Czy przytyła? Z czego żyje? Maryla Rodowicz w szczerej rozmowie nie tylko o życiu podczas pandemii
Czy przytyła? Z czego żyje? Maryla Rodowicz w szczerej rozmowie nie tylko o życiu podczas pandemii
Nie boję się koronawirusa – mówi Maryla Rodowicz. Właśnie przeszła na nową dietę, wróciła do treningów na korcie i… zamierza napisać książkę. Wiemy o czym!
Zanim zaczynamy rozmowę, Maryla Rodowicz (74) stawia jeden warunek: nie chce opowiadać o rozwodzie. Dlaczego? – To dla mnie są bardzo trudne sprawy. Poza tym nie wszystko jest na sprzedaż – mówi. Rozmawiamy więc o tym, jak przetrwała izolację. Czy dziś boi się o swoje zdrowie? Czy ostatnie trzy miesiące ją zmieniły?
Zobacz także: Maryla Rodowicz rapuje w "Hot16challenge"! "Dziękuję prezydentowi, że mnie odmroził przed sylwestrem"
Co panią dziś cieszy najbardziej?
To, że mogę już grać w tenisa, a nie tylko leżeć na kanapie i oglądać seriale na Netfliksie. W ostatnich tygodniach zrobiłam sobie wielogodzinny maraton: „The Crown”, „Ozark”, „Homeland”… Mój jedyny spacer polegał na przemieszczaniu się pomiędzy kanapą a lodówką.
Przytyła pani?
Dwa tygodnie temu przeszłam na nową dietę keto. Jeszcze nie widać efektów, ale wiem, że organizm musi najpierw wejść w stan ketozy (pozyskiwanie energii z tłuszczu zamiast z cukru – przyp. red.). Jem teraz więcej mięsa, niektóre warzywa i owoce, ale głównie jagodowe: borówki, maliny i truskawki.
Nie obawia się pani o serce? Jest pani pod opieką dietetyka?
A skąd! Ja jestem specjalistą od różnych diet, bo właściwie całe życie się odchudzam (śmiech). Teraz zamierzam zrzucić kilka kilogramów. Dlatego też cieszy mnie możliwość biegania na korty, trenuję przynajmniej trzy razy w tygodniu po dwie godziny.
Artyści nie mają teraz łatwo. Z czego pani żyła przez ostatnie miesiące?
Ostatni koncert akustyczny zagrałam w Wejherowie 4 marca, resztę organizatorzy poprzekładali na jesień. W moim domu walizki z tej trasy leżą jeszcze nierozpakowane, w ten sposób zaklinam rzeczywistość. Przez ostatnie miesiące żyłam z oszczędności, jak to się mówi, „z kupki żyłam” (śmiech). To panią bardzo martwi? Martwi o tyle, że „kupka” ma to do siebie, że szybko topnieje. Dlatego może napiszę książkę kucharską? Powiem pani, że ja całkiem nieźle gotuję, podobnie zresztą jak moje dzieci. Dlatego chciałabym namówić młodszego syna i córkę, byśmy napisali tę książkę razem. Jędrek i Kasia właściwie wszystko gotują świetnie, ja zaś jestem wychowana na zupach i kuchni mojej babci. Pamiętam jeszcze jej przepis na babkę kartoflaną albo kapuśniak ze słodkiej kapusty z pomidorami i klopsikami. Dziś np. gotuję zupę z młodych warzyw i duszę gołąbki.
Dzieci sprawdziły się w czasie pandemii?
Bardzo! Z nimi zawsze jest wesoło. W Święta Wielkanocne ja oglądałam sobie wieczorem serial „Dom z papieru”, a oni razem w drugim kącie pokoju grali w jakieś gry planszowe. Strasznie się przy tym zaśmiewali. Najmłodszy syn, który jako jedyny mieszka w Warszawie, często do mnie wpada. Poza tym lubię być sama. Czasem gadam sobie z moimi kotami: Kazimierzem, Leszkiem, Saszą i Katarzyną, która chodzi za mną krok w krok, zupełnie jak piesek. Uwielbiam kwiaty i teraz patrzę na te w moim ogrodzie: gigantyczne kule hortensji i kwiaty krzewów rododendronów. W wazonie stoją natomiast piwonie i konwalie. Nawet sobie pomyślałam, że gdybym nie śpiewała, to mogłabym pracować w kwiaciarni.
Boi się pani tego wirusa?
Niekoniecznie! Od dziecka byłam chorowita, miałam anginy, zapalenia krtani, teraz już się chyba uodporniłam. Jestem twardą sztuką! Jestem zdrowa i będę.
Ale pandemia pewnie panią zmieniła?
Również niekoniecznie! Ale ja już przeżyłam różne zawirowania, więc teraz jestem optymistką. Całe moje dzieciństwo spędziłam w jednym pokoju bez łazienki z mamą i babcią. Pamiętam, jak babcia grzała wodę, żebym mogła się umyć w misce. Potem były akademik i wynajmowane mieszkania. A kiedy byłam w pierwszej ciąży, w grudniu 1979 roku, nie miałam pralki, garnków, kuchenki… dosłownie niczego. Za to dostałam swoje pierwsze mieszkanie w bloku na Ursynowie. Potem przyszedł stan wojenny – mieliśmy wojsko na ulicach, jedzenie na kartki, wyłączone telefony. Czy dziś czuję strach? Nie! Jak sobie przypomnę opowieści mojej babci i mamy, które po wojnie jechały wagonami bydlęcymi z Wilna na Ziemie Odzyskane, to ja nie mogę się teraz bać. Nasi przodkowie przeżywali naprawdę ciężkie chwile. A teraz? Damy sobie radę. Cieszę się tym, co mam. Ten mój dom z ogrodem to jest moja nagroda za trudne minione lata. Poza tym jestem przekonana, że wszystko, co dramatyczne, kiedyś mija. W Polsce jest mniej zachorowań i to mi daje nadzieję, że będzie lepiej. Ten wirus pewnie z nami zostanie, ale będzie już miał lżejszy przebieg. Czuję, że jesienią i ja, i wszyscy artyści wrócimy do grania. Najbardziej za tym tęsknię. Za koncertami i za moją widownią.
Zobacz także: Kto to śpiewał? Sprawdź, czy znasz największe polskie przeboje! Wielki test Party
Maryla Rodowicz tęskni za sceną: