Reklama

Kilka miesięcy temu rozpadł się jej związek. Choć Katarzyna Glinka przeżyła to rozstanie, nie załamała się. Przeciwnie.

Reklama

Tak, to prawda zamknęłam kolejny rozdział życia. Dojrzałam do tego, by zacząć nowy, w którym chcę zadbać o siebie, swoje dzieci i nasze szczęście postawić na pierwszym miejscu - zapowiada aktorka.

Glinka wróciła do swoich pasji, kończy pisać książkę i pracuje nad spektaklem inspirowanym wydarzeniami z jej życia. A co z miłością? Czy jest na nią gotowa?

Katarzyna Glinka w szczerym wywiadzie po rozstaniu

Powiedziałaś niedawno, że każda kobieta powinna pracować przede wszystkim nad miłością do samej siebie. Jak ci idzie ten proces?

Katarzyna Glinka: Od wielu tygodni jestem bardzo zapracowana (śmiech), ale… powoli widzę światełko w tunelu. Nie jestem jeszcze na tyle mocna, żeby stwierdzić, że na pewno nic mnie już w życiu nie złamie. Schematy, w których wyrosłam i przez długi czas funkcjonowałam, są nadal we mnie, ale z pewnością teraz jestem dla siebie łagodniejsza i bardziej uważna niż jeszcze kilka miesięcy temu.

Czego najtrudniej jest ci się oduczyć?

Łapię się na tym, że wciąż częściej myślę o innych niż o sobie. Jestem miła i uśmiecham się, nawet jeśli nie bardzo mam na to ochotę, tylko po to, by przypadkiem nikogo nie urazić. Z mówieniem stanowczego „nie” też mam jeszcze problem, ale widzę progres. Na koncie mam już kilka małych zwycięstw: myślę o sobie dobrze, nie rozkładam każdego zdarzenia na czynniki pierwsze i nie zadręczam się roztrząsaniem przeszłości. Przestaję spełniać cudze oczekiwania. Nie potrzebuję przeglądać się w oczach innych, by czuć się wyjątkowo. Wiem, co zrobić ze swoim życiem i jak odnaleźć się w tej sytuacji, w której się znalazłam. Mam 45 lat, dwoje dzieci, w tym jedno naprawdę małe, i nie zamierzam zaszyć się w kącie i płakać, bo nie wiem, jak potoczy się dalej moje życie. Choć kiedyś pewnie tak bym zrobiła. Ale postanowiłam się zmierzyć z tym, jaką historię napisało mi życie, i zwyczajnie chcę zawalczyć o siebie.

Instagram @katarzynaglinka

Zobacz także: Jak Katarzyna Glinka radzi sobie po rozstaniu? Opublikowała wymowny wpis

To dlatego zdecydowałaś się napisać książkę wspólnie z psycholog Marzeną Mawricz?

Pomysł na książkę nosiłam w sobie już od dłuższego czasu. Odkąd pamiętam, kobiety opowiadały mi swoje historie. Dlaczego? Może czuły, że jestem osobą, która też swoje w życiu przeszła, i łatwiej im się było przede mną otworzyć? W tych zwierzeniach często widziałam siebie sprzed ośmiu lat, gdy rozpadało się moje małżeństwo. Zostałam wówczas sama z 2-letnim synkiem i pamiętam, jak o sobie źle myślałam. Dodatkowo to, co o sobie czytałam, też mi w niczym nie pomagało.

A co o sobie czytałaś?

„Samotna matka z małym dzieckiem”, „Stara panna”, „Rozwódka”, „Nikt jej z dzieckiem nie zechce”. Te słowa były jak stygmaty, a moje niskie poczucie własnej wartości nie pozwalało ich zignorować. Miałam 37 lat, poczucie absolutnej porażki i jeszcze większe poczucie winy. Wydawało mi się, że to koniec świata. Dziś już wiem, że straciłam kilka lat życia na zadręczanie się tym, co inni o mnie myślą, bo jestem sama. Tak jakby o wartości kobiety świadczyło posiadanie partnera! Bo wiele osób wciąż tak myśli. Zobacz, facet może być singlem, dwukrotnym rozwodnikiem, mieć jednocześnie kilka kobiet i będzie postrzegany jako ognisty kochanek. Kobietom niestety nie daje się takiego prawa. Te samotne wytyka się palcem i stygmatyzuje ocenami. Do niedawna sama nie miałam odwagi, żeby powiedzieć, że mam dwoje dzieci, które wychowuję, ale to nie znaczy, że jestem od kogokolwiek gorsza. My, kobiety, powinnyśmy dawać sobie wsparcie!

I je dostajesz?

Od wielu bliskich kobiet, a nawet internautek naprawdę je czuję. Zastanawiam się tylko, co kieruje dziewczynami, które piszą: „Widać nie była wystarczająco dobra, to go przy sobie nie utrzymała”, „Nie walczyła o niego”. Kochane panie, głośno apeluję: nie róbmy sobie tego! Stańmy po tej samej stronie, bo każda z nas może się znaleźć w takiej sytuacji. Pamiętajmy, że kobieta też może odejść. Może również zdecydować, że chce wciąż walczyć o swój związek. Nie oddawajmy tej roli tylko mężczyznom.

Instagram @katarzynaglinka

Zobacz także: Katarzyna Glinka w pierwszym wywiadzie po rozstaniu: "Muszę walczyć o siebie dla dobra moich dzieci"

Kiedy twoim zdaniem należy odpuścić?

Nie jestem orędowniczką rozwodów. Uważam, że jeśli ze strony obojga partnerów uczucie nie wygasło, trzeba o tę rodzinę zawalczyć. Pójść wspólnie na terapię, rozmawiać, nie odpuszczać, bo wierzę, że problemy można przepracować.

Nawet jeśli w grę wchodzi zdrada partnera?

To bardzo indywidualna sprawa i każdy ma inaczej. Dla mnie to sytuacja zero- -jedynkowa. Jeśli miłość się skończyła, przekroczone zostały granice któregoś z partnerów i mimo prób związek nie jest do uratowania, to pewnie lepiej odejść. Niektórzy zostają dla „dobra dzieci”. Bez uczucia, radości i miłości? To bez sensu. Dzieci widzą i czują więcej, niż nam się wydaje. Wtedy zadaniem dorosłych jest zapewnienie dzieciom maksymalnego poczucia bezpieczeństwa, danie im dużo miłości, wyrozumiałości i czasu, by przyzwyczaiły się do nowych warunków.

Rozmawiasz z synami o towarzyszących wam często trudnych emocjach?

Oczywiście, bo wiem, jakie to jest ważne. Mój starszy syn, Filip, ma tendencje do zamykania się, trudne emocje woli zdusić. Odreagowuje je czasem, na szczęście w kontrolowany sposób, w przestrzeni szkolnej. W sumie cieszę się, że ten mój empatyczny i bardzo wrażliwy syn potrafi też trochę połobuzować. Ma silną grupę, z którą się mocno trzyma. Chłopcy między sobą dokazują, ale wiedzą, gdzie są granice. A my, wspólnie z tatą Filipa, pilnujemy, by nasz syn ich nie przekraczał.

Z byłym mężem Przemysławem Gołdonem trzymacie wspólny rodzicielski front?

Z tatą Filipa podobnie myślimy o rodzicielstwie i zgadzamy się co do zasad wychowania naszego syna. Jesteśmy dowodem na to, że mimo trudnych doświadczeń i rozwodu można mieć do siebie sympatię i szacunek.

Instagram/katarzynaglinka

Zobacz także: Były partner Katarzyny Glinki spotyka się z młodszą kobietą? Gorzki komentarz aktorki!

Co teraz sprawia ci największą radość?

Nowe projekty, które się piszą. Na co dzień sport, który świetnie wycisza. Po siedmiu latach przerwy wróciłam do jazdy na rowerze szosowym. Raz w tygodniu gram w tenisa i przeprosiłam się z treningami siłowymi, bo podnoszenie mojego 13-kilogramowego syna Leo zaczęło być nie lada wyzwaniem dla 45-kilogramowej siłaczki (śmiech). Mam challenge: przygotowuję się do campu Ani Lewandowskiej, na którym obiecałam dać z siebie wszystko!

Słyszałam, że planujesz też wyprawę na Bali wspólnie z Anią Wendzikowską.

Zgadza się! Połączyły nas podobne doświadczenia. Ja mam dwóch wspaniałych synów, Ania – dwie cudowne córki. Obie jesteśmy silne i mamy apetyt na życie. Każda z nas jest inna i to też jest dowód na to, że kobiety, jeśli tylko są na siebie otwarte, mogą być dla siebie ogromnym wsparciem. Na Bali jedziemy same, bez dzieciaków, bo nasz wypoczynek chcemy połączyć z warsztatami rozwojowymi. Same? Już słyszę te komentarze… No właśnie, bo dla niektórych wciąż nie jest oczywiste, że każda mama, kobieta, partnerka też ma prawo zrobić coś wyłącznie dla siebie. Jestem na tym etapie życia, że rozumiem, jak ważne jest to, żeby nie zapominać o sobie. Jestem mamą i tę rolę spełniam najlepiej jak potrafię każdego dnia, ale chcę też spełniać swoje marzenia.

Aż boję się zapytać, co masz w planach.

Niczego w życiu nie żałuję, ale teraz chcę robić rzeczy, na które zawsze miałam ochotę, które będą mnie pozytywnie nakręcać, dawać siłę i superenergię. Kończę pisać scenariusz, oparty w części na moich życiowych doświadczeniach. Będzie to opowieść o kobiecie siłaczce, która bierze się za bary z życiem i stara się być silna na każdym froncie. Która po rozpadzie związku przewartościowuje swoje życie. W scenariuszu nie wybielam kobiet i nie maluję mężczyzn jako potworów, zrzucając na nich winę za całe zło. Chcę pokazać, jak często, będąc w związku, nawzajem się nie słyszymy i przez to oddalamy od siebie. Koniec końców łapiemy się w punkcie, z którego nie ma już odwrotu.

Reklama

Kasiu, wierzysz, że jeszcze się zakochasz i stworzysz szczęśliwy związek?

Teraz najbardziej potrzebuję być przy sobie i dla siebie. Nie wiem, co przyniesie przyszłość, bo ta potrafi być nieprzewidywalna. Niczego nie planuję. Cieszę się każdym dniem i staram się dobrze je wykorzystać. Mam wspaniałych przyjaciół, dobrych ludzi wokół, cudownych synów. Nie czekam na księcia z bajki, który odczaruje mój smutny los (śmiech). Moje życie jest piękne takie, jakie je w tej chwili maluję. Ale jeśli ktoś kiedyś do mnie dołączy, to będzie po prostu jeszcze piękniejsze.

Pawel Wodzynski/East News
Instagram
Reklama
Reklama
Reklama