W ostatnich tygodniach bardzo głośno jest o aferze z domniemaną seks-taśmą Cezarego Pazury. Temat jest o tyle kontrowersyjny, że w polskim show-biznesie zupełnie nowy. Aktor odpiera zarzuty i doniesienia tabloidów, ale historie dotyczące rzekomego nagrania żyją już własnym życiem. Linia obrony aktora potrafi jednak czasami zaskakiwać. Przypomnijmy: "Afera z seks-taśmą to nagonka na kościół!"

Reklama

Oliwy do ognia dolała sytuacja sprzed tygodnia. W nowym numerze tygodnika "Wprost" miał się bowiem ukazać obszerny wywiad aktora, który przeprowadziła Magdalena Rigamonti. Ten jednak nigdy się nie ukazał, a w jego miejsce do druku poszedł "suchy" artykuł, który mocno sugerował, że seks-taśma Pazury naprawdę istnieje i dlatego zapłacił aż 8 tysięcy szantażyście - aby raz na zawsze zakończyć tę sprawę zanim trafi do mediów.

Oczywiście bardzo mocno oburzył to Pazurę i jego żonę, ale wczoraj czekała ich kolejna niespodzianka. Rigamonti na swoim blogu opublikowała kolejny wpis, w którym podważa zasadność autoryzacji wywiadów i na przykładzie Pazury właśnie wyjaśniła, jak absurdalna była rezygnacja aktora ze słów, które wypowiedział do jej dyktafonu. Edyta Pazura, która pełni funkcję menadżerki swojego męża, ostro zareagowała na Facebooku.

Jest Pani żywym dowodem na to, że autoryzacja jest koniecznością w dzisiejszych czasach, aby bronić się przed takimi osobami jak Pani... Przeczytałam pierwszą wersję wywiadu który nam Pani wysłała. Szczerze... miałam wrażenie, że wylansowała Pani nowy rodzaj dziennikarstwa! Ja to nazwałam "dziennikarstwem 2w1" tzn. nie zadawała Pani pytań, tylko "pytanio- tezy" powstałe w Pani wyobraźni. To one były później cytowane w plotkarskich gazetach i portalach. Pewnie o to właśnie Pani chodziło... Miałam wrażenie, że to Pani chciała zostać "gwiazdą wieczoru" - atakuje dziennikarkę "Wprost" Pazura.

Dalej jest jeszcze ciekawiej. Edyta zarzeka się, że gdyby ktoś zadzwonił do niej żądając pieniędzy za kompromitujące nagrania to również by zapłaciła. Żeby udowodnić przed sobą własną niewinność?

Powiem Pani szczerze, że jeżeli do mnie zadzowniłby jakiś przygłup i żądał 35 tys zł za jakiś materiał, a 8 tys za zobaczenie go, to też bym mu zapłaciła. Chciałabym to zobaczyć... A może ma zdjęcie mojego zadka ? A może moje nagie zdjęcia z garderoby W MOIM DOMU które mi zrobiono 7 lat temu z drzewa naprzeciwko. A Pani koledzy, na szczęście w wersji "soft" opublikowali je w tabloidzie na pierwszej stronie. Więc myślę, że teraz Pani na pewno zrozumie, czemu Mąż musiał zobaczyć materiał który miał rzekomo go skompromitować. Na Pani, jak widać nieszczęście... nie był kompromitujący i już...O! - podsumowała.

Cała sprawa zdaje się nie mieć końca i zapowiada się na dłuższy "serial" w polskich mediach. Skoro seks-taśma rzeczywiście nie istnieje to dlaczego wciąż wzbudza tyle emocji?

Zobacz także

Zobacz: "Moja żona wiedziała o seks-taśmie od początku"

Reklama

Cezary Pazura z żoną na meczu:

Reklama
Reklama
Reklama