Reklama

Przełom w polskim mediach, a zarazem jeden wielki szok. Dziś cała Polska żyje publikacją tygodnika "Wprost", który przeprowadził śledztwo w sprawie Kamila Durczoka, które rzuca mnóstwo oskarżeń na redaktora Faktów. Wszystko krąży wokół tematu pornografii, "białego proszku", a nawet zoofilii. Przypomnijmy: Co we Wprost z Kamilem Durczokiem na okładce? Biały proszek, zoofilia, pornografia...

Reklama

Kilka tygodni temu "Wprost" ujawnił skandal ze znanym dziennikarzem, który miał molestować swoje podwładne. W tekście brakowało konkretnych nazwisk, ale większość osób plotkowała, że jest to właśnie Kamil Durczok. Dziś, dziennikarz po drugiej szokującej publikacji tygodnika, pojawił się w studiu Tok FM, aby wyjaśnić sprawę. Na początku przyznał, że nie ma nic wspólnego z mobbingiem i molestowaniem:

Nigdy nie byłem molestującym szefem. Czym innym jest molestujący, a czym innym wymagający szef. Ja jestem cholerykiem, czasem wybucham w pracy, co jest normalne, ale nigdy by mi do głowy nie przyszło, by powiązać takie relacje z molestowaniem. Z całą stanowczością, jasno i wyraźnie chciałem powiedzieć: nigdy nie molestowałem żadnej z pracownic, żadnej kobiety - przyznał

Zapytany o to, czy zrobił cokolwiek, co można uznać za molestowanie, przyznał:

Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Nie przypominam sobie takich sytuacji. Zaczynamy wchodzić w taki obszar dotyczący też życia prywatnego. Wiem doskonale, że jeśli ktoś bardzo będzie chciał taki zarzut postawić i coś znaleźć z życia prywatnego, co będzie świadczyć na rzecz tezy, że kogoś molestowałem, to to zrobi. - mówi

Czytając poprzedni tekst Wprost, myślał:

Nie możemy wejść w głowy ludzi, z którymi rozmawiamy i odczytać, co tam jest. Czytając ten tekst we “Wprost” pomyślałem sobie, że jednak jest tak, że jeśli to wyczerpuje określone znamiona z Kodeksu karnego czy cywilnego, to są instytucje, do których taki ktoś [molestowana kobieta] się może zgłosić.

Odniósł się również do dzisiejszej publikacji Wprost. Okazuje się, że dziennikarz był w celach prywatnych w mieszkaniu, w którym znaleziono narkotyki i mnóstwo płyt z pornografią:

Żeby była jasność powiem jedno zdanie, chociaż uważam, że to moja absolutnie prywatna sprawa. Tak, w prywatnym czasie odwiedziłem mieszkanie, w którym przebywała jedna z moich znajomych. To, co tam robiłem, to moja prywatna sprawa, to nie było żadne złamanie prawa

Przyznaje jednak, że nie ma pojęcia, co tam w ogóle się znajdowało:

A skąd ja mam wiedzieć, co tam w ogóle było? Tam była awantura między tą osobą i właścicielami mieszkania, która dotyczyła zaległości czynszowych. Policja była w środku, a potem odjechała. Gdyby był jakikolwiek ślad białego proszku, to wyobrażasz sobie policjanta, który by wyszedł i to zostawił?

Na czas afery Kamil postanowił wziąć urlop. Na czas pracy komisji powołanej przez TVN nie chce pokazywać się publicznie:

Czy można postawić jakikolwiek zarzut, to się okaże za dwa tygodnie. Dzisiaj zaczęła prace komisja . Ja oczywiście poszedłem na dwutygodniowy urlop. Nie powinienem utrudniać pracy tym, którzy chcą to wyjaśnić - mówi

Co o tym sądzicie?

Zobacz: Głośna publikacja Wprost wywołała burzę. Mensah: Wiem o kogo chodzi

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama