Rozmowa z nią działa jak trening motywacyjny. Julia Kamińska (32) ma mnóstwo pomysłów i zamiast trzymać je w strefie marzeń, po prostu je realizuje. W dodatku z dużym sukcesem. Choć jest gwiazdą, przeprowadzając z nią wywiad, czułam się, jakbym rozmawiała z dawno niewidzianą koleżanką. Jest pozytywna, skromna i otwarta, ale potrafi też stawiać granice.

Reklama

Na Instagramie pisze o sobie: aktorka, piosenkarka, feministka. Czy tę siłę i niezależność przekaże swojej bohaterce Uli Cieplak, która po 10 latach wróciła na ekrany w drugiej części „BrzydUli”?

Zobacz także: QUIZ: Jak uważnie oglądaliście pierwszy odcinek "BrzydUli 2"? QUIZ

To, że Ula Cieplak została mamą, jest największą zmianą w życiu tej postaci w drugiej części „BrzydUli”. To nowość dla widzów, ale i dla ciebie.

Sama nie mam dzieci, a musiałam się wcielić w mamę trójki. To był jakiś kosmos! (śmiech) Bardzo pomogły mi rozmowy z koleżankami, które są mamami, i mam nadzieję, że wypadam w tej roli przekonująco, bo bardzo mi na tym zależy. Praca na planie z czwórką dzieci, bo najmłodszego synka Uli grają bliźniaki, jest niesamowita. Czasem moje filmowe dzieci zwracają się do mnie „filmowa mamo”, więc chyba jest dobrze!

Między pierwszą a drugą częścią „BrzydUli” minęło ponad 10 lat. Przyjaźnie z planu przetrwały taki długi czas?

Najczęściej miałam kontakt z Filipem Bobkiem i Moniką Fronczek. Z nimi jestem najmocniej zaprzyjaźniona, a z Filipem widywałam się też zawodowo, bo zjeździliśmy razem pół Polski ze spektaklem „Selfie”. Z resztą obsady spotkania były sporadyczne, choć bardzo się wszyscy lubimy. Bardzo się zmieniliście przez te 10 lat? 10 lat w życiu każdego człowieka to kawał czasu. Na pewno jesteśmy bardziej dojrzali, ja mam teraz nieporównywalnie większe doświadczenie zawodowe. Na plan pierwszej części „BrzydUli” wchodziłam może nie jako debiutantka, ale na pewno jako nowicjuszka.

Zobacz także

Natychmiast po finałowym odcinku pierwszej części widzowie apelowali o kontynuację. Trochę czasu to zajęło...

Wchodząc teraz na plan, wiedziałam i czułam, że oczekiwania są bardzo duże. 10 lat temu byłam po prostu bardzo podekscytowana i zaskoczona – oto studentka drugiego roku filologii germańskiej w Gdańsku dostaje główną rolę w serialu w Warszawie. Nie zdawałam sobie sprawy, jakie będą konsekwencje (śmiech). Tamten casting traktowałam jako ciekawe doświadczenie zawodowe i dobrą zabawę. Myślę, że takie nonszalanckie podejście bardzo mi zresztą pomogło. Wtedy jeszcze lubiłam castingi, teraz bardziej mnie stresują.

Czujesz presję związaną z obowiązującymi kanonami piękna? Twoja bohaterka Ula ma trochę pod górkę, bo od nich odstaje.

Presja jest duża, ale staram się jej nie poddawać i zachować zdrowy rozsądek. Jestem wielką zwolenniczką ciałopozytywności i bardzo mi zależy na tym, aby nasz serial miał właśnie taki wydźwięk. Chcieliśmy pokazać, że każde ciało jest piękne takie, jakie jest, a także to, z czym kobiety, i to nie tylko te z nadwagą, muszą się mierzyć na co dzień. A przecież każdy ma prawo czuć się dobrze z samym sobą.

Ale czy Ula z pierwszej części nie była jednak prawdziwą brzydulą?

Ula pod każdym względem była piękna, tylko nie wszyscy to dostrzegali. Ona sama też nie, ale wygląd nie był dla niej jakoś bardzo istotny. Bywały takie momenty również w moim życiu, że czułam się nieatrakcyjna. Ale teraz jestem starsza, bardziej świadoma swojej wartości i dzięki temu zadowolona z siebie i ze swojego ciała.

Wyglądasz rewelacyjnie!

Staram się zdrowo odżywiać, od lat nie jem mięsa i stawiam głównie na produkty roślinne. Czasem ćwiczę, ale bardziej dla zwiększenia swojej siły i dobrego samopoczucia niż osiągnięcia konkretnego wyglądu. Korzystam też z porad stylisty.

Ostatnio na premierze filmu „Jak zostać gwiazdą” trudno było oderwać od ciebie wzrok.

Na co dzień chodzę w dżinsach i dresach, ale przy okazji wielkich wydarzeń, np. premiery filmu, w którym gram, lubię zaszaleć i ubrać się w coś, czego na co dzień raczej bym nie założyła. To sprawia mi przyjemność. Spotykam się z różnymi komentarzami, ale od lat wyrabiam w sobie odporność na hejt czy krytykę. Robię swoje.

Jesteś twardą dziewczyną?

Zaskoczyłaś mnie tym pytaniem! (śmiech) Lubię się rozwijać, wchodzić w nowe rzeczy, osiągać nowe pułapy. A żeby to realizować, czasami faktycznie muszę być twarda.

Pamiętam, że po pierwszej części „BrzydUli” chciałaś uciec od popularności i zniknęłaś na jakiś czas. Jak jest teraz?

Mam więcej narzędzi, żeby choć próbować sterować zainteresowaniem mediów. Wiem, na jakie tematy chcę rozmawiać w wywiadach, a na jakie nie. Kiedyś nie miałam tajemnic, bo… nieudzielenie odpowiedzi na jakieś pytanie wydawało mi się niegrzeczne. A teraz potrafię być niegrzeczna i jestem z tego bardzo zadowolona! (śmiech) Mam więcej odwagi cywilnej i staram się tę cechę pielęgnować. Niby dlaczego mamy się zawsze uśmiechać i dbać o to, abyśmy wychodziły w oczach innych na grzeczne? To nie jest najważniejsze.

Z popularnością wiążą się też paparazzi.

Za każdym razem są podekscytowani, gdy wychodzę gdzieś z Piotrem. Bo jest przecież o 20 lat starszy, a to takie fascynujące! (śmiech)

Czujesz tę różnicę wieku, czy Piotr jest młody duchem?

Trochę chyba tak jest. On jest młody duchem, ja z kolei czuję się dojrzałą, ustabilizowaną osobą. Mam swoje zdanie, jestem niezależna i potrzebuję kogoś, kogo moja siła będzie napawała dumą, a nie niepokoiła. Zresztą w dużej mierze dzięki Piotrowi nabrałam takiej pewności siebie. Idealnie się uzupełniamy, uczymy się od siebie, w związku z czym wiek staje się kompletnie nieistotny. Dla osób z zewnątrz, owszem, bywa istotny, ale już się do tego przyzwyczailiśmy. Piotr jest fantastycznym mężczyzną, niezwykle mądrym, dobrym, jest bardzo lubiany przez ludzi, imponuje mi swoim talentem pisarskim. Zawsze lubiłam poetów! (śmiech)

Fakt, że Piotr jest poetą, przekłada się na jego romantyczność?

Poezja i romantyczność nie muszą iść w parze (śmiech).

Bywasz zazdrosna? Twoja bohaterka w drugiej części „BrzydUli” nieraz się z tym uczuciem będzie mierzyć.

Ula w ogóle nie jest zazdrosną osobą, raczej środowisko będzie ją do tej zazdrości zachęcać. Ja jestem osobą dość zadowoloną z tego, co sobą dziś reprezentuję, świadomą zarówno swoich zalet, jak i wad, dlatego raczej nie czuję zazdrości – ani w pracy o dokonania innych, ani w miłości o Piotra. Jesteśmy ustabilizowanym związkiem, przyjaźnimy się i kochamy od lat i bardzo lubię ten stan.

Z Piotrem nie tylko razem żyjecie, ale i razem pracujecie (wspólnie piszą scenariusze, m.in. do drugiej części „BrzydUli” – przyp. red.). Jak oddzielacie życie prywatne od zawodowego?

Łączymy je i w ogóle nam to nie przeszkadza. Nie stwarzamy sobie specjalnie przestrzeni, w której jest zakaz rozmowy o pracy. To byłoby sztuczne. Nasi przyjaciele też z nami pracują – lubimy być ze sobą w pracy, a potem ta praca płynnie przechodzi we wspólne spędzanie czasu prywatnego.

I zawsze jest tak różowo?

Czasem się kłócimy, jak każda para, w pracy natomiast zdarza się to niezmiernie rzadko. Mamy różnice zdań, ale mamy też podobny gust, jeśli chodzi o twórczość. Piotrek jest po prostu bardzo mądrym gościem i szefem. Jest twoim szefem? Tak, jest szefem Jaska Studio, a ja jestem tam zatrudniona. I choć pełni funkcję szefa, nigdy się to nie przekłada na nasze relacje. To jego kolejny talent, który mi się w nim podoba.

Ty też masz ich sporo: grasz, śpiewasz, dubbingujesz, piszesz scenariusze. Ostatnio zostałaś właścicielką salonu urody, więc spełniasz się jako biznesmenka. Co ci jeszcze chodzi po głowie?

Marzy mi się, aby nie zawsze pisać na zamówienie. Scenarzyści mają dość duży stopień swobody, ale jednak ostateczne decyzje podejmuje producent, a ja niekoniecznie się z tymi decyzjami zgadzam. Chciałabym więc spróbować swoich sił właśnie jako producentka albo showrunnerka – to taka osoba, która tworzy np. program lub serial i jej decyzja jest wiążąca na każdym etapie realizacji. Podoba mi się ta wizja (śmiech).

Zobacz także: Julia Kamińska na premierze filmu w bardzo odważnej stylizacji! Gwiazda "BrzydUli" o krok od wpadki?

Reklama

Rozmawiała Maria Dąbrowska

East News
Reklama
Reklama
Reklama