„Między nami nie zawsze jest różowo…”. Co Ewa Chodakowska zarzuca mężowi? WYWIAD
„Między nami nie zawsze jest różowo…”. Co Ewa Chodakowska zarzuca mężowi? WYWIAD
1 z 4
Spotykamy się w Łącku na zlocie Fajterek – dziewczyn, które dzięki ćwiczeniu z Ewą Chodakowską (36) przeszły spektakularne metamorfozy. Trenerka jest tam prawdziwą gwiazdą – na każdym kroku otacza ją wianuszek fanek. Tuż obok stoi jej mąż, Lefteris Kavoukis (43). Robi dziewczynom zdjęcia, nagrywa filmiki i cierpliwie czeka, aż długa kolejka do selfie z Ewą się skończy. Na co dzień jednak Chodakowska i Kavoukis spotykają się nie tylko z wyrazami sympatii, ale i z brutalnymi atakami, wyzwiskami i obelgami. Jak radzą sobie z przejawami nienawiści i zawiści? Czy trenerka boi się, że któraś z konkurentek odbierze jej tytuł królowej fitnessu? To Ewa i jej ukochany zdradzają tylko nam.
Zobacz także: Ewa Chodakowska poprowadzi swój program w TVP! Znamy szczegóły!
Oboje jesteście „fajterami”. Walczycie z bezczynnością i niezdrowym trybem życia, a ostatnio także z hejterami. Zwłaszcza ty, Ewa.
Ewa Chodakowska: Jestem świadoma faktu, że na swojej drodze będę spotykać zarówno zwolenników, jak i przeciwników. To naturalna kolej rzeczy. Zjawisko hejtu nie pojawiło się przecież dopiero teraz, ja już od dawna go doświadczam i już wcześniej też reagowałam na różne ataki. A hejt w stosunku do mnie mocno zelżał przez ostatnie lata, ja sama też potrafię znieść dużo więcej. Ale kiedy pojawiają się osoby, które próbują mnie bezkarnie obrażać, pokazuję im, że są granice. Jestem silną babką z Sanoka, nie dam sobie wejść na głowę. Nikt nie ma prawa nazywać drugiego człowieka „gównem”, „pustakiem” ani używać innych inwektyw. Będę ostro reagować na przypadki mowy nienawiści w sieci, szukając sprawiedliwości w sądzie.
A czy nadal tak mocno przeżywasz to, że ludzie są wobec ciebie tak zawistni?
E.Ch.: Kiedyś przeżywałam to bardziej, byłam tak wkurzona, że nie mogłam zasnąć. Dziś podchodzę do takich sytuacji na chłodno. Mam taką dewizę, że jeśli coś nie będzie dla mnie ważne za pięć miesięcy, to nie martwię się tym nawet pięć minut. I to się sprawdza!
Lefteris Kavoukis: Skuteczność tej zasady jest stuprocentowa! Ja najbardziej podziwiam Ewę za to, że nigdy nie płacze, gdy spotyka ją ludzka zawiść i bezmyślność, bo na to szkoda jej łez. Wiele kobiet nie wytrzymałoby takiej presji.
Zajrzyj na kolejne strony galerii i przeczytaj wywiad z magazynu „Flesz”!
2 z 4
Lefterisie, powiedz: o co Ewka walczy najmocniej? Bo sama się nie przyzna.
L.K.: Odkąd pamiętam, walczy o to, w co wierzy, i o to, na co zasługuje. O dobrą opinię, mocną pozycję w zawodzie, o to, by być taką wersją siebie, o jakiej inni nawet nie marzą. I takim myśleniem zaraża inne kobiety. Powiem więcej, myślę, że „uratowała” w ten sposób tysiące dziewczyn. Zmieniła ich życie, pokazała, że bariery istnieją tylko w głowie i że nie ma rzeczy niemożliwych. Słyszałam, że uratowała też wiele małżeństw!
E.Ch.: Będę nieskromna, ale rzeczywiście mam na koncie kilka terapeutycznych sukcesów (śmiech). Nie ma nic piękniejszego niż patrzenie na pary, które razem przyjeżdżają na moje tygodnie metamorfozy. Odkrywają siebie na nowo, razem walczą ze słabościami. Czasem wystarczy naprawdę niewiele, by się do siebie zbliżyć.
Wy też wszystko robicie razem. Jeszcze nie macie siebie dość?
L.K.: Fakt, razem pracujemy, razem realizujemy różne projekty, razem wyjeżdżamy. Inni mogą powiedzieć, że spędzamy ze sobą zbyt dużo czasu. Ale takich chwil tylko dla siebie często nam brakuje. Dlatego nawet jeśli wracamy do domu zmęczeni, dbamy, by ze sobą choć trochę porozmawiać, przegadać pewne sprawy.
E.Ch.: Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że podstawą dobrej relacji jest właśnie rozmowa. O wszystkim, na bieżąco, bez odkładania na później. Dwoje ludzi, którzy się kochają, nie powinno mieć tematów tabu, tajemnic. Oboje jesteśmy cholernie uparci i lubimy stawiać na swoim. Każde z nas uważa, że to jego pomysły na rozwiązanie pewnych problemów są najlepsze. Ale potrafimy znaleźć kompromis, choć jego wypracowanie trwa czasem wiele godzin.
Ten kompromis osiągacie w wyniku pokojowej wymiany zdań czy zdarza się wam rzucić talerzami?
E.Ch.: Nie stosujemy wobec siebie przemocy słownej ani fizycznej, używamy siły argumentów. Ja jestem w gorącej wodzie kąpana, potrafię pokazać pazur i zrobić awanturkę, ale nauczyłam się, że nerwy są złym doradcą. Lefteris zawsze chce mi udowodnić, że ma rację, co doprowadza mnie do szewskiej pasji. Niestety, jestem taka sama! Ale te nasze codzienne sparingi bywają inspirujące.
L.K.: Przyznaję, że czasem odpuszczam dla świętego spokoju, choć nie lubię tego robić (śmiech). Doceniam to, że Ewa potrafi przyznać się do błędu. Najlepiej, gdy racja jest po obu stronach. Kiedy sytuacje stresowe się mnożą, wtedy uciekamy na urlop do Grecji.
3 z 4
Lefterisie, jak sam powiedziałeś, na sukces pracujecie razem, ale w Polsce tylko Ewa jest gwiazdą. Nie przeszkadza ci to, że jesteś w cieniu żony?
L.K.: Nie! To bardzo mi odpowiada, poza tym wcale nie czuję, że jestem w cieniu, bo według mnie tworzymy jedność. Ja zresztą miałem już swoje pięć minut. Gdy się poznaliśmy, przez kilka lat występowałem w popularnym programie w greckiej telewizji. I wcale nie tęsknię za popularnością, bo to ciężki kawałek chleba. Ewa ma trudniejszą rolę, bo jest twarzą naszych projektów, gości na okładkach pism, jej nazwisko to marka. Sama dba o social media i kontakt z fankami. Ja mam łatwiejszą działkę: spotkania biznesowe, negocjacje, umowy – i to mi w zupełności wystarcza.
E.Ch.: Widzisz, i to odróżnia Lefterisa od wielu mężczyzn. Nie przeszkadza mu sukces ukochanej kobiety – potrafi się nim cieszyć. Może to jest kwestia mentalności, która, całe szczęście, u nas też już się zmienia.
W poglądach na sprawy damsko- -męskie blisko ci do feminizmu?
E.Ch.: Tu nawet nie chodzi o feminizm. Niestety, często największymi wrogami Polek są… one same. Zdarza się też tak, że to rodzina czy mężowie, przyzwyczajeni do patriarchalnego podziału ról, podcinają im skrzydła. Kobiety nie są stworzone do tego, by komukolwiek służyć, chyba że taką rolę same wybiorą. Często patrzę na dziewczyny, które gasną przy swoim partnerze, i zastanawiam się, do kogo będą miały pretensje w przyszłości. Mamy prawo o siebie dbać, rozwijać się i znajdować czas dla siebie. Życie pod cudze dyktando, wbrew naszej woli, zawsze będzie powodowało w nas frustrację. Jasne komunikowanie naszych potrzeb i oczekiwań jest absolutnie niezbędne.
O swoim mężu mówisz wyłącznie dobrze. Ale on też musi mieć wady!
E.Ch.: Jasne, między nami nie zawsze jest różowo, on potrafi mnie wkurzyć. Ale jeśli mogłabym się do czegoś przyczepić, to uważam, że czasem mógłby być nieco bardziej romantyczny.
L.K.: Nie sądzę, że jestem za mało romantyczny (śmiech). Rozpieszczam cię na 150 procent!
E.Ch.: Jak? Te sto róż, które wczoraj dostałam od moich Fajterek, nie zrobiło na tobie wrażenia. Daję ci subtelnie do zrozumienia, że mógłbyś mi od czasu do czasu kupić kwiaty bez okazji.
L.K.: Ale zabieram cię do restauracji! Nie kupuję ci prezentów, bo wiem, że jeśli coś ci się zamarzy, potrafisz to sobie szybko zorganizować. Daję ci coś znacznie cenniejszego – wolność wyboru i możliwość robienia tego, co kochasz. Niezależność – coś, co cenisz najbardziej i co czyni z ciebie bardzo silną kobietę.
E.Ch.: No tak! Mogę wszystko i powinnam być ci za to wdzięczna? Inny schemat nie wchodzi w rachubę. Zapominasz jedynie, że silne kobiety są też wrażliwe w środku. Każda z nas potrzebuje czasem takich „dowodów” miłości.
L.K.: Codzienne życie to nie kwiaty! Kochanie, jesteśmy szczęśliwi. Ilu ludzi może to szczerze o sobie powiedzieć?
E.Ch.: Widzisz? I tak wyglądają nasze rozmowy (śmiech). Nieustanny ping-pong myśli, argumentów i kontrargumentów. Kiedy się nas słucha, można się szybko zmęczyć. To się nie kończy.
4 z 4
W jakim języku kłócicie się najczęściej?
E.Ch.: Przez te wszystkie lata wypracowaliśmy własny język, który jest kompletnie niezrozumiały dla innych. To polsko-grecko-angielska mieszanka. Czasem naprawdę wybuchowa!
W kwestii planów powiększenia rodziny jesteście bardziej zgodni?
L.K.: My mamy wielką rodzinę! I w Polsce, i w Grecji. Mam brata, Ewa ma troje rodzeństwa i ich dzieci traktujemy jak własne. Na razie cieszymy się tym, co mamy. Ale jeśli postawimy na projekt rodzina, będzie to najlepszy „projekt”, jaki stworzymy.
W Polsce jest takie powiedzenie, że prawdziwy mężczyzna powinien zbudować dom, posadzić drzewo i spłodzić syna.
L.K.: W dowolnej kolejności? To chyba jestem na dobrej drodze (śmiech). A wiesz, jaka jest różnica między Polakami a Grekami? Tu ojcowie marzą, by ich synowie zostali piłkarzami albo skoczkami narciarskimi. W Grecji – obowiązkowo koszykarzami.
Ewa, a nie marzysz o córeczce? Choćby na przekór Lefterisowi? (śmiech)
E.Ch.: Dla mnie ważne jest, by dziecko było zdrowe i czuło się kochane, zadbane i szczęśliwe. Śmieję się, że mam 2 miliony córek na Facebooku, do których codziennie zaglądam i karmię dobrym słowem. Na mój prywatny „Chodagang” jeszcze przyjdzie czas. Nie zamierzam ulegać presji. Sama zdecyduję, kiedy to nastąpi. Na razie chcę smakować życie i cieszyć się z tego, co mam.
Nie obawiasz się konkurencji? Tego, że ktoś cię zdetronizuje?
E.Ch.: Nie mam potrzeby zajmowania tronu, nie muszę być królową fitnessu. Cieszę się z sukcesów kolegów i koleżanek z branży. Na tej scenie jest miejsce dla nas wszystkich, bo dobrych wzorców nigdy za wiele! Sama staram się wyławiać perełki i wciągać je do mojego teamu albo zapraszać na okładki „Be Active”. Życie jest zbyt krótkie na ściganie się z innymi. Ścigam się tylko ze sobą!