Reklama

– Nie widziałyście się aż 10 lat. Czy po pogrzebie Bartka Frykowskiego nie miałyście potrzeby, by się do siebie zbliżyć?
Ewa Morelle:
Boże, serce mi wtedy pękało. Agnieszka ma taką twarz... Taką, jak mój syn. Jego oczy, nos, usta. Nie mogłam na nią patrzeć. Przecież ja wtedy też prawie umarłam. Musiałam kierować się tym, co nakazywała mi odporność psychiczna. Agnieszka stała się częścią najbardziej dramatycznego etapu mojego życia.
Agnieszka Frykowska: Babciu, ja do dziś nie rozumiałam, dlaczego odwracałaś ode mnie wzrok...
Ewa Morelle: Czas złagodził ból. Już nie jest taki ostry. Miewam czasem nawroty depresji. Nigdy nie pogodzę się ze śmiercią syna. Ale nauczyłam się po prostu z tym żyć. Kto stracił dziecko, wie, że to są dwie różne sprawy.

Reklama

– Ale już możecie się spotykać? Pogodziłyście się?
Ewa Morelle:
My się nigdy nie pokłóciłyśmy.
Agnieszka Frykowska: Nas ludzie rozdzielili. Powtarzali, że babcia jest chłodna, wyniosła. Że ma do mnie pretensje o to, że wystąpiłam w „Big Brotherze”. Nie szukałam z nią kontaktu.
Ewa Morelle: To wszystko nieprawda. Agnieszka dorosła. Dogaduję się z nią o wiele lepiej. Gdy była dzieckiem, nie miałam dla niej czasu. Wysyłałam tylko listy, prezenty.
Agnieszka Frykowska: Po prostu miałaś własne małe dziecko.
Ewa Morelle: Mój młodszy syn, a twój stryj Filip, urodził się dwa miesiące przed tobą. Jesteście z tego samego rocznika. W jednej chwili zostałam i matką, i babcią.
Agnieszka Frykowska: Rozumiem cię. A ja miałam swoją ukochaną babcię Jadzię, która była dla mnie wszystkim. I mamą, i ojcem jednocześnie. Bo moja mama przecież wyjechała do Niemiec za chlebem. Jak sobie teraz pomyślę, że pojawiłabyś się wtedy, w moim dzieciństwie, to… Babcia Jadzia jest konserwatywna, boi się takiego szalonego życia, jakie ty wiodłaś. Miałaś tyle związków, romansów, domów. Gdybyście chciały każda przeciągnąć mnie na swoją stronę, chybabym dostała schizofrenii. Ja zawsze powtarzam: mistrz zjawia się wtedy, gdy uczeń jest gotowy. Teraz ten czas nastąpił.

– Agnieszko, czytałaś książkę Ewy „Słodkie życie”, w której opisuje swoją młodość, sławnych dziś przyjaciół, małżeństwo z Twoim dziadkiem Wojtkiem Frykowskim, kochanków?
Agnieszka Frykowska:
Pewnie. Jednym tchem.

– I?
Agnieszka Frykowska:
I pomyślałam, że zazdroszczę jej czasu młodości. Takiego frywolnego, szalonego. A najbardziej mi się podobało, że moja babcia była kobietą odważną i spontaniczną. Teraz wiem, że jest taka nadal.

– Nie wiedziałaś, że jesteś wnuczką legendy lat 60.?
Agnieszka Frykowska:
Wiedziałam, że jest przebojowa. Wszyscy wspominali, że była wielką pięknością. Nadal jest piękna. Miała charyzmę. Ma ją zresztą do dziś.
Ewa Morelle: Żyłam tak nie dlatego, że to lubiłam, tylko nie miałam gdzie mieszkać. Żyliśmy z dnia na dzień. Zarabiałam na statystowaniu do filmów. Miałam 16 lat, gdy już brałam udział w pokazach Telimeny. Dziergałam sukienki szydełkiem i sprzedawałam je. Radziłam sobie, jak mogłam. W innych czasach skończyłabym szkołę plastyczną. I malowałabym. Dopiero trzy lata temu ziściło się moje marzenie o malowaniu. Otworzyłam własną galerię. Zdopingował mnie do tego mój syn Filip, który jest adwokatem w Londynie. To wspaniały człowiek. To jemu udało się przywrócić mnie do życia po śmierci Bartka.
Agnieszka Frykowska: Dlaczego nie poszłaś do liceum plastycznego?
Ewa Morelle: Dziecko, z powodów politycznych: aresztowano mojego ojca, gdy miałam 13 lat. Potem wprawdzie go wypuszczono, ale wstydziłam się tego. Nie rozumiałam tej sytuacji. Nie poszłam na egzamin, bo bałam się, że zaczną mnie o tatę wypytywać. To właściwie wywarło wpływ na całe moje życie.
Agnieszka Frykowska: A w wieku 15 lat zakochałaś się w Wojtku, moim dziadku?
Ewa Morelle: Najpierw to on się we mnie zakochał, on mnie poderwał. Pobraliśmy się, a gdy miałam 19 lat, urodził się Bartek.
Agnieszka Frykowska: I tak weszłaś w rodzinę Frykowskich. Klan właściwie. Dla mnie historia tej rodziny zaczęła się dopiero, gdy pokazałam się w telewizji. I zaczęto pisać: „To Agnieszka z TYCH Frykowskich”. Przedtem nie miałam pojęcia o moich korzeniach, nie interesowały mnie. Zresztą długo nikt nie opowiedział mi o tragicznej śmierci dziadka zabitego przez bandę Mansona w willi Romana Polańskiego. Kiedy się dowiedziałam, doznałam szoku.

– Pani Ewo, dlaczego nie używa Pani nazwiska Frykowska?
Ewa Morelle:
Chciałam się odciąć od niego. Podzieliłam swoje życie na połowę. Z Wojtkiem i bez Wojtka. Był moją wielką miłością, ale nie jestem kobietą, którą się zdradza. Rozstaliśmy się więc. Potem on się drugi raz ożenił ze znaną poetką (Agnieszką Osiecką – przyp. red.). Nie chciałam mieć z nazwiskiem Frykowscy już nic do czynienia. Rodzina Wojtka zrobiła mi wiele złego. Zwłaszcza teściowa.

– Wiem. Zabrała Pani dziecko.
Ewa Morelle:
Moje malutkie dziecko. Mojego Bartka. Walczyłam o niego, ale nie miałam szans. Padał argument, że jestem za młoda, zbyt nieodpowiedzialna. Że nie mamy ustabilizowanej sytuacji życiowej. A przecież moja mama i ojciec by mi pomogli. Najgorsze, co może być, to zabrać matce dziecko. Jeszcze gorsza jest tylko jego śmierć. Dopiero gdy Bartek dorósł na tyle, by samemu o sobie decydować, zaczęliśmy się regularnie widywać. Ja już mieszkałam za granicą – wyjechałam w 1972 roku. Po kilku latach wyszłam za Morelle’a – biznesmena. I musiałam już żyć tak, jak on mi dyktował.

– Pani? Taka niezależna osoba?
Ewa Morelle:
Kobiety, nie macie pojęcia, jak żyją żony na Zachodzie. One nie mają nic do gadania. Żona ma siedzieć cicho i pilnować wszystkiego, a rządzi mąż. Gdy wyszłam za Morelle’a, miałam dużo obowiązków – zadbać o cztery domy, 12 samochodów. A mąż jeździł w interesach.
Agnieszka Frykowska: Ale znalazłaś czas, żeby pomagać mojemu ojcu, gdy związał się z moją mamą.
Ewa Morelle: Dla syna zawsze trzeba mieć czas. A oni byli dziećmi. Wynajęłam im mieszkanie. Ty urodziłaś się w 1977 roku. Zobaczyłam cię dopiero po kilku miesiącach, bo sama przecież zostałam drugi raz matką.
Agnieszka Frykowska: Pamiętam cię. Już miałam kilka lat, gdy babcia Jadzia zabrała mnie do łódzkiego Grand Hotelu po jakimś pokazie mody. Szłaś do nas, dziewczyna uczesana w kitkę, w dżinsach, białym T-shircie. Babcia Jadzia mówi: „To twoja babcia Ewa”. Jak to? Ta dziewczyna? Tyle zapamiętałam.
Ewa Morelle: Byłaś bardzo ładną dziewczynką, trochę nieśmiałą. Wiedziałam jednak, że będziesz piękna i sławna. Że dojdziesz do czegoś.
Agnieszka Frykowska: Jako dziecko byłam zamknięta w sobie. Dużo myślałam, mało mówiłam. Uczyłam się, czytałam. Nie chodziłam na balangi. Trzymano mnie pod kloszem.
I dopiero jak zerwałam się z tej smyczy, chciałam wszystkiego naraz. Ale teraz znowu wszystko wraca na swoje miejsce.
Ewa Morelle: Jesteś bardzo podobna do swojego ojca i stryja. Masz ich wrażliwość, poczucie humoru. Ich inteligencję. I jesteś utalentowana, artystyczna natura.
Agnieszka Frykowska: Jestem podobna do ciebie, zewnętrznie też.
Ewa Morelle: Moja koleżanka Hanka Morawiecka, gdy nas zobaczyła, zawołała: „Wyglądacie jak siostry! Te same oczy, włosy, uśmiech”. Chociaż uważam, że oczy masz ładniejsze.
Agnieszka Frykowska: Babciu, to ty byłaś najpiękniejszą kobietą w Polsce.

– Zaprosiłaś babcię na premierę sztuki, w której grałaś główną rolę. I tak spotkałyście się po 10 latach. Jakie to uczucie?
Agnieszka Frykowska:
Zaprosiłam. Chciałam, żeby zobaczyła, że coś potrafię. Że jestem aktorką. To było moje przedstawienie dyplomowe, zagrałam w „Ślubach panieńskich” z Olafem Lubaszenką.
Ewa Morelle: Byłam trochę przestraszona. Denerwuję się zawsze, gdy idę na premierę, w której gra ktoś znajomy. A tu tym bardziej – wnuczka. I byłam zachwycona, bo ona naprawdę ma talent.

– Zaskoczyła Panią?
Ewa Morelle:
Zaskoczyła.
Agnieszka Frykowska: Bardzo się denerwowałam, chociaż jak dostałam od babci Ewy przed przedstawieniem różyczki i kartkę, napełniło mnie to otuchą.
Ewa Morelle: Zawsze wiedziałam, że nie utoniesz. Skończyłaś wcześniej szkołę hotelarską, nie byłaś na niczyim utrzymaniu, radziłaś sobie świetnie. Odpowiadasz za siebie.
Agnieszka Frykowska: Nie mam czasu na głupie decyzje. Przede wszystkim muszę osiągnąć coś zawodowo. Napisałam pracę licencjacką o Romanie Polańskim i początkach jego kariery. Dostałam piątkę. A teraz piszę o nim pracę magisterską i właśnie wysłałam list z prośbą o wywiad.

– Babcia Ci nie pomaga w kontaktach z nim? Byli przecież zaprzyjaźnieni?
Ewa Morelle: Agnieszka musi działać sama. Dopiero wtedy można poznać smak sukcesu.
Agnieszka Frykowska: Poczułam go już, gdy na drugi dzień po premierze spotkałyśmy się we trzy – obie babcie i ja. Poczułam, że mam rodzinę. Moje babcie się porozumiały i to też jest dla mnie ważne.
Ewa Morelle: Mamy wspólny cel, żeby sprawy zawodowe Agnieszki dobrze się potoczyły. To dla niej czas pracy, a nie zabawy. Musi ugruntować swoją pozycję. Agnieszka ma już wypracowany image. Ma mój charakter, nie jest rozmemłana, stoi mocno na ziemi.
Agnieszka Frykowska: Dałaś mi swoją determinację. Niedawno zagrałam w jednym z odcinków „Tancerzy” i walczę dalej. Chodzę na castingi i się nie poddaję.

– Jesteście do siebie. Obie kierujecie się intuicją?
Agnieszka Frykowska:
Kiedyś spodobała mi się najmodniejsza lalka Barbie. Babcię Jadzię nie było na nią stać. I nagle przychodzi paczka z Paryża od babci Ewy. A w niej ta właśnie lalka. Skąd wiedziałaś, że tak jej pragnę?
Ewa Morelle: Nikt nie musiał mi o tym mówić. Wyczułam to.

– Z książki dowiedziałam się, że miewa Pani przeczucia.
Ewa Morelle:
Gdybym miała przeczucie, przyjechałabym do Polski przed śmiercią Bartka. Spóźniłam się o tydzień. Gdybym była wtedy blisko, on nadal by żył.

– Łączy Was też teraz wspólny cel – walka o spadek?
Ewa Morelle:
Jak to słyszę, mam wrażenie, że wszyscy powariowaliście. Moja była teściowa rozpętała całą sprawę. Bartkowi amerykański sąd przyznał pół miliona dolarów odszkodowania. Gdy Bartek umarł, spadek przeszedł na jego dzieci. Ale wypłacić je musi Manson, który siedzi w wiezieniu. Jak człowiek uwięziony może wypłacić jakieś pieniądze?! Ta sprawa musi być rozstrzygnięta pomiędzy dwoma krajami i dwoma sądami. I to dopiero, jak Manson umrze.
Agnieszka Frykowska: A tu piszą artykuły, że ja już mam te pieniądze. I że zniknęłam z towarzystwa, nigdzie mnie nie widać, bo widocznie pilnuję konta w banku. A ja ograniczyłam wyjścia na imprezy. Wolę posiedzieć w domu, poczytać lub wyjść na spacer z psem. Co tydzień mam nagrania mojego programu „Lub czasopisma” dla Tele5. Prowadzę rozmowy na temat kolejnych projektów.
Ewa Morelle: Możliwe, że coś kiedyś Agnieszka dostanie. Na razie będzie mieć to, co sama wypracuje.

– Masz z babcią jakieś wspólne plany, wspólne marzenia?
Agnieszka Frykowska:
Rozmawiamy o tym. Chciałybyśmy zrobić film „Unosząc się lekko nad ziemią” oparty na scenariuszu mojego taty, który pisał w ostatnich miesiącach życia. Już jest ktoś tym zainteresowany.

– Macie poczucie, że klątwa ciążąca nad Waszą rodziną została zdjęta? Że już nic złego się nie wydarzy?
Ewa Morelle: Nie wiem, czy to klątwa. Raczej przeznaczenie.
Agnieszka Frykowska: Trochę się boję o tym rozmawiać. Jest drugi świat istniejący równolegle i są sprawy niepoznane naukowo. Ale myślę, że legenda rodu teraz nabiera innego wyrazu. Nigdy dotąd nie miałam w sobie takiego spokoju, jaki mam teraz. Po raz pierwszy wiem, dokąd idę i co chcę robić.
Ewa Morelle: I masz być szczęśliwa.

Reklama

Rozmawiała Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek/Photo-shop.pl
Stylizacja Andrzej Sobolewski/D’vision Art
Makijaż Wilson/D’vision Art
Fryzury Piotr Wasiński
Produkcja sesji Ania Wierzbicka

Reklama
Reklama
Reklama