Reklama

Perfekcjonistka, która lubi mieć wszystko dokładnie zaplanowane, musiała wreszcie odpuścić. Od ponad miesiąca rytm dnia ustala jej mała Nel. Czy Klaudia Halejcio (30) właśnie tak wyobrażała sobie macierzyństwo? Aktorka opowiada nam o porodzie bez ukochanego, łzach szczęścia i bólu oraz przeprowadzce do wielkiego domu. I o planach, które „jeszcze mogą się zmienić”.

Reklama

Tuż po porodzie wrzuciłaś na Instagram filmik, na którym mówisz o narodzinach Nel i płaczesz. Wzruszyłam się. Wróciły do mnie emocje, które przeżywałam 19 lat temu, gdy sama zostałam mamą.

Klaudia Halejcio: Nie potrafiłam powstrzymać wtedy łez. Pielęgniarki prosiły mnie, żebym już poszła spać i trochę odpoczęła, a ja patrzyłam na Nel i po prostu płakałam. Nie mogłam się nią nacieszyć, myślałam: „Boże, jak to się stało? Jak to w ogóle jest możliwe? Ona jest taka śliczna!”. Bałam się, że jak się obudzę, to wszystko okaże się snem. Nie docierało do mnie, że Nel jest ze mną, a jednocześnie nie potrafiłam już sobie wyobrazić bez niej życia. Totalnie skrajne emocje. Poza tym tęskniłam za moim partnerem. Chciałam, by Oskar dzielił tę chwilę z nami. Niestety ze względu na covid tatusiowie nie byli wpuszczani na oddział poporodowy.

Ile dni się nie widzieliście?

Widywaliśmy się każdego dnia, bo Oskar codziennie przychodził pod okno szpitala. Podawał mi kwiaty, przynosił moje ulubione przysmaki: świeżo wyciskane soki, herbatki, owsianki i prezenty dla córki. To było dozwolone? Oczywiście, że nie (śmiech). Oskar wspinał się i podawał mi to wszystko przez okno. Ale panie pielęgniarki i salowe przymykały na to oko. Gdy wchodziły do pokoju, mówiły: „Pachnie tu u pani jak w kwiaciarni”. Dzięki temu miałam poczucie, że ukochany jest ze mną.

Zobacz także: Klaudia Halejcio pokazała trzeci wózek córki. To prawdziwa limuzyna!

Ostatnie chwile przed porodem miałaś chyba bardzo nerwowe.

Ponieważ jestem typem kobiety, która zawsze wynajduje sobie tysiąc prac, wymyśliliśmy, że na ostatnie tygodnie wyjadę z koleżanką do domu na Mazurach, by odpocząć. Ale jak już tam dojechałyśmy, natychmiast dostałam skurczów. Byłam przerażona i po telefonach do lekarza i położnej zdecydowałam, że wracam do Warszawy. Nawet bagaży nie zdążyłyśmy rozpakować. Pośpiech był obłędny, bałam się, że urodzę w samochodzie. Kiedy dojechałyśmy do szpitala, okazało się, że to były tylko skurcze przepowiadające. Uprzedzono mnie jednak, że poród może nastąpić niedługo. Wróciłam więc do domu i spakowałam torbę do szpitala, a potem przyspieszyłam baby shower.

Czy mi się wydaje, czy do ostatniej chwili byłaś w kontakcie z fanami?

Nie, nie. Kiedy musiałam wracać z Mazur i wszyscy do mnie dzwonili z pytaniem, jak się czuję, wysyłali SMS-y z poradami, dało mi to do myślenia. Mój telefon cały czas był zajęty. Ani Oskar, ani mój lekarz nie mogli się do mnie dodzwonić. Dlatego jeszcze przed porodem nagrałam kilka filmików i przekazałam mojej agentce dostęp do swoich kont internetowych. To ona odpisywała na wiadomości, kiedy ja byłam już na oddziale porodowym. Dzięki temu miałam czas tylko dla siebie.

Jak zmieniło się teraz twoje życie?

Jeszcze przed porodem starsza siostra uprzedzała mnie, że wszystko zmieni się o 180 stopni. Ale słuchanie to jedno, a prawdziwe życie to drugie. Dopiero jak Nel przyszła na świat, zrozumiałam. Nagle masz malucha, którego kochasz nad życie miłością bezwarunkową, obłędnie silną.

Do tej pory wrzucałaś na Instagram piękne, wysmakowane zdjęcia. Dlaczego zdecydowałaś się pokazać bliznę po cesarskim cięciu?

Powiem ci, że od początku ciąży zastanawiałam się, jakim cudem inne matki tuż po porodzie wyglądają tak perfekcyjnie. Fale, loki, koki… Po dwóch dniach wracają do pracy. Po miesiącu stają się ekspertkami od małych dzieci, porodów, wychowania i pielęgnacji. Natychmiast wiedzą tyle, że są gotowe wydawać poradniki, mimo że urodziły pierwsze dziecko. Natomiast ja, jak tylko zaczynałam czytać ciążowe poradniki, to… usypiałam. Działały na mnie jak najlepszy „nasennik”. Dziś nadal nic nie wiem na temat dzieci. Wszystko jest dla mnie nowe! Czuję też, że nie jestem jedyną kobietą na świecie, która ma więcej pytań niż odpowiedzi.

Pokazałaś bliznę, by dać znać kobietom, że podobnie jak one nie jesteś perfekcyjna?

Leżałam sobie w tym szpitalu i czułam frustrację, przeglądając konta młodych mam na Instagramie. Bo kiedy musiałam wstać z łóżka, łzy same lały mi się po policzkach, nie tylko ze szczęścia, ale głównie z bólu. Gdy zobaczyłam mój opuchnięty brzuch z blizną po cesarskim cięciu, pomyślałam sobie: „Czy ja mam teraz opowiadać ludziom, że wszystko jest tylko piękne?”. Czułam rozżalenie, że większość kobiet pokazuje sytuacje, które nie istnieją. A może po prostu ja się w nich jeszcze nie znalazłam? I tak wydaje mi się, że byłam dzielna. Po operacji szybko próbowałam wstawać. Trzeciego dnia po porodzie wyszłam z córką na spacer. Powolutku, kroczek po kroczku, ale szłam. Czułam ból, ale byłam po prostu… szczęśliwa.

Instagram/Klaudia Halejcio

Podczas jednego z pierwszych spacerów paparazzi zrobili ci zdjęcia, a na jednym z portali dopisano do nich komentarz, że nadal masz brzuszek.

Ten portal przeprosił mnie za tę publikację. Bo jak ma wyglądać kobieta trzy tygodnie po porodzie, po cesarskim cięciu? Ja nie znam takiej, która miała wklęsły brzuch.

Gwiazdy ukrywają takie rzeczy, chcą prezentować się idealnie.

Nie wiem, jak wyglądały brzuchy po porodzie u innych popularnych mam. Wiem, jak wygląda mój, i wydaje mi się, że wszystko jest w normie (śmiech).

Karmisz piersią. Czy na początku sprawiało ci to trudność?

To było piękne i trudne jednocześnie. Bo kiedy przytuliłam malutką do piersi, poczułam z nią niesamowitą bliskość. Ponieważ jednak miałam cesarskie cięcie, musiałam włożyć więcej wysiłku w to, by pobudzić wydzielanie pokarmu. Byłam tak zdeterminowana, że okupiłam to bólem i łzami. Nawet położna mówiła mi, żebym odpuściła, bo w takim stanie już na pewno nic się nie uda. Jednocześnie czytałam w internecie: „Przecież to jest takie proste, każda kobieta to potrafi”. Cóż, w moim wypadku tak nie było. Kiedy wychodziliśmy ze szpitala, Nel musiała być trochę dokarmiana sztucznie, bo była bardzo drobna. Na szczęście dziś już udało nam się zgrać w tej kwestii.

Oskar wstaje w nocy do dziecka?

Tak, i wtedy mówię: „Po co w domu dwie niewyspane osoby?”. Jednak Oskar jest bardzo zaangażowany i od razu biegnie do małej, jak tylko usłyszy jej płacz. I powiem szczerze, że chyba nawet mniej od niego oczekiwałam. Mam nadzieję, że szybko mu to nie minie (śmiech).

Wasza córka ma oryginalne imię. Kojarzę tylko jedną Nel, z „W pustyni i w puszczy”. Skąd ten wybór?

Po prostu to imię nam się spodobało. Faktycznie jest oryginalne, bo nawet moja mama, która pracuje w szkole, powiedziała mi, że nigdy się z nim nie spotkała.

Widziałam wasz nowy dom na zdjęciach. Wygląda imponująco.

Mam nadzieję, że będziemy się w nim dobrze czuć z Oskarem i z Nel. Remont i aranżacja trwały dobrych kilka miesięcy, a teraz przeprowadzka, więc przede mną nowe wyzwania. Kiedyś rozpakowałabym te pudła natychmiast. A dziś…

Planujesz remont? Wykorzystaj do Leroy Merlin kod rabatowy i zobacz, jak niewiele potrzeba, aby oszczędzać na zakupach i zrealizuj swój plan jeszcze szybciej!

Ty, perfekcjonistka, nauczyłaś się wreszcie trochę odpuszczać?

Kiedyś wszystko musiałam mieć zaplanowane i poukładane. Dziś nie przeszkadzają mi już tak bardzo bałagan w kuchni i nierozpakowane pudła. Ważniejsze jest to, czego mogę doświadczać z moim dzieckiem. To ono wyznacza rytm mojego dnia.

Instagram/Klaudia Halejcio

Planujesz już powrót do pracy? Na próby do teatru Komedia? Na spotkania biznesowe?

Kiedy byłam w ciąży, mówiłam, że chcę wrócić najszybciej, jak będzie to możliwe. Ale teraz już czuję, że ta decyzja będzie dla mnie trudniejsza, niż przypuszczałam. W tym momencie zajmujemy się z Oskarem naszą córką tylko we dwoje. Dziadkowie mają swoje zajęcia i na razie nam nie pomagają. Ponieważ karmię piersią i chciałabym, by udało mi się to robić jak najdłużej, to myślę, że w pierwszych miesiącach będę zabierała ze sobą Nel do pracy. A jak będzie naprawdę? Zobaczymy.

Bałaś się, że z powodu ciąży i narodzin dziecka ominą cię jakieś ciekawe projekty?

Był taki moment, kiedy zwierzałam się Oskarowi, że mój zawód jest kapryśny i że po kilkunastu miesiącach pewnie wszyscy o mnie zapomną. Jednak tak się chyba nie stało. Teatr Komedia czeka, a od września dołączam do kabaretu Paranienormalni. Muszę ci też powiedzieć, że jak moja córka pojawiła się na świecie, wszystkie obawy wyleciały mi z głowy. Żyję teraz chwilą, skupiona na małej. I co ciekawe, dzięki niej mam jeszcze więcej siły i nie wymyślam sobie problemów. To chyba zasługa biologii, hormonów. Bo czuję, że ja też bardzo się zmieniam.

Ktoś kiedyś powiedział, że kobieta rodzi się po raz drugi, jak zostaje mamą.

To piękne! Powiem ci, że nawet jestem ciekawa tej nowej siebie. Na bank już nie jestem tą Klaudią, którą byłam przed porodem.

Reklama

Rozmawiała Iwona Zgliczyńska

Reklama
Reklama
Reklama