z tym do czynienia. Kora przeszła piekło, a ja z nią. Był moment, gdy mówiła, że jest bardzo szczęśliwa, że wręcz wstydzi się tego, że jak jest szczęśliwa. A potem zaczynała się jazda w przeciwnym kierunku. Kazała nam zmieniać dywany z pokoju do pokoju, przenosić łóżka. Krzyczała, że wszystko jest źle. Równo, nierówno, góra, dół. Była w niezwykłym stanie pobudzenia. Wszystko, co możesz sobie wyobrazić najgorszego, to było - zdradza Kamil Sipowicz w rozmowie z "Newsweekiem".
Mimo tych trudności mąż Kory nie zdecydował się oddać jej do hospicjum. Artystka skorzystała jednak z pomocy pielęgniarzy, którzy przyjeżdżali do niej do domu, podawali leki i byli na każde zawołanie.
- Przyszedł jednak moment, gdy zaczął się ból. Kora zaczęła strasznie krzyczeć. Nie mogłem się dodzwonić do hospicjum. Myślałem, że oszaleję. W końcu przyjechali, dali dożylnie relanium, bo jest skuteczniejsze od morfiny, odbarczyli, bo była zatruta moczem. W tej chorobie człowiek wszystkiego się uczy w biegu, na żywym, cierpiącym organizmie - wyznaje Kamil Sipowicz.
Zobacz także: Kto zastąpi Korę w nowo uformowanym zespole Maanam? Wiemy!
4 z 4
Choć od śmierci Kory minęło już prawie siedem miesięcy, Kamil Sipowicz wciąż czuję jej obecność...